Michał Miśkiewicz: Z Bolechowic przez Mediolan na Reymonta
– Jutro gramy najważniejszy mecz w sezonie – Legia legnie? – zapytaliśmy Michała Miśkiewicza. – Legnie! Na Reymonta musi legnąć. – mówi bramkarz Wisły, który mieszka w Bronowicach i zna je nie od dziś. Michał Miśkiewicz odpowiada. Pytają Grzegorz Krzywak i Tomasz Borejza.
To zaczynajmy. Za kim jesteś?
Michał Miśkiewicz: No co to za pytanie?
Takie, które swego czasu w Krakowie słyszało się co chwilę.
No jasne, że za Wisłą! Byłem od dziecka za Wisłą i to się nie zmieni.
Czyli Wiślak z krwi i kości?
Przez szacunek dla tych najlepszych kibiców nie powiem, że jestem kibicem najbardziej zagorzałym. Jest grupa kibiców, którzy jeżdżą na wyjazdy i o nich można tak powiedzieć.
Ja po prostu jestem Wiślakiem.
Tak? A ślub to w jaki dzień wziąłeś?
19.06. 19.06 podpisałem też kontrakt z Wisłą.
Chodziłeś na Reymonta?
Oczywiście. Choć nie na trybunę dla tych najwierniejszych kibiców. Zwykle zajmowałem miejsce gdzieś z boku.
Rozumiemy, że jak grałeś na podwórku, to byłeś Arturem Sarnatem?
Częściej przewijały się inne nazwiska, takie jak Żurawski, Frankowski, Czerwiec…
Więc gra z Arkiem Głowackim musi być dla ciebie teraz czymś…
Trudno to ukryć. Ale też do niedawna w drużynie był jeszcze Radek Sobolewski. Przyjemnie pracuje się z takimi ludźmi widząc jakie mają podejście po latach i jak głęboko mają Wisłę w sercu.
Twój pierwszy klub to Kmita Zabierzów. Jesteś z Zabierzowa czy z Krakowa?
Ani to. Ani to. Jestem z Bolechowic, czyli jeszcze trzecia opcja. W gazetach często piszą, że jestem z Zabierzowa. To nieprawda, chociaż Bolechowice to gmina Zabierzów.
Na początku trafiłeś jednak do Kmity, a nie do Wisły. Dlaczego?
Z Kmitą związałem się, bo było najbliżej, a klub dobrze sobie radził – grał w drugiej, trzeciej lidze. W tamtym czasie przewinął się temat Wisły, ale to była bardziej plotka niż konkretna propozycja. Zaraz po tym wyjechałem zresztą do Włoch.
Grałeś w Kmicie, więc masz pewnie na koncie mecze z krakowskimi drużynami z niższych lig. Masz na rozkładzie Bronowiankę albo Zwierzynieckiego?
Tak, tak – grałem. Nie tylko w Kmicie, bo grałem nawet w Tramwaju Kraków. Dobrze to wspominam.
Zapadł Ci w pamięć folklor boisk z niższych lig?
Wiadomo, że na takich meczach panuje specyficzny klimat.
Siedzi grupka ludzi, których słychać na boisku, a szczególnie „przecinki” stawiane przez dziadków z „Przeglądem Sportowym” w ręce.
Grałeś w niższych ligach, ale skończyłeś w Wiśle – co decyduje o tym przejściu z piłkarza-amatora do piłkarza-profesjonalisty? Praca? Szczęście? Szczęście i praca? Talent?
Paradoksalnie – niezbyt często talent.
W Kmicie było kilku chłopaków, którzy mieli wielkie „papiery na granie”. Wydaje mi się, że chodzi tutaj przede wszystkim o psychikę. W pewnym momencie trzeba też postawić albo na piłkę albo na szkołę. Połączyć mogą to tylko wybitni, a wiadomo też, że to ogromne ryzyko. Przebić się jest bardzo trudno, więc zły wybór może źle się skończyć. Postawienie na szkołę i pracę, to zwykle koniec kariery piłkarskiej. Znam wiele takich przypadków.
