Dominik Jaśkowiec: kolejna kadencja Majchrowskiego byłaby groźna
Jacek Majchrowski funkcjonuje w sposób, który można określić jako „przysługa za przysługę”. Pomogę Ci, ale ty też mi pomożesz, kiedy będę potrzebował Twojego wsparcia. I jeszcze jeden warunek: pomogę Ci, ale nie mów o mnie źle – mówi w wywiadzie Dominik Jaśkowiec, polityk Platformy Obywatelskiej, radny Krakowa od 2010 roku, były przewodniczący rady miasta.
Jest Pan dumny z tej kadencji Jacka Majchrowskiego?
Nie bardzo, to jest jego najgorsza kadencja. Ze strony urzędującego prezydenta mamy obecnie do czynienia niemal z samymi złymi pomysłami, decyzjami i działaniami.
Dlaczego Pan tak uważa?
Bo to, co robi urząd i administracja prezydenta, kompletnie rozmija się z oczekiwaniami mieszkańców. Używając języka młodzieży: władza kompletnie „odkleiła się” od rzeczywistych problemów krakowian. Co więcej – miasto przestało sobie radzić z problemami, które spadły na Kraków z powodu antysamorządowej krucjaty PiS, który tnie finanse i ogranicza kompetencje samorządów. Miasto jest w trudnej sytuacji, a władze Krakowa zachowują się tak, jakby Kraków miał w brud pieniędzy i żadnych problemów do rozwiązania. Wyrzucają pieniądze na różne ekstrawagancje. Cały czas rosną wydatki związane z budową Centrum Muzyki – inwestycji, która w obecnej sytuacji jest zupełnie niepotrzebna. Wydaliśmy miliony na organizację Igrzysk Europejskich. Te pieniądze powinny zostać przeznaczone na transport publiczny, edukację czy wsparcie małych klubów sportowych, a nie gadżety reklamowe. Ciężkie miliony idą na funkcjonowanie drugiej telewizji miejskiej i urzędową propagandę. Wydajemy pieniądze na absurdalne działania, a bardzo wyraźnie widać, że cierpią na tym te obszary, które dotyczą codziennego funkcjonowania miasta.
“Trudno mówić, że reprezentuje nas ktoś, kogo nie chcieliśmy na stanowisku”
No dobrze, ale przecież Jacek Majchrowski to wasz prezydent. Platforma Obywatelska współtworzyła jego komitet wyborczy.
Nie jesteśmy w koalicji z Jackiem Majchrowskim. W bieżącej kadencji nie było żadnej umowy koalicyjnej. Kiedy pojawiały się ze strony prezydenta dobre pomysły, to je wspieraliśmy i jeśli jeszcze takie się pojawią, będziemy je wspierać. Widzimy jednak wyraźnie, i to zdanie podziela większość osób zaangażowanych w działalność Platformy w Krakowie, że dobrych projektów ze strony Jacka Majchrowskiego jest coraz mniej, a tych złych przybywa.
To samo powiedzieliby wiceprezydent Bogusław Kośmider, dyrektor KEGW Jerzy Popiel czy zatrudnieni w MPO były poseł i marszałek Jacek Krupa czy radny Andrzej Hawranek? Wszyscy należą do PO, pracują w administracji prezydenta.
Sytuację Bogusława Kośmidera najlepiej podsumował sam prezydent, mówiąc w jednym z wywiadów, że to jest jego wiceprezydent, ponieważ Platforma widziała kogoś innego na tym stanowisku, a on powołał właśnie jego. Trudno zatem mówić, że reprezentuje nas ktoś, kogo nie chcieliśmy na tym stanowisku, jak twierdzi prezydent Jacek Majchrowski
Co z resztą działaczy PO zatrudnionych w urzędzie? Też wystawiliby swojemu pracodawcy tak surową recenzję, jak Pan?
Fakt, że osoby zaangażowane w działalność PO w Krakowie pracują w urzędzie, jednostkach czy spółkach miejskich, nie wynika z żadnych umów czy decyzji partyjnych. To efekt decyzji prezydenta, który ma swój pomysł na politykę personalną. To jego trzeba pytać, dlaczego zatrudnia na określonych stanowiskach konkretnych ludzi. Zresztą on sam powtarza, że to w większości dobrzy fachowcy. W administracji miejskiej pracują osoby będące członkami chyba wszystkich partii politycznych, łącznie z Konfederacją i PiS-em.
