A nie mówiłem?
Dopiero co pisałem, że moim zdaniem w referendalnym pytaniu o metro, chodzi przede wszystkim o to, by zalegalizować Komitet Budowy Metra w Krakowie, a już okazuje się, że rzeczywiście tak jest.
Kilka dni temu w krakowskiej Wyborczej ukazał się tekst zatytułowany “Metro w Krakowie”, z którego wynika dokładnie tyle, że pieniędzy na metro nie ma i nie będzie. No chyba, że Unia da parę miliardów, a kolejne parę dołoży prywaciarz. Wynik referendum nie ma więc zasadniczo znaczenia, bo jak będzie na tak, to i tak pieniędzy może nie być, a jak będzie na nie, to kiedy unia da będzie wypadało je powtórzyć.
Tym razem z pytaniem: “Czy chcesz metra w Krakowie jak Unia da, a radni z własnych kieszeni dołożą, gdy okaże się deficytowe?”
Po co zatem jest pytanie o metro. Odpowiedź pada w tekście Magdaleny Kursy. Politycy PO mówią: “Jeśli powiemy “tak”, wcale nie ma gwarancji, że metro w Krakowie powstanie, ale wówczas miasto będzie dalej brać pod uwagę tę inwestycję i opłacać dokumenty sprawdzające szanse jej wykonalności.”
Coś wam to przypomina? Bo mnie przypomina takiego jednego igrzyskowego misia, co to mu się oczko odkleiło. Ciekawe tylko, czy do budowy metra też będą potrzebne “stroje reprezentacyjne” z Vistuli za 35 tys. złotych. Jak myślicie?
A na koniec jeszcze, bo wciąż nie wiemy za czym lub przeciw czemu tak naprawdę głosujemy, grafika poglądowa prezentująca koszta utrzymania warszawskiego metra oraz krakowskiego MPK:
Pytają nas o to, czy chcemy metra, ale powinni raczej zapytać na co chcemy wydawać nasze pieniądze i czy warto akurat na metro.
–0 Komentarz–