W Krakowie jak w Rio
Co mają wspólnego Kraków i Rio de Janeiro ? Na pierwszy rzut oka nic. Do morza nam daleko, nie mamy Copacabany ani Ipanemy – niestety. Nie mamy takich piłkarzy, jacy grają w Clube de Regatas do Flamengo – jest nad czym ubolewać. Nie mamy prawie czterdziestometrowej figury Chrystusa na kopcu Kościuszki.
Rio nie jesteśmy, niby rzecz oczywista. Dręczy mnie jednak dziwne przekonanie, że chcielibyśmy być. Otóż: tak, jak Rio w 2013 roku, Kraków będzie organizował wkrótce Światowe Dni Młodzieży. Jeszcze w tym roku w Rio zostaną rozegrane mecze Mistrzostw Świata w piłce nożnej. Mierząc siły na zamiary, władze Krakowa kilka lat temu chciały gościć na naszych krakowskich stadionach piłkarzy z Europy – wtedy się nie udało i Euro 2012 ominęło nas szerokim łukiem. Są złośliwi, co powiadają, że to za sprawą nieporadności “krakowskiego” lobby na Wiejskiej, które zamiast walczyć o środki dla Krakowa i Małopolski wolało się zajmować… obroną embrionów, ale może to tylko “złe języki”.
Wracając do tematu. Co się odwlecze, to nie uciecze i zapału naszych włodarzy nie ostudziła jedna porażka. Znowu mając na uwadze nasze skromne możliwości, postanowiono dokonać skoku na imprezę o randze światowej i przy okazji “skoku cywilizacyjnego”. Tak jak Rio będzie miało letnie igrzyska olimpijskie w 2016 roku, tak Kraków chce mieć swoje mniejsze, ale też igrzyska, tylko że zimowe w 2022. Przypadek? Nie sądzę.
Nigdy nie byłem w Rio. Słyszałem kilka opowieści od znajomych, którzy się po świecie wożą. Że karnawał, że imprezy, że piękne dziewczyny i piękne miasto pełne kontrastów, i ten Chrystus – super. Opowiadali mi o tym, jaki to czasami strach wyjść na ulice, i że strach przejechać kilka przystanków autobusem, szczególnie przez dzielnice biedy, i że żebracy żyć nie dają.
Kiedyś trafiłem na taki termin, nieprzypadkowo związany z Brazylią: brazyfikacja – poszerzająca się przepaść między bogatymi a biednymi i równoczesny zanik klasy średniej (termin wprowadzony przez Douglasa Couplanda w książce Generacja X) – źródło wiki.
Niby nam wszystkim statystycznie żyje się lepiej, ale mieszkamy w kraju, w którym pogłębiająca się różnica pomiędzy najbiedniejszymi a bogatymi wciąż jest palącym problemem i nic nie wskazuje na to, żeby ktokolwiek usiłował coś z tym zrobić. Obawiam się, że to pod tym względem może wkrótce być nam bliżej do Rio niż pod względem rangi organizowanych imprez i wydarzeń, których tak bardzo pragną nasi radni i posłowie. Więc, drodzy radni i posłowie, może jednak nie tędy droga? Parafrazując klasyka: Ludwiku i Sabo nie idźcie drogą Rio! A w ogóle, to nie wiem jak wy, ale jak miałbym wybierać miejsce, w którym chcę mieszkać i żyć, to zdecydowanie zamiast takiego Rio wybrałbym jakieś średniej wielkości spokojne miasto w Norwegii. Chociaż zimno…
na zdjęciu jedno z nowych ekskluzywnych osiedli w Krakowie. fot. Kuba Włodek.
–1 Komentarz–
Niestety, te brzydkie, biedne, zaniedbane – ale malownicze i klimatyczne miejsca znikają w szybkim tempie. Spieszmy się je fotografować, bo niedługo całe miasto będzie nowe, sterylne i europejskie…