“Większość osób związanych z PO pracujących w urzędzie jest tam zatrudniona od dawna”
Mówiło się, że jednym z warunków poparcia Jacka Majchrowskiego przez PO w wyborach w 2018 roku była obietnica sprawnej ewakuacji ludzi Platformy z urzędu marszałkowskiego do administracji miejskiej w razie zwycięstwa PiS w wyborach do sejmiku. I tak się stało.
Żadnej ewakuacji nie było. Większość osób związanych z PO pracujących w urzędzie jest tam zatrudniona od dawna. Często pracują dłużej w urzędzie niż są członkami Platformy. Wprawdzie Jacek Majchrowski uznał, że zwycięstwo PiS w Małopolsce jest dobrą okazją do przejęcia kompetentnych pracowników z Urzędu Marszałkowskiego, ale czynił to niezależnie od ich poglądów i legitymacji partyjnej. Brał według niego najlepszych. Nie istniały też żadne umowy na linii PO – prezydent dotyczące zatrudniania ludzi związanych z naszą partią. To są indywidualne decyzje dotyczące konkretnych osób.
No to jak to działa? Załóżmy, że radny PO chciałby zmonetyzować swoje znaczenie polityczne. Idzie do prezydenta Majchrowskiego i mówi: potrzebuję pracy, chce się sprawdzić w spółce miejskiej.
Myślę, że jest to proces odwrotny. Prezydent proponuje współpracę komuś, kogo uważa za osobę, która będzie dobrze wypełniać daną funkcję.
W Krakowie mamy sporo radnych, którzy pracują dla miasta. Jak mają skutecznie kontrolować prezydenta, od którego są zależni finansowo?
To jest szerszy problem. Wiele razy zwracałem uwagę, że radni miast takich jak Kraków powinni być radnymi zawodowymi z kompletnym zakazem bycia zatrudnianym w urzędzie miasta, jednostkach i spółkach miejskich. Obowiązująca ustawa tego nie zakazuje i to jest duży błąd. Skoro radnym nie zabrania się pracy w obszarze podległym prezydentowi, to korzystają z tego. W Krakowie takich radnych jest co najmniej kilku – nigdy tego dokładnie nie sprawdzałem, bo nie znajduję przyjemności w wertowaniu oświadczeń majątkowych. Od tego są dziennikarze. Na pewno w zakresie tej praktyki lideruje klub Przyjazny Kraków, jako najbardziej związany organizacyjnie z prezydentem. Spora część członków tego klubu to osoby, które pracują w jednostkach i spółkach związanych z miastem. Warto jednak zwrócić uwagę na jeden z zapisów ustawy, który wyraźnie mówi, że w sytuacji konfliktu interesów wynikającego z procedowanej sprawy i miejsca zatrudnienia, radny powinien wyłączyć się z głosowania.
Nie pamiętam takiego przypadku.
Zdarzają się takie wyłączenia, w tej kadencji było ich kilka.
“Fakt, że moja żona pracuje w jednostce miejskiej, nie ma żadnego znaczenia dla mojej działalności”
Z pewnością nie załatwia to problemu. Radny zależny finansowo od prezydenta nie jest niezależny w swoich decyzjach.
O to trzeba by pytać każdego z radnych, pracujących dla administracji miejskiej. Ja pracuję na uczelni.
Ale pańska żona pracuje w jednostce miejskiej – Zarządzie Zieleni Miejskiej. Czy to nie wpływa na Pana niezależność jako radnego i polityka?
Moja żona jest pracownikiem samorządowym od 20 lat. Wykonywała tę pracę, zanim została moją żoną, a nawet zanim mnie poznała. To osoba niezależna, która ma swoją drogę zawodową, zupełnie niezależną od mojej. W dzisiejszych czasach nie można oceniać kobiet przez pryzmat działalności ich mężów. To niedopuszczalne i krzywdzące dla tych spośród nich, które są aktywne zawodowo. Fakt, że moja żona pracuje w jednostce miejskiej, nie ma żadnego znaczenia dla mojej działalności. I odwrotnie – moja aktywność nie wpływa w żaden sposób na sytuację zawodową mojej żony.
