Nieznany książę Poniatowski
Księcia Józefa Poniatowskiego znają wszyscy. O drugim bratanku króla Stanisława Augusta słyszeli tylko nieliczni, choć ten w drugiej połowie XVIII wieku był w Polsce, ale też w Europie bardzo znaną postacią. Nieznany książę Stanisław Poniatowski był też sprawcą skandalu, który wstrząsnął Rzymem i w którego wyciszenie zaangażowali się kardynałowie oraz sam papież.
To że książę Pepi zapisał się na dobre w polskiej pamięci, a jego kuzyn został z niej wymazany, jest zapewne spowodowane tym, że ten pierwszy był wojskowym. A na historię kraju nauczyliśmy się patrzeć przez pryzmat wojen, bitew oraz kolejnych powstań narodowych. Tymczasem książę Stanisław Poniatowski Rzeczpospolitą starał się rozwijać zupełnie innymi sposobami – budując jej gospodarkę. A jak walczył o wojsko, to przede wszystkim chciał jego reformy i unowocześnienia.
Czarnooka Józefka
Nie wiadomo skąd u Poniatowskiego wzięło się to reformatorskie zacięcie, ale wiadomo, że nie odziedziczył go po ojcu. Tym był królewski brat Kazimierz. Znany w całej Warszawie hulaka, który na wszystkie możliwe sposoby, wykorzystywał pokrewieństwo z królem. O jego stylu wszystko mówi krótki fragment książki „Nieznany książę Poniatowski”, którą napisał Marian Brandys: „Najdłużej panowała na Frascati piękna dziewczyna warszawska, znana pod przezwiskiem Czarnookiej Józefki. Była ona podobno nadzwyczaj zgrabna. Warszawiacy mieli możność przekonać się o tym naocznie, gdyż któregoś ranka, po całonocnym pijaństwie, ks. podkomorzy rozebrał kochankę do naga i obwiózł ją otwartym powozem po najludniejszych ulicach stolicy.”
Ten pokaz ułańskiej fantazji doskonale wpasowywał się w czasy, które były dla Rzeczpospolitej trudne. Kraj będący więźniem magnatów i szlachty trwał w drugiej połowie XVIII wieku w zupełnej beznadziei, coraz bardziej odstając – gospodarczo, militarnie i politycznie – od rosnących w siłę sąsiadów, których bogactwo pomnażał rozwój kapitalizmu oraz decyzje, których celem była ochrona i wzmacnianie własnych gospodarek. Jest anegdota, która doskonale pokazuje różnice.
W 1780 roku hrabia Zorycz podejmował w Szkłowie dwór carycy Katarzyny. Specjalnie na tę okazje sprowadził bardzo drogi serwis porcelany z Drezna. Ten, by dotrzeć na dwór hrabiego, musiał dwa razy przekroczyć pruską granicę i za każdym razem nałożono na niego wysokie cło. Magnat kazał kupcowi napisać do Fryderyka II, by ten anulował opłaty. Król opowiedział: „Panie Nutko ze Szkłowa! Sprawiedliwie wzięto od pana przy wjeździe do granic moich cło prawem postanowione. Sprawiedliwie też wzięto takież cło przy wyjeździe z nich. Albowiem gdybyś był nie chciał płacić podwójnie, mógłbyś był kupić serwis podobny w fabryce mojej berlińskiej.”
W Polsce ówczesnej hrabiowskie zakupy zwolniono by z cła bez mrugnięcia okiem.
Nieznany książę Stanisław Poniatowski fabrykantem
Przy czym nie brakowało ludzi, którzy widzieli jak szybko uciekają nam sąsiednie kraje i próbowali to zmienić, ale nie było ich wielu. Nie mieli też łatwo. Wśród reformatorów ważne miejsce zajmował królewski bratanek Stanisław – zapomniany książę Poniatowski. Ten jeszcze jako młody chłopak wybrał się w podróż po Europie, gdzie podglądał to, jak działają zakłady przemysłowe. Trafił między innymi do Anglii, gdzie miał spędzić wygodne kilka miesięcy, ale zamiast tego wyruszył w podróż po kraju, by zobaczyć jego manufaktury i zapisał się na studia w Cambridge.
Tam wiele podpatrzył i wrócił z bagażem pomysłów. Rozpoczął od uporządkowania dóbr na Ukrainie. – Każdego dnia młody dziedzic, otoczony tłumem administratorów i fachowców, zapuszcza się na długie konne rekonesanse w głąb korsuńskiego państwa. Rezultaty tej ożywionej działalności konkretyzują się w ciągu następnych lat. W Korsuniu powstają fabryki sukien, zamszu, jedwabiu, saletry. W Taraszczy huta szklana z fabryką zwierciadeł. W Sachanówce winnica i fabryka tytoniu – opisywał Marian Brandys. A na tym Poniatowski nie kończy. W swoich dobrach reformuje sądy, tak by chłop mieli w nich swoich przedstawicieli i buduje szpital dla wszystkich.
