Komitet budowy metra w Krakowie
W krakowskim referendum pytania będą aż cztery, bo politycy postanowili zafundować sobie nowego misia. Naszym kosztem oczywiście. Tym misiem jest metro, choć może nie tyle metro, co budowa metra i komitet powołany do realizacji tego ambitnego zadania, który zapewne zacznie działać gdzieś w okolicach jesieni.
Z początku myślałem, że pomysł wprowadzenia pytania o metro do referendum jest tylko idiotyczny i po prostu nikt nic nie nauczył się na igrzyskach. Nie dlatego idiotyczny, że zapytanie mieszkańców Krakowa o metro jest głupie – to akurat ma ręce i nogi, i należy to zrobić. Tylko, że nie w tak niepoważny sposób, jak ten, którego się doczekamy. To duża kasa i ważna sprawa, i potraktowanie jej w taki sposób, jak zrobili to krakowscy radni. pokazuje tylko, że są to ludzie, którzy znajdują się w niewłaściwym miejscu. Podjęcie takiej decyzji, także na drodze referendum, wymaga debaty, kalkulacji kosztów, pokazania alternatyw. Choćby dlatego, że sprawa oczywista nie jest. Są mądrzy ludzie, którzy mówią, że problemy komunikacyjne Krakowa najlepiej rozwiąże kilka inwestycji w tramwaj i nie warto wydawać miliardów złotych na coś czym w dobrym wypadku ludzie pojadą za dwa pokolenia, gdy za mniejsze pieniądze i szybciej możemy mieć najlepszą sieć tramwajową w Europie.
Ale tak pomyślałem tylko na początku, bo później dotarło do mnie, że to nie jest tak, że nikt się na błędach niczego nie nauczył. Jest dokładnie na odwrót. Jednemu misiowi się oczko odkleiło, więc zostanie zastąpiony innym misiem. I to takim, który będzie miał najmocniejszą legitymację do wydawania naszych pieniędzy: wynik referendalnego głosowania. W końcu jeżeli krakowianie powiedzą, że metra chcą – a przy tak postawionym pytaniu odpowiedź jest oczywista, bo ogólnie rzecz biorąc, to kto by nie chciał? – to już na jesieni jeden tajny komitet zostanie zastąpiony przez inny tajny komitet. I nawet nie będzie się dało nic powiedzieć, bo odpowiedź będzie jedna: to krakowianie chcieli tego komitetu.
Wtedy misiem zamiast igrzysk będzie planowanie planu rozpoczęcia przygotowań do budowy metra. Już da się usłyszeć, że kiedy tylko metro przejdzie w referendum, to zostanie powołane specjalne biuro, które dla wygody i słusznych skojarzeń, lepiej nazywać komitetem. To biuro zajmie się wspomnianym planowaniem planowania planu rozpoczęcia przygotowań do budowy metra, a takie planowanie oznacza zakup ekspertyz, planów, może strony internetowej, a zapewne też wyjazd na kilka delegacji do miast, gdzie metro jest i to fajne. A kto wie. Może nawet logo zamówią za 80 tys.
Zmieni się zatem tylko tyle, że zamiast 120 tys. za wycieczkę do Soczi będziemy płacić 120 tys. za wyjazd do Londynu albo Moskwy. A na posady i zlecenia – znając to miasto – załapią się krewni i znajomi królika. Może nawet ci, którzy nie będą już organizować igrzysk, a których nazwisk Komitet strzeże z uporem godnym lepszej sprawy.
I co gorsze nie ma dobrego wyjścia z tej sytuacji, bo zrobiono to w wyjątkowo cwany sposób. Odpowiedzieć się właściwie nie da, bo co to w ogóle jest za metro, za którym lub przeciwko któremu głosujemy. Jedna linia? Dwie linie? Trzy? Skąd dokąd. Kiedy i za ile? Kosztem tramwaju? Ile będzie kosztować eksploatacja i kto za nią zapłaci? Bez tego pytanie jest mniej więcej w stylu “czy chciałbyś żeby było miło?”. Do tego odpowiedzieć “nie” może być trudno, bo zostanie to odczytane jako niechęć do projektu, który wielu krakusów pociąga. Z kolei „tak” powiedzieć nie sposób, bo nie wiadomo za czym tak naprawdę to “tak” ma być. A też nieprzyjemnie by było znowu zostać zrobionym w misia i wrobionym w kolejną drogą słomianą inwestycję, której efektem będzie pewnie to, że za jakiś czas z pomocą bardzo drogiej strony internetowej, zaopatrzonej w jeszcze droższe logo poinformują nas, że już zrobili plany, zamówili ekspertyzy, odwiedzili, co mieli odwiedzić i wreszcie zaczęli kopać – wykopali “pół-metra”.
Co zatem zrobić? Nie wiem. Skreślić jedno i drugie? Nie skreślić żadnego? Może odpowiedzieć na “nie”. W każdym razie trzeba to zrobić tak, żeby nie dać legitymacji dla kolejnego misia.
I może wtedy zamiast tej przygotowanej na szybko szopki doczekamy się porządnej debaty na temat kierunku, w którym powinien iść rozwój komunikacji w Krakowie. Debaty oczywiście zakończonej, a nie rozpoczynanej, referendum. Raczej nie jednym pytaniem o metro, a pytaniem o priorytety. Np. “Czy chcesz metra, jeżeli będzie to oznaczać wstrzymanie na 20 lat wszystkich inwestycji tramwajowych?”
Trwa też licytacja, jak kto odpowie na resztę pytań, więc i jak się dorzucę:
Ścieżek rowerowych prawie wszyscy życzą sobie więcej, więc nie bardzo jest o czym gadać, ale to zadanie miasta, które tpowinno po prostu być realizowane i pytanie jest tylko potwierdzeniem. Monitoringu wizyjnego wolałbym w Krakowie nie mieć, bo i tak żyjemy w świecie, w którym wielkiego brata jest za dużo, a ludzie wiedzą o nas zdecydowanie więcej niż byśmy sobie tego życzyli i niekoniecznie mam ochotę, żeby jeszcze Straż Miejska wiedziała gdzie, kiedy i z kim się spotykam. Przy pytaniu o igrzyska odpowiedź jest jasna. Temu misiowi z odklejonym oczkiem mówię stanowcze nie. Za dużo już było kolesiostwa, wątpliwych wydatków, działania za plecami społeczeństwa i niezgrabnych wpadek, żeby móc zrobić coś innego. Nie możemy się zgadzać na takie rzeczy, bo jak będziemy się zgadzać, to nas politycy tymi swoimi misiami puszczą z torbami.
–2 komentarze–
[…] że moim zdaniem w referendalnym pytaniu o metro, chodzi przede wszystkim o to, by zalegalizować Komitet Budowy Metra w Krakowie, a już okazuje się, że rzeczywiście tak […]
Po powyżej zaprezentowanej i sensownie umotywowanej ściągawce wyborczej przydałaby się podobna dotycząca wyborów samorządowych – jak sprawić, przy założeniu realnych szacunków, aby odsunąć od koryta aktualnie rządzących radnych. Głosować na tych z niższych miejsc znajdujących się na tej samej liście? Na zupełnie inną listę? A może jeszcze inny plan?