Funkcjonuje Pan w samorządzie krakowskim od 2002 roku, prawda?
Wtedy po raz pierwszy zostałem radnym dzielnicy. Jestem równolatkiem Jacka Majchrowskiego, jeśli chodzi o samorząd.
W partii też ma Pan tak długi staż?
Do Platformy Obywatelskiej wstąpiłem w 2004 roku.
Więc z bliska obserwował Pan proces podporządkowywania sobie Platformy przez Jacka Majchrowskiego. Jak to się stało, że jedna z dwóch największych partii w kraju skarlała w Krakowie do tego stopnia, że w ostatnich wyborach nie wystawiła nawet kandydata na prezydenta?
W 2018 roku nie mogliśmy wystawić kandydata na prezydenta i osobnej listy do rady miasta Krakowa, bo spowodowałoby to uzyskanie przez PiS większości w krakowskiej radzie. Mało kto o tym pamięta. Sondaże wskazywały wtedy jasno, że bez wspólnej listy całej opozycji PiS będzie rządzić krakowską radą. Nie chcieliśmy do tego dopuścić. Dla wyższego celu trzeba było się zjednoczyć. Po drugie, program Komitetu „Obywatelski Kraków”, który tworzyliśmy wspólnie z Jackiem Majchrowskim, zawierał sporo naszych postulatów.
I widać, z jaką energią prezydent realizuje te postulaty. Proszę potraktować mnie serio i nie opowiadać, że Platforma poparła Jacka Majchrowskiego, bo miał świetny program wyborczy. Przecież kandydaci zapominają o nim zwykle na drugi dzień po wyborach.
Nie zgodzę się. Ja traktuję zobowiązania wyborcze bardzo serio. Mieszkańcy z mojego okręgu wyborczego wiedzą o tym. Program komitetu Jacka Majchrowskiego był deklaracją, w jakim kierunku ma rozwijać się miasto. Owszem, po pięciu latach jest jasne, że prezydent nie realizuje wielu elementów wspólnego programu wyborczego. Dryfuje w zupełnie inną stronę, ale to jest jego wybór, mnie się on nie podoba.
Kadencja 2014 – 2018 wyraźnie wskazywała, że Kraków staje się miastem teoretycznym, a środowisko prezydenta jest skupione przede wszystkim na utrzymaniu status quo. Wizji rozwoju Krakowa nie było już od dawna, szwankowało zarządzanie nawet na bardzo podstawowym poziomie. Prezydent ściągnął do urzędu Jana Tajstera, wybuchła afera w Zarządzie Budynków Komunalnych. A PO zdecydowało się poprzeć firmującego tę degrengoladę prezydenta, żeby PiS nie zdobył większości w radzie miasta. Dobrze rozumiem?
Nie zgodzę się z aż tak surową oceną kadencji 2014 – 2018. Kiedy jeszcze byliśmy w koalicji z Jackiem Majchrowskim, zawsze stanowiliśmy element racjonalizujący jego politykę. W wielu przypadkach to się udawało, choćby w zakresie walki ze smogiem. To wtedy wprowadzono w Krakowie zakaz palenia węglem, zdecydowaliśmy o wykupie Zakrzówka, rozpoczęto prace nad programem zalesiania naszego miasta, wybudowano ultranowoczesną spalarnię śmieci.
Te działania w większości były wymuszone presją społeczną. Zanim został wprowadzony zakaz palenia węglem, urząd miasta odsądzał od czci i wiary aktywistów z Krakowskiego Alarmu Smogowego. Proszę nie przypisywać zasługi wprowadzenia zakazu palenia węglem prezydentowi.
Niskie ukłony dla aktywistów antysmogowych, ale nie sposób zaprzeczyć, że PO w radzie miasta zdecydowanie naciskała na prezydenta w sprawie wprowadzenia tego zakazu oraz przyjęcia lokalnego programu osłonowego dla osób najuboższych, mających problemy z opłaceniem rachunków za ogrzewane swoich domów. Owszem, już w kadencji 2014 – 2018 widać było zjawiska, które obecnie osiągnęły znaczne rozmiary, czyli na przykład brak koordynacji w działaniach miasta i odrzucanie postulatów mieszkańców, ale wtedy nie były one jeszcze tak nasilone. Z prezydentem można było merytorycznie rozmawiać, często modyfikował swoje pomysły, potrafił słuchać.