A co było twoim przełomowym punktem, kiedy postawiłeś wszystko na futbol?
Michał Miśkiewicz: To przede wszystkim wyjazd do Włoch. Z takiej szansy się nie rezygnuje. Postawiłem wszystko na jedną kartę, bo nawet jakby nie wyszło, to i tak zyskiwałem bezcenne doświadczenie.
Zresztą gdyby nie ten wyjazd, to nie wiem co by się ze mną stało. Kmita upadł dwa lata po tym, jak wyjechałem do Mediolanu. Kto wie, czy byłbym jeszcze profesjonalnym piłkarzem.
Mało wiemy o Twoim epizodzie we Włoszech. Zwykle pisze się o tym, że grałeś w młodym Milanie i tyle. A przecież zdobyłeś mistrzostwo Włoch U-18.
To prawda. W Polsce mówi się najczęściej o czołówce. O grających w najlepszych seniorskich klubach. Jak na przykład Robert Lewandowski. Zresztą trudno się dziwić, że tak jest. Co do mistrzostwa – to prawda – jestem mistrzem Włoch do lat 18.
W finale pokonaliśmy Juventus Turyn.
W Milanie trenowałeś z samym Ronaldhinio – dobrze strzela rzuty wolne ?
Rewelacyjnie!
Lepiej niż Radek Sobolewski?
Powiedzmy, że Radziu by go zmiażdżył w 1 na 1 – nie przepuściłby go! (śmiech)
Jest coś niesamowitego i bardzo pozytywnego, gdy chłopak z Bolechowic staje między słupkami Wisły. Zaliczając do tego po drodze Włochy.
Ja to traktuje jak szkołę życie – piłkarską i nie tylko. Tak widocznie musiało być, że moja droga z Bolechowic na Reymonta przebiegła przez Mediolan.
Trochę na około, ale szczęśliwie.
Gdzie mieszkasz w Krakowie?
I jak?
Świetnie. Doskonała komunikacja. W Krakowie jest trochę tak, że „wszystkie drogi prowadzą do Bronowic”. Wszędzie dojedziesz. Z każdego miejsca przyjedziesz.
Ale też zawsze byłem związany z Bronowicami. Moje życie toczyło się właśnie w tej części Krakowa. Przez Bronowice codziennie jeździłem autobusem do szkoły. W Bronowicach były przesiadki.
A gdzie się uczyłeś?
W IX L.O przy Lea…
Chodziłeś na wagary?
Zdarzało się.
A gdzie?
Pierwsza miejscówka, gdzie się spotykaliśmy i szybko się ewakuowaliśmy, żeby nas pani nauczycielka nie zauważyła, to był Plac Inwalidów. Najczęściej w stronę Rynku. I tam przez cały dzień się łobuzowało.
Jak „Fast Foody” w Bronowicach to gdzie?
„Fast Foody” na rondzie Kraka. I oczywiście słynne zapiekanki na pętli tramwajowej. Do tego budka naprzeciwko Lewiatana na Widoku. Choć teraz to już jest prawdziwa restauracja. Dawniej to pani z okienka wydawała … i tyle. Korzystałem z tych punktów, gdy co weekend jeździłem na giełdę na ul. Balickiej.
Też chodziłeś na giełdę?
Jasne. Giełda to była podstawa. Czekało się na sobotę i jechało z chłopakami po nowości. Z internetem było gorzej niż dzisiaj, więc giełda tętniła życiem.
Jak giełda to Fifa czy Pro Evo?
Zdecydowanie FIFA. Choć zaczynałem od Pro Evo, ale jednak lepiej gra mi się w FIFĘ. Wracając do giełdy. Szkoda, że to miejsce się tak zmieniło. To już nie to samo.
A skoro już jesteśmy przy Bronowicach. Jakieś podpowiedzi dla radnych?