Przede wszystkim jednak – na niemal 100 lat wcześniej niż zrobiły to państwa zaborcze – w swoich dobrach likwiduje pańszczyznę i wprowadza oczynszowanie chłopów. Wszystko to są reformy, którzy Rzeczpospolita potrzebuje najbardziej. Same reformy polityczne nie mogły dać jej wtedy szans na przetrwanie. Potrzebne były pieniądze, także na nowe wojsko, a te mogło zapewnić tylko szybkie unowocześnienie kraju i zerwanie z folwarcznym systemem, w którym nieliczni najbogatsi magnaci bardzo wygodnie żyli z pracy ludzi, którzy nie otrzymywali za nią wynagrodzenia.
Zwolennik reform i naprawy Rzeczpospolitej
I o to Poniatowski walczył. Jednym z jego pierwszych sukcesów było wywalczenie zmiany stroju posłów warszawskich. Te były wtedy bardzo bogate, przeszywano je złotymi nićmi. Młody książę przekonał kolegów, by zrzekli się naramienników i oddali je na szpitale. W ślad warszawiaków poszło jeszcze kilka sejmików, co przysporzyło Poniatowskiemu wielu wrogów. Szlachta ówczesna w większości bardzo lubiła bowiem zbytek i uważała, że złote nici posłom się po prostu należą. Wszelkie nawoływania do oszczędzania i reform traktowano podejrzliwie, a do tego za młodym księciem nie przepadano, bo wyróżniały go umiarkowanie, niechęć do kontusza, a także mało pił.
Jednocześnie więc Poniatowski wprowadzał reformy w zarządzanych przez siebie dobrach – pod zarząd dostał też min. królewskie fabryki na Litwie, które wcześniej były źle zaplanowane i prowadzone – i wojował w polityce o modernizację kraju. To pierwsze robił z powodzeniem. To drugie bez. Szczególnie dotkliwy był dla niego Sejm Wielki, który uchwalił Konstytucję 3. Maja.
Poniatowski rozumiał real politik, nie lubił gestów i wiedział, że nawet doskonała ustawa zasadnicza nie będzie miała szans przetrwać, bez szybkich i daleko idących reform gospodarczych oraz wojskowych. Tymczasem jedno i drugie blokowano, czym doprowadzono do sytuacji, w której dokument będący nadzieją na przyszłą naprawę Rzeczpospolitej, drażnił potężnych sąsiadów. W interesie było bowiem utrzymywanie kraju w stanie upadku, który pozwalał kierować Warszawą. A jednocześnie nie zadbano o to, by kraj był w stanie obronić tę nadzieję na przyszłą poprawę.
Kiedy Ksawery Branicki jako pożądaną reformę wojska zgłosił rozwój Kawalerii Narodowej, czyli – w swej istocie – nieco tylko zmodernizowanego pospolitego ruszenia, nastroje były takie, że choć rozsądniejsi ludzie wiedzieli, iż rzecz jest pozbawiona sensu, milczeli. – Milczał zastraszony król. Milczeli, zabiegając o względy szlachty, szefowie opozycji. Milczał, nie bacząc na swe poprzednie stanowisko, marszałek sejmu Małachowski. Przeciwko wnioskowi Walewskiego i Branickiego z całą energią i stanowczością wystąpił jedynie ks. Stanisław Poniatowski – pisał Marian Brandys. – Pospolite ruszenie nigdy wojskiem nazywać się nie może ani na takich zasadach wojska tworzyć nie należy – argumentował z mównicy sejmowej, dodając, że tak zebrana „zgraja” jest też mało karna.