“Jego współpraca z PiS jest bardzo wyraźna”
Jacek Majchrowski w 2018 roku był kandydatem „anty-PiS”. Sam znam wiele osób, które zagryzając zęby, głosowały na niego, żeby tylko „Kraków nie wpadł w łapy PiS-u”. Jak się Pan teraz czuje, widząc umizgi prezydenta i polityków PiS?
Cóż, prezydent bardzo szybko zmienił stronę, nie po raz pierwszy zresztą. Sam dziś mówi, że gdyby w najbliższych wyborach w II turze znalazła się Małgorzata Wasserman, a nie on, to udzieli jej poparcia. Jego współpraca z PiS jest bardzo wyraźna. Widać dobrą relację pomiędzy Jackiem Majchrowskim a posłanką Wassermann, czy prezesem Orlenu Danielem Obajtkiem. Mało kto jednak zdaje sobie sprawę z tego, w jaki sposób PiS wykorzystuje współpracę z Jackiem Majchrowskim.
Mianowicie?
Prezydenci dużych polskich miast słusznie zarzucają rządowi, że wprowadza szkodliwe dla samorządu ustawy. W odpowiedzi Mateusz Morawiecki serwuje narrację, że rzecz nie w ustawach, a wrogim nastawieniu samorządowców wobec PiS-u. I posługuje się przykładem Jacka Majchrowskiego jako tego, z którym zawsze można się porozumieć. W antysamorządowej propagandzie PiS jest on pokazywany jako „dobry prezydent”. Wiele samorządowców ma o to do niego pretensje.
Podsumowując: prezydent rządzi źle, z PiS-em dogaduje się bardzo dobrze. To słaby interes zrobiła PO w 2018 roku, kiedy był Pan szefem krakowskiej Platformy. Chyba że chodziło jednak o ewakuację działaczy do urzędu miasta.
A Pan znowu o jednym… Powtórzę zatem raz jeszcze: przed pięcioma laty decyzja o budowie wspólnego komitetu była jedyną racjonalną. Wyciągnęliśmy wnioski z tego, jak następnie potoczyła się nasza współpraca z prezydentem. Budujemy niezależny od Jacka Majchrowskiego projekt polityczny
i rozwiązania programowe.
Wstajecie z kolan.
Doceniam ironię… Widzimy, że dziś nasza wizja miasta bardzo odbiega od wizji miasta, jaką ma prezydent Jacek Majchrowski.
Dlaczego nie był Pan tak odważny w krytyce działań Jacka Majchrowskiego, gdy by Pan przewodniczącym rady miasta? Może punkt widzenia zależy od punktu siedzenia?
Wtedy też miałem spory z prezydentem Jackiem Majchrowskim, m.in. o postać abp. Marka Jędraszewskiego i jego obecność w kapitule orderu Cracoviae Merenti, czy też mój pomysł nadania tytułu honorowego obywatela Krakowa Robertowi Makłowiczowi. Spieraliśmy również o pomysł refundacji zabiegów in vitro, chociaż w tej sprawie prezydent dał się przekonać. Pełniąc funkcję przewodniczącego, wielokrotnie podkreślałem, że przyjęcie tej roli oznacza zachowanie w wypowiedziach i działaniach pewnego rodzaju powściągliwości. Przewodniczący rady ma działać na rzecz zażegnywania konfliktów. Gdy przestałem nim być, mogę być po prostu sobą. Dlatego teraz mówię o sprawach Krakowa bez owijania w bawełnę.
“Przysługa za przysługę”
Czyli nie obraził się Pan na Jacka Majchrowskiego?
Absolutnie. Ja w ogóle rzadko się na kogokolwiek obrażam.
Pańskiemu odwołaniu z funkcji przewodniczącego towarzyszyły niecodziennie okoliczności. Poczuł się Pan wtedy oszukany przez prezydenta?
