Karusek. Pies i kot w salonie piękności
Do niedawna uważano je za fanaberię. Dziś wielu właścicieli psów i, rzadziej, kotów nie wyobraża sobie, jak byłoby, gdyby nie było… salonów pielęgnacji dla zwierzaków. Wciąż jednak niewiele osób wie, co dzieje się wewnątrz tych przybytków. Dlatego postanowiliśmy to sprawdzić.
Choć może także dlatego, że jeden z najbardziej znanych polskich salonów znajduje się prawie w Krowodrzy, bo na Żabińcu.
Karusek jest spory, bo to swego rodzaju multicentrum dla zwierzaków. W jednym miejscu znajduje się bowiem bardzo znany sklep zoologiczny, w którym można kupić nie tylko karmę, ale też na przykład uspokajającą obrożę, która wydziela psie feromony. Obok tego salon pielęgnacji, szkoła groomerów (czyli zwierzęcych fryzjerów) oraz gabinet rehabilitacji dla futrzaków, które jej potrzebują.
W samym salonie są cztery stanowiska do strzyżenia, na których stają i są przypinane psy (lub – choć rzadziej – koty). Na ścianach plakaty i narzędzia: nożyczki, maszynki, szampony i kosmetyki. Do tego dwie wanny, w tym jedna zupełnie wyjątkowa. Obok stołów uwijają się groomerzy, którzy już na pierwszy rzut oka wiedzą co robią i nieźle się bawią (choć jednak nie zawsze) przy swojej pracy.
Fanaberia czy nie fanaberia?
Za Anną Górny-Kłosińską, czyli właścicielką firmy, krok w krok chodzi wspaniały i przepięknie wystrzyżony Numerek, czyli dwunastoletni psiak, którego dwa lata temu wzięła ze schroniska. Zresztą nie tylko chodzi, bo patrzy też na nią z miłością, do której zdolny jest tylko pies. Wszystko to składa się na miejsce, w którym można się dobrze poczuć. Szczególnie, gdy lubi się zwierzaki, a ja – jako szczęśliwy posiadacz (choć czasem myślę, że to one posiadają mnie) psa i dwóch kotów – lubię je bardzo.
– Czy pies w salonie piękności to fanaberia? – pytam mimo to na samym początku, bo niby wiem, że niekoniecznie, ale gdzieś z tyłu głowy wciąż kołacze się zakorzenione przekonanie, że to nie jest zabawa dla normalnych ludzi. I normalnych psów. I normalnych kotów. W końcu normalne psy i koty nie potrzebują robić się na bóstwo.
Tylko co jeżeli potrzebują?
Pani Anna odpowiada, że oczywiście nie jest to żadna fanaberia, bo są rasy psów, które po prostu muszą być pielęgnowane w określony sposób. Choćby po to, by uniknąć filcowania sierści, co może prowadzić do problemów ze zdrowiem. Oczywiście można to robić samemu, ale wygodniej i zwykle lepiej, gdy zrobi to ktoś.
York stróżujący
Wśród klientów zdarzają się na przykład psy pracujące. I to… pracujące yorki. – Jak to pracujące yorki? – pytam, bo yorki są przecież na kanapę, a nie do roboty. Okazuje się jednak, że są to także doskonałe psy stróżujące. Zwłaszcza, gdy występują w parze z rottweilerami. Jedna z klientek „Karuska” kupiła kiedyś trzy rottweilery do pilnowania firmy. Były one groźne, ale tylko z wyglądu, ponieważ zamiast pilnować, wolały leżeć. Kiedy jednak do trzech rozleniwionych chłopców dołączyła mała suczka rasy york, która ma w zwyczaju alarmować kolegów, a ci jej bronić, to firma natychmiast stała się lepiej zabezpieczona.
– Ale to nie wszystko – dodaje i podkreśla, że każdy właściciel dużego psa, które jest do tego psem kudłatym, wie czym kończy się jego kąpanie w domowej wannie. Takiego psa nie ma jak do niej włożyć. A kiedy nawet się to uda, to jest to zwykle pies bardzo nieszczęśliwy. Do tego, kiedy wyjdzie, to stara się wysuszyć. Co kończy się tym, że ściany są mokre, a sierść jest wszędzie. – Patrzymy na lampę… jest sierść. Otwieramy lodówkę. W lodówce jest sierść. A gdy z tej lodówki wyciągniemy konserwę i ją otworzymy, to i tak znajdziemy sierść – mówi Górny-Kłosińska i ma rację, bo dokładnie tak jest.
W salonie jest prościej, ponieważ można skorzystać ze specjalnego sprzętu. Jest tam na przykład wanna do mycia psów, która ma podnoszone drzwi z obu stron. Przez jedne się zwierzaka wpuszcza, a przed drugie wypuszcza, by ten nie musiał się obracać i denerwować. Suszenie spada na salon, więc sierść jest oczywiście na lampie i w lodówce, ale nie domowej, tylko firmowej.