Przydałoby się oświetlenie przy Zielonym Mostku. Ludzie się boją tamtędy chodzić po zmroku.
No właśnie, słyszeliśmy, że twoim ulubionym sposobem spędzania wolnego czasu to długie spacery po Bronowicach?
Oj tak! Z żoną i naszym Hermesem.
Hermes potrzebuje chyba długich spacerów?
Tak – to Syberian Husky więc jest niezmordowany. Lubimy długie spacery podczas których podziwiamy zabytki i folklor Bronowic – Rydlówkę, Tetmajerówkę, stare kuźnie, forty… Nawet trochę się interesowałem historią tych okolic, odkąd tu mieszkamy i jest bardzo ciekawa. A poza tym sporo jeździmy na rowerach i oczywiście spotykamy się ze znajomymi.
Dzisiaj w Wiśle przybywa krakusów albo ludzi od dawna związanych z klubem. To ważne?
Myślę, że to ważne dla kibiców. Jak widzą swojego chłopaka, to dostaje większy kredyt zaufania. I nie mówię tu o sobie, bo przecież są wychowankowie. Jest Łukasz Burliga czy związany od bardzo wielu lat z Wisłą Paweł Brożek.
Tacy piłkarze na pewno podchodzą do meczów bardziej emocjonalnie.
Właśnie. Bo to chyba jest trochę tak, że Wisła to w Polsce i w Krakowie prawdziwa marka. A dla kogoś z zagranicy to klub jeden z wielu. Choć np. Serbowie, zwłaszcza Ci z Belgradu, którzy grali w derbach Partizana z Crveną Zvezdą, od razu rozumieją „co i jak”. Tak jest z Jovanovicem?
Tak. On doskonale rozumie o co chodzi w derbach, rozumie krakowski klimat.
W tej chwili w szatni jest grupa ludzi, którzy wiedzą o co gramy i wydaje się, że wszystko idzie w dobrym kierunku.
Skoro przy tym jesteśmy. Jutro gramy najważniejszy mecz w sezonie – Legia legnie?
Legnie! Na Reymonta musi legnąć.
Fot. Jakub Włodek.
(Data publikacji 5.10.2013 r.)
–6 komentarzy–
[…] Miśkiewicz debiutuje w kadrze. To na pewno efekt treningu z Grześkiem Krzywakiem (TUTAJ […]
[…] strzegł bramki Wisły. Jeszcze za czasów Jacka Bednarza nie przedłużono z nim kontraktu. A szkoda, bo to Wiślak z krwi i kości, a do tego z Bronowic. Niektórzy przymierzają na nowego właściciela Wisły niesławnego biznesmena Grzegorz […]
[…] Przedwiośnie, wiatr osuszył ścieżki, chodniki. Kiedyś o tej porze Bronowice rozbrzmiewaly gwarem ludzi, nawoływaniem się dzieci – dziś cisza. Telewizja zniszczyła życie gromady, młodzi oglądają seriale filmowe, migają obrazki, starzy najczęściej drzemią, nie bardzo wiedząc, o co chodzi. Żal mi mlodzieży, żal dzieci. Telewizor wytrącił im książkę z ręki, zamknął usta starszym, którzy mieliby młodym tyle do przekazania z przeszłości – rwie się nić łącząca pokolenia. Nie ma przyszłości bez przeszłości. […]
[…] Hardcourt Bike Polo to jeden z najbardziej efektownych i najszybciej rozwijających się nowych sportów, które doskonale sprawdzają się w miejskim otoczeniu. Potrzeba twardego podłoża (doskonale […]
[…] Kmiecik został wtedy królem strzelców, a Wisła dzielnie radziła sobie w europejskich pucharach i w Krakowie pokonała 2 do 0 Celtic Glasgow. Obie […]
[…] O tym wszystkim opowiedział mi Bartosz Karcz – dziennikarz sportowy, który na stadionie Wisły spędził niemal całe […]