Polak, którego warto znać, a prawie nikt o nim nie pamięta. Jego nazwisko jest na Łuku Triumfalnym
Józef Sułkowski był adiutantem Napoleona Bonaparte. Cesarz Francuzów mówił o nim: „człowiek bezcenny dla każdego, kto podjąłby się wskrzeszenia Polski”. Życiorys Polaka, który jest dziś postacią zapomnianą, otaczają liczne tajemnice. W tym pytanie o to, czy Napoleon – bojąc się tego, ile Józef Sułkowski wie – celowo wyznaczył go do misji, z której miał nie wrócić?
Teorii dotyczących poczęcia przyszłego adiutanta Napoleona jest kilka, a najciekawsza jest oczywiście ta najbardziej sensacyjna. Oficjalnie ojcem Józefa był Teodor Sułkowski, skromny pułkownik wojsk cesarskich, który sporą część życia spędził na Węgrzech. A matką wychowanica proboszcza w Raab panna Quelisc. I niektórzy w te wersję wierzą. Inni przekonują jednak, że Józef był synem kuzyna Teodora – księcia Franciszka de Paula Sułkowskiego oraz francuskiej mieszczki.
Jeżeli prawdziwa byłaby ta ostatnia wersja – a wiele przemawia za tym, że tak właśnie jest – należałoby uznać Józefa za prawnuka króla Augusta II Mocnego. Już tłumaczę dlaczego. Otóż rodzina Sułkowskich jeszcze w XVII wieku niczym specjalnym się nie wyróżniała. To zmieniło się, kiedy Stanisław Sułkowski, skromny burgrabia krakowski, poślubił Elżbietę Szalewską. Do tej cholewki smalił polski król i – jak głosiła plotka – była ona częstym gościem w jego sypialni. Z tego związku miał zrodzić się pierworodny syn państwa Sułkowskich – chłopak o imionach Aleksander Józef. Ten doszedł w rządzonej przez Sasów Polsce do bardzo wysokich stanowisk, a nawet tytułu książęcego. Jego awans był uznawany ze jeden z dowodów na to, że król August II Mocny był człowiekiem rodzinnym i dbał nie tylko o dzieci poczęte w małżeństwie, ale także te nieślubne.
„Ojciec wielu dzieci”
Można to potraktować także jako dowód na to, że tradycje nepotyzmu mają u nas co najmniej 300 lat historii. W każdym razie Franciszek de Paula Sułkowski był synem Aleksandra Józefa i dzięki temu należał do tej części rodziny, której wiodło się doskonale. Z kolei Teodor, oficjalny ojciec naszego bohatera, należał do tych Sułkowskich, którzy nie mieli szczęścia wywodzić się od króla i nie cieszyli się z tytułów książęcych. Przyzwyczaili się za to do życia na rachunek bogatego kuzynostwa, w zamian za co odwdzięczali się różnymi przysługami. Przyjęcie roli oficjalnego ojca dziecka z nieprawego książęcego łoża, zaliczało się do takich przysług i tak miało być z Józefem.
Za matkę chłopca uważa się na ogół Małgorzatę Zofię de Fleville – Francuzkę mieszczańskiego pochodzenia. Na ogół, bo i tutaj nie brakuje sensacyjnych wątków oraz tajemnic i niektórzy uważają, że była nią żona księcia Radziwiłła „Panie Kochanku”, słynnego kresowego magnata.
Wracając jednak do domniemanego ojca, to trzeba wspomnieć, że o Franciszku de Paula Sułkowskim mówiło się „ojciec wielu dzieci”, bo był słynnym kobieciarzem. Był też ekstrawagancki. Kazał sobie na przykład postawić pałac – we Włoszakowicach – w kształcie trójkątnego kapelusza, a służbie wydał nakaz, by każdego, kto wejdzie do środka w kapeluszu okrągłym obić kijami. Pisząc o tym trzeba wspomnieć, że skoro tacy ludzie decydowali o tym, co działo się w Polsce na krótko przed rozbiorami, to na kraj nie mogła czekać dobra przyszłość.
Choć znacznie gorszy od ekstrawagancji, kiedy chodzi o stan państwa, był nepotyzm.