Co innego ustaliliśmy, a co innego się wydarzyło. To zresztą niemal reguła w postępowaniu prezydenta: ustala się z nim jedno, a dzieje się coś zupełnie innego, ostatnio doświadczył tego radny Grzegorz Stawowy. Ja wyraźnie mówiłem, że zgodnie z umową muszę ustąpić ze stanowiska przewodniczącego, ale chciałem, żeby odbyły się rozmowy co do dalszego funkcjonowania rady miasta Krakowa. Zamiast tego doszło do siłowego odwołania mnie z tej funkcji głosami PiS i radnych prezydenta.
Jacek Majchrowski często pacyfikuje polityków, którzy mogliby sprawiać kłopoty? Mówi: dam panu stanowisko, ale pan przestanie robić problemy.
Jest otwarty na pomaganie ludziom, ale w zamian oczekuje, że oni będą pomagać jemu.
Oczekuje przysług politycznych w zamian za decyzje personalne dotyczące zatrudnienia w obszarze, na który ma wpływ?
Nie chodzi o zatrudnienie. Prezydent zawsze chętnie słucha, czego oczekują od niego różni ludzie. Jednak ma też oczekiwania w stosunku do osób, które go odwiedzają. To wszystko odbywa się w ramach prawa, na tę kwestię prezydent jest bardzo wrażliwy.
Mam wrażenie, że ta zasada nie dotyczy tylko świata polityki, ale także kultury, biznesu, nauki, edukacji.
Oczywiście. To nie jest kwestia polityki, tylko pewnego sposobu funkcjonowania, który można określić jako „przysługa za przysługę”. Pomogę Ci, ale ty też mi pomożesz, kiedy będę potrzebował Twojego wsparcia. I jeszcze jeden warunek: pomogę Cię, ale nie mów o mnie źle.
Z tego wynika fakt, że w Krakowie nie istnieje normalna debata publiczna? W naszym mieście elity milczą na temat nawet najbardziej bulwersujących wydarzeń z udziałem prezydenta. Po 20 latach każdy zawdzięcza coś Jackowi Majchrowskiemu?
Mam wrażenie, że Jacek Majchrowski jest bardzo ostro krytykowany w debacie publicznej – czasem słusznie, czasem niesłusznie. Jednak prawdą jest, że w tej debacie brakuje głosów przedstawicieli elit.
Ciekawe, prawda? Na temat ogólnopolskiej polityki chętnie wypowiadają się ludzie kultury czy nauki. O naszym poletku krakowskie autorytety nic nie mówią. Płonie niepalne archiwum? Nie ma sprawy. Osoby z zarzutami pełnią ważne funkcje w urzędzie? Żaden problem.
Owszem, elity krakowskie są bardzo powściągliwe w zabieraniu głosu na tematy dotyczące miasta.
W Krakowie nadal szanuje się funkcje i urzędy, to tradycja jeszcze z czasów C.K. monarchii. O osobach, które sprawują ważne funkcje, inne ważne osoby nie mówią źle. „Krakówek” taki jest. Wyraźnie jednak widać, że są środowiska, które bardzo mocno krytykują prezydenta.
“Prezydent jest świetnym politykiem”
Zupełnie się nie zgodzę. Obecnie prezydenta krytykują pojedynczy radni oraz aktywiści miejscy. Media są spacyfikowane. Zarzuty pod adresem prezydenta publicznie formułują nieliczni. A ci, którzy to robią, niemal automatycznie spotykają się z zarzutem, że są opłacani przez Łukasza Gibałę.
Pozwolę się nie zgodzić z tą tezą. Krytyka pod adresem prezydenta wybrzmiewa nie tylko z ust aktywistów, radnych Łukasza Gibały i Łukasza Maślony. Jest obecna na sesjach rady miasta w wystąpieniach wielu radnych, wybrzmiewa w dzielnicach i wielu innych miejscach. Niemal każdy, kto jest zaangażowany w działania w mieście, taką krytykę w mniejszym lub większym stopniu wyraża. Wystarczy zapytać krakowskich przedsiębiorców, co sądzą o administracji naszego miasta. Mistrzostwo Jacka Majchrowskiego polega na tym, że on posługuje się zastępcami, którzy pełnią funkcję zderzaków i biorą na siebie sporą część tej krytyki. Krytykuje się wiceprezydentów, na przykład Jerzego Muzyka czy Andrzeja Kuliga, a nie ich szefa. Prezydent zawsze stosował taką polityczną taktykę.
