Niewidomi aktorzy robią teatr. A teraz też film!
Zaczęło się o tego, że poszłam do teatru ITAN, żeby zrobić o nich reportaż. Aktorzy w ITANie, to ważne, są niewidomi. Jedni widzą tylko ciemność, inni rozróżniają dzień od nocy, a niektórzy są w stanie zobaczyć jedynie rozmazane postaci. Ale na niejednej scenie już wystąpili i niejedną rolę zagrali. Grają tak już od 15 lat i nie zamierzają przestać.
Kilka tygodni wcześniej Artur Dziurman, aktor i szef całego przedsięwzięcia, powiedział mi: najlepiej, jakby pani przyszła do nas na spotkanie całej ekipy. Będziemy w podziemiach kościoła Stanisława Kostki na Dębnikach.
Tam też się spotykamy. Jest jakaś połowa kwietnia, ładny dzień – taki, że mam rozpięty płaszcz. A w podziemiach strasznie zimno i czuć zapach kościoła.
Cała grupa już siedzi w środku i czeka na wywiad. Siadamy w kółku i zaczynamy rozmawiać. Ich historie są niesamowite. Jedna aktorka przez lata nie przyznawała się rodzicom że nie widzi, a z jej wzrokiem było coraz gorzej. Nie zorientowali się, dopóki im nie powiedziała. Mówią o życiu za 1200 zł renty, o patrzeniu i nie widzeniu, o stresie na scenie. To naprawdę fajni i zdolni ludzie. To nie jest teatrzyk integracyjny, a prawdziwy teatr.
Dziurman mówi: Nie robimy żadnej chały. Jeśli uda nam się dostać jakiś grant, wykorzystujemy go, robimy spektakl i to taki, na który ludzie przyjdą! A nie tak, że sobie zabieramy fundusze i fajrant, ludzie przyjdą czy nie przyjdą, co za różnica. Nigdy w życiu.
Jakieś sto razy podkreśla, że to jest profesjonalny teatr. Nie chodzi przecież o to, czy jego aktorzy pokończyli szkoły. Liczy się, że mają talent.
Najpiękniej jest słuchać braw widowni po spektaklu – mówią mi aktorzy. Czasami ludzie zaczepiają ich za kulisami twierdząc, że nie dowierzają w ich niewidzenie. – Pan na mnie patrzył – powiedział kiedyś jeden z widzów do Krzysztofa, aktora. – Ale ja przecież nie mogę patrzeć – zaśmiał się Krzysztof.
To wszystko jest dla nich lepsze niż terapia. Czują się potrzebni, mają pracę, choć nieraz słyszeli, że „z takim wzrokiem to wiele w życiu nie zrobisz”. Znaleźli przyjaciół i pewność siebie. Każdy z nich to inna historia. Jednak kiedy pytam ich, co dał im ITAN, odpowiadają bardzo podobnie – „To teraz nasze życie”.
Na koniec naszego spotkania mówią, że kręcą film. O sobie, o teatrze, o walce o przetrwanie.
A ta łatwa nie była: kiedyś grali w samym centrum Krakowa, na Szewskiej, ale w końcu umowę o wynajem lokalu rozwiązano. Potem trwała walka z urzędem miasta o pieniądze. W efekcie aktorzy wylądowali w podziemiach kościoła.
Nie mają lokalu z prawdziwego zdarzenia. Artur Dziurman dobija się do ministerstw i zaraz potem odbija się od ściany. Chcą stać się instytucją kultury, chcą zapraszać na swoją scenę, chcą sprzedawać bilety. Chcą, żeby wszyscy o nich usłyszeli, bo to przecież coś unikatowego na skalę całej Polski. Bo robią coś dobrego.
Dziurman mówi: Wszyscy mnie klepią po ramieniu i chwalą, ale guzik z tego chwalenia jest.
No i stało się, rzeczywiście robią film. Już drugi, ale pierwszy był fabularny. Ten to dokument. Nazwali go „Wykluczeni”.
Zaraz po powrocie z Dębnik widzę w skrzynce maila. W mailu – opis filmu.
Naszym celem jest nakręcenie filmu dokumentalnego, który nie tyle przekazuje audiowizualną relację z tego, że „jest taki teatr w Polsce, w którym grają niewidomi”, ale ukazuje działalność ITANA na jego własnych zasadach. – piszą.
Zdjęcia startują pod koniec czerwca. Scenariusz już jest gotowy. Każdy z aktorów dostał tam swoje pięć minut. I, co ciekawe, przy każdej historii będziemy widzieć świat tak, jak widzi go dany bohater. Raz będzie rozmazany, raz będzie to po prostu czerń.
Czytam scenariusz i widzę, że przy każdym z bohaterów pojawia się jak mantra: chcemy być teatrem z prawdziwego zdarzenia.
Krzysztof Bartosz, aktor: Pasowałoby mieć zatrudnienie. Mnie żaden teatr nie przyjmie, nie czarujmy się, i prawdę mówiąc nie chcę innego teatru. W naszym się sprawdzam.
Małgorzata Walkosz, aktorka: Grając, dajemy radość ludziom, ale dla urzędów jesteśmy chyba solą w oku. „Po co taki teatr? Po co oglądać niewidomych aktorów? Czuję się z tym źle, moi koledzy chyba też. Jakbyśmy byli trędowaci…
Więcej nie zdradzam, bo będzie można obejrzeć na jesień w telewizji.
A piszę to wszystko, bo w tym kościelnym podziemiu fantastyczni ludzie robią sztukę przez duże S. Fajnie by było gdyby ktoś, kto może im pomóc, to zauważył.
–0 Komentarz–