Co rok awans
O tym, jak rzeczy wyglądała wówczas w Rzeczpospolitej wiele mówią losy nastoletniego Józefa. Ten trafił do Rydzyny pod opiekę najstarszego z książąt Sułkowskich – Augusta. Ten, nie mając własnych dzieci, widział w nim początkowo swojego spadkobiercę, bo chłopak był bardzo zdolny. Na naukę został oddany do szkoły pijarów, a jako kilkunastoletni chłopak „wzmocnił” rydzyński pułk. W tym został oczywiście oficerem. Jednym z… 70 na 350 osób należących do jednostki.
Awanse dostawał z regularnością godną szwajcarskiego zegarka. W każdym roku mógł liczyć na kolejny stopień. – Z pułkiem miał kontakty jedynie na lekcjach musztry i podczas uroczystych defilad okolicznościowych. Godności wojskowe otrzymywał od honorowego szefa regimentu w formie imieninowych podarunków. – opisywał Marian Brandys w „Oficerze największych nadziei”.
To zmieniło się dopiero, kiedy przeprowadzane w kraju reformy zabrały pułk spod władzy Sułkowskich i zrobiły z niego koronną piechotę. Wtedy awanse przestały przychodzić na imieniny i trzeba było sobie na nie zapracować. Zdobycie kolejnego stopnia zajęło Sułkowskiemu kilka lat, co jednak nie osłabiło jego miłości do wojska. Został w nim i walczył w krótkiej wojnie, do której doszło w 1792 roku. Za swoją służbę, za udział w bitwie nad Zelwą, otrzymał order Virtuti Militari.
Wojnę przegrano jednak szybko, bo późno wprowadzane reformy, nie mogły zmienić naszego wojska na tyle, by z nowoczesnymi armiami sąsiadów mogło się mierzyć jak równy z równym.
Nie dość postępowa Konstytucja 3. Maja!
Sułkowski walczył dzielnie w obronie Konstytucji 3. Maja, choć był do niej krytycznie nastawiony. Dziś uważamy na ogół, że dokument był sukcesem popieranym przez cały naród. Jest tak po części dlatego, że krytyka i ostrzeżenia zniknęły ostatecznie w wybuchu społecznego entuzjazmu. Choć były często słuszne i wskazywały na słabości dokumentu, które musiały źle się skończyć. W rzeczywistości Konstytucja 3-go Maja była bowiem wyrazem kompromisu, któremu towarzyszyła żywa dyskusja i krytyka z obu stron sceny politycznej. W tym i tych, którzy chcieli dalej idących reform społecznych. Albo wskazywali, że bez nowoczesnego wojska nie uda się obronić nowego ustroju i próby reformy podjęte w złym czasie, wywołają reakcję zaborców i upadek całego kraju.
Sam Sułkowski uważał, że jest nie dość postępowa i jej zapisy nie wystarczą, by zmienić charakter kraju. Z dystansem odnosił się szczególnie do zapisów określających sytuację mieszczan i chłopów. Z tęsknotą spoglądał też na rewolucję, która rozgrywała się we Francji i postanowił do niej dołączyć. W tym celu zadbał o urlop z wojska, który „oficjalnie” wziął na podratowanie zdrowia. By rzecz nie wyszła na jaw – z przyszłego żołdu musiał spłacić m.in. długi zaciągnięte na podróż – przygotował listy, które do jego warszawskiej przyjaciółki znajomy wysyłał „z wód”. Przydały się, bo posłużyły jako dowód, że nie ma go we Francji, kiedy kierownictwo pułku nabrało podejrzeń.
Józef Sułkowski adiutant Napoleona
We Francji odnalazł się doskonale i szybko zyskał sympatię jakobinów. Dobre pióro oraz radykalne republikańskie poglądy zapewniły mu nawet przydomek polskiego Saint-Justa. Francuzi postanowili wykorzystać jego zamiłowanie do kultur wschodu i wysłali go do Turcji. Tam – w 1794 roku – usłyszał o wybuchu insurekcji kościuszkowskiej. Postanowił się dostać do Polski, co jednak niespecjalnie podobało się austriackiej policji. Wydano więc za nim list gończy. Opisano go w nim tak: „Urodziwy jak piękna dziewczyna przebrana po męsku. Oczy wielkie, omdlewające, ozdobione długimi rzęsami…” W rzeczywistości Sułkowski podróżował w przebraniu ormiańskiego kupca.