Dobry car, źli urzędnicy.
Finalnie dobry car czasem zmienia jakąś decyzję złych urzędników… Taka metoda ma długą tradycję. Jacek Majchrowski jej nie wymyślił, ale faktycznie stosuje ją w sposób mistrzowski. Prezydent jest świetnym politykiem.
Ja jeszcze o krytyce. Gdy krowoderska.pl wytknęła Panu promowanie się w mediach za pieniądze rady miasta oraz schizofreniczną postawę, polegającą na funkcjonowaniu w „drużynie” prezydenta i jednoczesne krytykowanie go, pisał Pan, że jest atakowany przez „zaplecze propagandowe Łukasza Gibały”. Nadal Pan tak uważa?
Nikt nie lubi być atakowany, a ja czułem się atakowany niesłusznie. Owszem, startowałem do rady miasta z ramienia Obywatelskiego Krakowa, ale czy to odbiera mi możliwość wypowiadania swojego krytycznego zdania na temat działań prezydenta? Za czasów mojego przewodniczenia w radzie miasta Krakowa w miejskich mediach wypowiadali się przedstawiciele wszystkich klubów. Obecni na stronach rady miasta Krakowa w dwutygodniku miejskim Kraków.pl byli Łukasz Gibała, Michał Drewnicki czy też Łukasza Maślona. Stąd uważałem, że krytyka Krowoderskiej.pl pod moim adresem była niesłuszna.
Czego najbardziej potrzebuje Kraków?
Kraków nie potrzebuje rządów – goverment. Potrzebuje nowoczesnego zarządzania – governence. Nie potrzebuje prezydenta, który wie najlepiej, czego potrzebują mieszkańcy, ale sprawnego zarządcy, który wsłuchuje się w potrzeby krakowian i stara się je zaspokoić. Prezydent jest po to, by realizować postulaty mieszkańców, a nie narzucać im swoje pomysły. Nowoczesne zarządzanie w samorządzie polega na tym, by wsłuchać się w to, co mówią ludzie i razem z nimi wprowadzać ich postulaty w życie.
W XXI wieku taka postawa wydaje się oczywista.
Chciałbym, żeby w Krakowie też nastał XXI wiek. Tymczasem w naszym mieście zostały pogrzebane standardy partycypacji obywatelskiej. Konsultacje społeczne to atrapy, zupełnie pozbawione treści. Organizuje się je tylko po to, żeby zapisać, że się odbyły, czego dobitnym przykładem jest projekt nowej linii tramwajowej do Mistrzejowic, poprawiany teraz „na kolanie” pod presją protestów społecznych. Nikt w urzędzie nie liczy się ze zdaniem mieszkańców. Na przykład zadania, które zostały umieszczone w budżecie w wyniku presji społecznej czy aktywności radnych miasta bądź dzielnic, potrafią wylatywać z niego nawet kilka razy.
“Urząd przypisuje sobie wszystkie zasługi”
Dlaczego?
Bo zdaniem urzędników są inne, ważniejsze potrzeby. Jednak najgorsze jest to, że gdy uda się już zrealizować jakiś istotny dla mieszkańców projekt, to urząd przypisuje sobie wszystkie zasługi. Nikt nie mówi o roli aktywistów czy radnych. A prawda jest taka, że wiele inicjatyw zgłoszonych w ramach budżetu obywatelskiego bądź bezpośrednio przez radnych, jest realizowanych wbrew urzędowi.
W jaki sposób urzędnicy mogą usunąć zadanie wpisane do budżetu?
Mówią, że wystąpiły czynniki, które uniemożliwiają jego realizację. Na przykład nie odbył się przetarg, bo brakowało jakiejś opinii. Część takich zdarzeń faktycznie wynika z nadzwyczajnych okoliczności lub obiektywnych przyczyn, a część z tego, że dana jednostka nie chce realizować zadania, bo uważa, że jest niepotrzebne. Czasem inicjatywy zgłoszone przez radnych lub mieszkańców stanowią rezerwuar, z którego można przesunąć pieniądze na inne, ważne dla tych jednostek działania. A potem słyszymy: nie mamy już pieniędzy… Różne są przewagi władzy wykonawczej nad stanowiącą.