Choć oczywiście „pranie” psa to nie wszystko, bo usług jest znacznie więcej. – Robimy wszystko co można zrobić. Wszystko czyli kąpiemy, strzyżemy, rozczesujemy, trymujemy, a nawet farbujemy. Choć to ostatnie nie jest czymś, co jakoś serdecznie polecam, ponieważ to akurat uważam za fanaberię – mówi Górny-Kłosińska. – Ale zwyczajna wizyta psa w salonie to nie jest fanaberia – podkreśla.
Katalog psich fryzur
A jak to wszystko wygląda w praktyce? Wygląda tak, że klienci – bardzo często stali – przywożą zwierzaka do Karuska i tam zostawiają na kilka godzin. Wcześniej wybierają to, jak taki psiak ma wyglądać po wizycie, w czym pomaga im jeden z kilku katalogów psich fryzur (tak, tak!), który jednak także nie jest fanaberią, ponieważ jest koniecznością. Wymyśliła go Anna Górny-Kłosińska, ponieważ klienci wciąż przynosili wycinki z gazet lub książek, na których pokazywali, jak zwierzak ma wyglądać.
Bywało też ciekawej. – Kiedyś przyszedł Pan z yorkiem. Wpadł na minutę, bo się spieszył i powiedział tylko „na krótko”, „na krótko” – opowiada. Skoro na krótko to na krótko, czyli tak jak u człowieka wyglądałoby „na jeża”. Tyle tylko, że pies był znajomy, zawsze przychodził z właścicielką i nigdy go w ten sposób nie strzyżono. Groomerka Kasia znalazła telefon i zadzwoniła do właścicielki: – Przyjechał do nas Pani mąż i prosił, żeby obciąć psa „na krótko”. Naprawdę obciąć go „na krótko”? – No naprawdę. Tak dwa centrymetry od ziemi. – usłyszała w odpowiedzi.
– Wtedy właśnie przygotowaliśmy katolog. – mówi właścicielka Karuska. Dlatego dziś, gdy przywozimy psiaka do salonu, to możemy wybrać, jak psiak będzie wyglądał po wyjściu z salonu. I bynajmniej nie chodzi tylko o psy rasowe lub wystawowe (te ostatnie są zwykle strzyżone przez hodowców), ale też o kundelki, którym w katalogu poświęcono specjalny fragment.
Właściciel zostaje w domu
Kiedy już przyjdziemy i wybierzemy fryzurę, to jesteśmy proszeni o zostawienie psa. Dlaczego? Ponieważ bez właściciela psy są… spokojniejsze. Nie zarażają się emocjami, których ludziom w tych wypadkach bardzo często nie brakuje. Zostać oczywiście można, ale wszystko trwa wtedy dłużej, a jeżeli dłużej to jest drożej.
Ale zwierzaka można na szczęście zostawić bez obaw. Przynajmniej w Karusku, który nie tylko psy strzyże, ale też uczy, jak strzyc, a absolwentów szkoły liczy w setkach. Z całej Polski, ponieważ jeżeli nawet nie jest to szkoła najlepsza w kraju (a Anna Górny-Kłosińska podkreśla, że jest) to na pewno należy do elity. Dlatego fryzjerzy z Karuska doskonale wiedzą, co robią i są wśród nich prawdziwi artyści.
Tacy jak pani Kasia, która wcześniej pracowała jako ilustratorka książek dla dzieci. Co można zobaczyć w jednym z katalogów, w którym rysunki są jej autorstwa. – Ja bym powiedziała, że Kasia nie strzyże. Ona rzeźbi. Robi prawdziwe cuda. Bierze pod uwagę to jak pies jest zbudowany, jakie ma futro, itd… Do tego dopasowuje fryzurę. Świetnie rozmiawia też z ludźmi, od których potrafi wyciągnąć, czego tak naprawdę oczekują. – opowiada Górny-Kłosińska.
Wszystko rozgrywa się we wspomnianej na początku sali, którą można zobaczyć także, na zdjęciach. Usługa kosztuje od 60 złotych w górę, ponieważ wszystko zależy od tego, w jakim stanie jest pies. – Proszę sobie wyobrazić czarnego rosyjskiego, który nie był przez dwa lata czesany. To kilka godzin pracy dla dwóch groomerów i taka usługa musi kosztować 300 złotych. Ale jeżeli pies jest regularnie pielęgnowany i w miarę grzeczny, to jest to właśnie 60 złotych – opowiada właścicielka salonu. Ciekawostką jest to, że nikt właściciele kotów, korzystają z usług salonu znacznie rzadziej niż psiarze, choć wiele kotów strzyżenia potrzebuje.
Czytaj także: Groomer – psi fryzjer: Jak zostać psim fryzjerem?
–0 Komentarz–