Austriaków więc oszukał, ale na powstanie nie zdążył. Po jego upadku odnalazł się na powrót we Francji. Tam przez przyjaciół został rekomendowany na adiutanta Napoleona Bonaparte, który dowodził wtedy francuską armią podbijającą Włochy. Początkowo spotkał się z głęboką nieufnością. Przyszły cesarz obawiał się, że młody Polak został mu przysłany jako „wtyczka”. To zaczęło się zmieniać dopiero, gdy – za Marianem Brandysem – „Sułkowski na ochotnika, na czele dwustu sześćdziesięciu grenadierów wziął brawurowym szturmem baterię San-Giorgio, która wydawała się nie do zdobycia.” Polak to wykorzystał i pod koniec kampanii – dalej za Brandysem – „adiutant z Polski obdarzony był zaufaniem wręcz niewiarygodnym. Opowiadano, że w pewnych wypadkach miał prawo podejmować samodzielne decyzje i podpisywać rozkazy nazwiskiem generała. O wpływie młodego Polaka na Bonapartego pisała nawet prasa niemiecka i austriacka”.
Relacja obu nie była jednak usłana różami. Sułkowski był zaprzysięgłym republikaninem. Bonaparte już wtedy widział, że republika słabnie i planował przejęcie władzy oraz zmianę ustroju. Gdy adiutant to zrozumiał, jego uczucia do wodza stały się chłodniejsze. Wciąż jednak szanował jego geniusz polityczny i wojskowy. – Nienawidził go jako republikanin i rewolucjonista, ale jako Polak odejść od niego nie mógł. – można przeczytać w „Oficerze największych nadziei”.
Bitwa pod Piramidami
Trwał więc przy Bonaparte. Odrzucał między innymi propozycje awansów, w tym objęcia sztabu głównego Armii Włoch. Wolał wyruszyć z Napoleonem na wyprawę egipską, gdzie jego odwagą zapisał się w historii. Brandys: „W bitwie pod Piramidami znowu musiał dokonywać jakichś niezwykłych wyczynów, gdyż o jego »harcach« z Mamelukami wspominają wszyscy francuscy i polscy monografowie wyprawy egipskiej. »Ujrzano tu znów Sułkowskiego – pisze jeden z historyków – jak z fantazją staropolską wylatywał przed front batalionów na harce w pojedynkę z opancerzonymi jeźdźcami egipskimi…«” Później raniono go ciężko, gdy podobnych cudów odwagi i determinacji, dokonywał w bitwie pod Salheyeh. Odesłano go na krótki urlop, a gdy wrócił – wciąż nie w pełni sił – w Kairze wybuchło powstanie. To wtedy Napoleon zlecił mu misję, która okazała się dla Sułkowskiego ostatnią. Jego koń potknął się w czasie zwiadu. Zabili go powstańcy.
Są historycy, którzy twierdzą, że Napoleon celowo przydzielił mu samobójcze zadanie. Miał bać się tego, co Sułkowski wiedział i że jego rozpolitykowanie może kazać mu to wykorzystać. Są jednak też tacy, którzy twierdzą, że wszystko było przypadkiem, a Bonaparte żałował zdolnego adiutanta. O kontrowersjach można przeczytać w książce Mariana Brandysa „Oficer największych nadziei”.
Sam Cesarz mówił później, że Sułkowski zaszedłby daleko. Dodawał, że byłby człowiekiem bezcennym dla każdego, kto podjąłby się zadania wskrzeszenia Polski.
Korzystałem min. z książki „Oficer największych nadziei” Mariana Brandysa. Można w niej znaleźć wiele innych sensacyjnych hipotez dotyczących życiorysu polskiego adiutanta Napoleona.
Ilustracja w nagłówku: Szarża mameluków. Fragment panoramy Wojciecha Kossaka. Domena publiczna.
–1 Komentarz–
[…] także: Polak, którego warto znać, a prawie nikt o nim nie pamięta. Jego nazwisko jest na Łuku […]