Dlaczego Jacek Majchrowski uważa, że wie lepiej od samych mieszkańców, czego oczekują? Może to efekt tego, że szlify polityczne zdobywał w partii, która wiedziała lepiej, czego chce społeczeństwo, bo była przewodnią siłą narodu.
Prezydent jest człowiekiem z innej epoki, ale nie sądzę, żeby taka postawa wynikała z jego przeszłości politycznej. Bierze się raczej stąd, że czasy się zmieniły, a prezydent nie. To po prostu kwestia pokoleniowa. Nie rozumie dzisiejszego świata i tego, że mieszkańcy chcą czuć się traktowani podmiotowo przez organy samorządu. Nie docenia znaczenia partycypacji społecznej i nowoczesnych narzędzi zarządzania. Dlatego energia krakowian jest tłumiona. Moim zdaniem Jacek Majchrowski zatrzymał się mentalnie w latach 90., w czasach złotej ery SLD.
Platforma wystawi własnego kandydata w wyborach prezydenckich?
Na pewno.
Wiadomo, kto nim będzie?
Dziś mówi się Bogdanie Klichu i Aleksandrze Miszalskim. Czy pojawi się trzecia osoba – nie wiem. W odpowiednim momencie na pewno zapadnie decyzja. Na razie koncentrujemy się na wyborach parlamentarnych. To nasze najważniejszym zadaniem jest odsunięcie PiS od władzy.
“Gdyby Jacek Majchrowski wygrał, to Kraków zamieni się w fatalnie zarządzany skansen”
Kilkoro radnych PO już teraz mówi, że najlepszym kandydatem Platformy na prezydenta byłby Jacek Majchrowski. Tak samo twierdzili w 2018 roku. I został nim.
Teraz takich postaw już nie ma. Czasy się zmieniają. Możemy się różnić w PO w zakresie oceny spuścizny po Jacku Majchrowskim. Natomiast nikt nie ma wątpliwości, że powinniśmy iść własną drogą. Żaden poważny polityk PO w Krakowie nie mówi dziś inaczej.
A jeżeli na przykład Donald Tusk uzna, że Jacek Majchrowski jest świetnym kandydatem na prezydenta i tylko on jest w stanie „obronić Kraków przed PiS”, to co zrobicie? Lokalne struktury zasalutują i znów pokochają prezydenta?
To się nie zdarzy. Decyzje o kandydatach w wyborach samorządowych mają być podejmowane „na dole”. Poza tym, gdyby wsłuchać się w to, co liderzy Platformy mówią o Jacku Majchrowskim, to łatwo można dojść do wniosku, że nie są to pochlebne opinie.
Jacek Majchrowski po raz kolejny wystartuje w wyborach?
Sądzę, że tak. Mam wrażenie, że jeżeli tylko zdrowie mu pozwoli, to stanie w szranki. Gdyby wygrał, to byłaby jego ostatnia kadencja jako prezydenta. Chce odejść niepokonany.
Co oznaczałoby jego zwycięstwo dla Krakowa?
Gdyby Jacek Majchrowski wygrał, to Kraków zamieni się w fatalnie zarządzany skansen. Kolejna kadencja będzie jeszcze gorsza od bieżącej. Nie mówię nawet o braku nowych idei, pomysłów czy działań, bo tych od pewnego czasu już nie ma. Jednak w przypadku kolejnej wygranej prezydenta zacznie jeszcze bardziej szwankować codzienne zarządzanie miastem, i będzie postępował proces „resortowości” urzędu. Pojawią się kolejne dziwaczne pomysły, może np. zbudujemy skocznię narciarską?
A może trzecią telewizję miejską lub Centrum Muzyki Eksperymentalnej? I na dokładkę zgłosimy się do organizacji igrzysk olimpijskich.
Kto wie… Jedno jest pewne – kolejna kadencja Jacka Majchrowskiego byłaby groźna. Dla miasta i jego mieszkańców.
Fot. Fot. Jan Graczynski / East News Krakow 17.09.2018 Prezentacja kandydatow na radnych Komitetu Wyborczego Wyborcow Jacka Majchrowskiego – Komitetu Obywatelskiego w wyborach samorzadowych 2018 r. N/z Jacek Majchrowski i jego “druzyna ” n/z: Dominik Jaskowiec, Malgorzata Jantos.