Użycie słowa „zgraja” miało stać się końcem jego politycznej kariery. – Książę podskarbi poniewiera drobną szlachtę! – zaczęli mówić posłowie, a wrodzy reformom magnaci wykorzystali to, jak tylko mogli. Po Warszawie zaczęły krążyć złośliwe wierszyki o młodym Poniatowskim, a to że szybko okazało się, kto miał w tym sporze rację i że pospolite ruszenie nie jest żadnym rywalem dla nowoczesnych armii Prus i Rosji nie miało już żadnego znaczenia. A nie był to jedyny raz, kiedy to kto miał rację, nie miało wielkiego znaczenia. Kiedy emocje są wzburzone, rozum ma niewiele do gadania. Podobnie było, kiedy uchwalono jedną z opłat na wojsko. Tą był podatek stemplowy nałożony na każdą skórę bydlęcą. Poniatowski, znając lepiej od większości szlachty realia gospodarcze, mówił, że ten jest bez sensu i przyniesie więcej szkody niż pożytku. – Ale zastrzeżenia „przemądrzałego moderanta” giną w ogłuszającej wrzawie patriotycznej i projekt zostaje uchwalony. W miesiąc po wprowadzeniu nowego podatku całą Warszawę zalegają piętrzące się stosy cuchnących skór. Handel mięsny ulega zahamowaniu. Miastu grozi zaraza. A wojsko nie ma z tego żadnej korzyści – relacjonował Brandys finał sprawy. Podobnie przegrał książę Stanisław batalię o nadanie mieszczanom większych praw, które pozwoliłyby im lepiej gospodarować.
I ta porażka przyniosła Rzeczpospolitej fatalne skutki. W końcu poczuł się zmuszony, by z polityki zrezygnować. Konstytucję 3. Maja uchwalono już bez niego. Był rozgoryczony nie tylko tym, ale też kształtem reform. Wiadomo, że – to znów za Brandysem – „nie wierzył w możliwość realizacji uchwał konstytucyjnych, bo – wskutek ciągłych podróży i stałego kontaktu z obcymi dworami – lepiej od innych orientował się w zasadach europejskiej gry politycznej. Znał potęgę i twardy charakter Katarzyny i nie wątpił ani na chwilę, że imperatorowa niezwłocznie po otrząśnięciu się z przejściowych trudności wojennych, zmiażdży dzieło polskiego sejmu. Nie miał zaufania do Prus, bo zbyt dobrze pamiętał atlas geograficzny z mapą Polski, oglądany w pracowni Fryderyka II.”
Skandal, w którym interweniował papież
Kiedy jego przewidywania się sprawdziły, pojechał do Moskwy, by zadbać o zachowanie majątku i zgodę na sprzedaż dóbr. Nie był jedyny, a staraniom polskich magnatów towarzyszyła poniżająca atmosfera. Tym gorsza, że kiedy ci byli gotowi zrobić wszystko, by zachować pieniądze, w celach Twierdzy Pietropawłowskiej siedzieli bohaterowie Insurekcji Kościuszkowskiej. Poniatowski zgodę uzyskał, dobra sprzedał i wkrótce przeniósł się do Rzymu, gdzie zajął się sztuką oraz filantropią.
Tam poznał żonę szewca, który był jego sąsiadem. Stało się to, kiedy kobieta uciekła przed brutalnym mężem i schroniła się w książęcym pałacu. Stanisław zakochał się w pięknej Włoszce, zapłacił za to, by mąż dał jej spokój, zatrudnił ją jako gospodynię w pałacu i zostali parą. Mezalians wywołał w Rzymie skandal, a zaangażował się w niego nawet Watykan. Nie dlatego, że doszło do cudzołóstwa – tym kardynałowie się specjalnie nie przejmowali, bo sami mieli kochanki. Dlatego, że chodziło o związek księcia i pięknej żony szewca. Na to nie chciano się zgodzić. Chcąc zmusić Poniatowskiego do rozstania z panią Luci, papież i kardynałowie zapraszali go na długie rozmowy, w czasie których na zmianę prosili i straszyli. Polski książę pozostawał jednak nieugięty. Kochał kobietę. Kiedy – chcąc zakończyć skandal – szewca zmuszono do zrezygnowania z renty, którą wypłacał mu Poniatowski i upomnienia się o żonę, zakochani uciekli z Rzymu do Florencji. Tam stworzyli ponoć szczęśliwy, „mieszczański” związek. Nie wiadomo, czy się pobrali. Mieli dzieci.
Książę zmarł w 1833 roku. Na nagrobku kazał sobie wyrzeźbić scenę uwłaszczenia chłopów.
Był okres, w którym myślano o nim, jako o prawdopodobnym następcy polskiego tronu.
***
Korzystałem z książki „Nieznany książę Poniatowski” Mariana Brandysa.
Zdjęcie w nagłówku: Palazzo Capponi we Florencji. Nieznany książę Stanisław Poniatowski kupił go po ucieczce z Rzymu.
–4 komentarze–
[…] politycznej. W tym i tych, którzy chcieli dalej idących reform społecznych. Albo wskazywali, że bez nowoczesnego wojska nie uda się obronić nowego ustroju i próby reformy podjęte w złym czasie, wywołają reakcję zaborców i upadek całego […]
[…] Nieznany książę Poniatowski […]
[…] Nieznany książę Poniatowski […]
[…] Czytaj także: Nieznany książę Poniatowski […]