Wyprawa do Mongolii. Kolej Transsyberyjska na step
Wyprawa do Mongolii. O tym, jak to jest pojechać na koniec świata i ile trzeba na to pieniędzy z podróżnikami z Krowodrzy, a dokładnie z Azorów, czyli Dominiką Dąbrowską oraz Maćkiem Cybulskim rozmawia Tomasz Borejza. A już w poniedziałek ciąg dalszy, w którym nasi lokalni globtroterzy, radzą, jak zwiedzać świat, gdy nie jest się milionerem.
Kim są ludzie, którzy jeżdżą na koniec świata i skąd wzięli się w Krowodrzy?
Dominika Dąbrowska: Urodziłam się na Kociewiu, na Pomorzu. Mieszkałam w Krzywopłotach, koło Klucz. Do Krakowa przyjechałam na studia i już zostałam. Z Maćkiem to jest nowsza historia. Połączyła nas miłość do podróży i wspólny kolega. Tworzyłam w Krakowie Klub Podróżników Atlantyda i szukałam kogoś, kto stworzy klubową stronę. I tak trafiło na webmastera z Kaszub…
…z Kaszub?
Kolega wyjeżdżał, ale chciał pomóc, więc podsunął mi Maćka. – Mam takiego kolegę, który mieszka na Kaszubach. On może ci pomóc – powiedział i skontaktował nas ze sobą. Rozmawialiśmy przez Skype’a, telefon. Początkowo o stronie Atlantydy, ale z czasem Maciek zaczął opowiadać o planach wyjazdu do Mongolii.
Maciej Cybulski: Ja wtedy dostałem niewielkie dofinansowanie na podróż. Wystarczyło na bilety powrotne. Nie chciałem jechać sam, więc zagadałem Dominikę.
Nigdy się nie widzieliście? I co – zadzwonił i zapytał… Hej! Jedziesz ze mną do Mongolii?
DD: Zrobił to perfidnie, ale dokładnie tak. Mówi: słuchaj dostałem dwa tysiące stypendium. Jak dobrze pokombinujemy to wystarczy na dwa bilety powrotne, ale resztę musimy zdobyć. Jedziesz ze mną?
MC: Przecież mogłaś odpowiedzieć nie.
DD: Nie mogłam. Maciek miał mieć pokaz w Atlantydzie. Opowiadał swojej wyprawie na zaćmienie Słońca w okolicach Bajkału. Przyjechał do Krakowa w sobotę, choć pokaz był dopiero w poniedziałek. Wrócić miał we wtorek ale został do kolejnej soboty, oczywiście u mnie w gościnie.
MC: Pojechaliśmy razem w góry i planowaliśmy szczegóły wspólnego wyjazdu nad Bajkał i do Mongolii.
Jak wiele czasu minęło od poznania do wyjazdu?
DD: Poznaliśmy się w marcu, a wyjechaliśmy w czerwcu.
Jeździliście już wcześniej? Bakcyla łapie się po pierwszej udanej wyprawie?
MC: Po pierwszej bez biura podróży, kiedy można zobaczyć, jak życie gdzieś wygląda naprawdę.
DD: Najpiękniejsze jest to, że podróż zaczyna się już w chwili, gdy zaczynamy ją planować. Ja do tej pory pamiętam, gdy zaczynałam planować swój pierwszy daleki wyjazd – do Indii. Rok później wyjechałam znowu. Tym razem na Kubę. Kiedy zaczyna się coś robić, to zaczyna się układać. I wciąga.
Pasja była wcześniej, a spotkanie później. Ale połączyła was właśnie pasja. Po spotkaniu w Krakowie pojechaliście do Mongolii. To największa z waszych dotychczasowych wypraw?
MC: Przede wszystkim pierwsza wspólna.
DD: I dość długa, bo trwała miesiąc.
Miesiąc?
DD: Miesiąc. Z Krakowa do Lwowa autobusem. Z Lwowa do Moskwy pociągiem. A z Moskwy na wschód Koleją Transsyberyjską, która jest miksem kultur, ludzi, zawodów, wszystkiego. Jechali z nami na przykład Ukraińcy, którzy wcześniej pracowali w Polsce, a teraz jechali do pracy do Kazachstanu.
Jak wygląda taka „transyberyjska” podróż. Czyli np. wagon?
MC: Jeżeli chodzi o jakość, terminowość i organizację, to żadna europejska kolej nie może się równać z Transsyberyjską. A jak pytasz o wagon to te najtańsze wyglądają tak, że są takie jak wagony w naszych pociągach – jest korytarz i przedziały, tylko przedziały nie mają drzwi.
DD: Wszystko jest otwarte. Wszyscy się widzą i “integrują”.. Można też oczywiście jechać droższą klasą, z zamkniętymi przedziałami. Tylko, że to wtedy już nie jest TA Kolej Transsyberyjska.
MC: Są też ciekawostki. Na przykład w pociągu obowiązuje czas moskiewski, a na peronach… lokalny. Dlatego dojeżdżasz na stację i w środku jest 13.00, a na zewnątrz… 17. Dziwne jest wrażenie, gdy o 4 rano wysiadasz w Irkucku z pociągu i wszystkie sklepy są otwarte. Bo w pociągu jest 4., ale w mieście już 7.
Ile trwała podróż do Irkucka?
MC: Z Krakowa sześć dni. Z Moskwy cztery.
Co najciekawszego w Kolei?
MC: Ludzie.
DD: Toalety.
?
DD: Są zamykane pół godziny przed dojazdem na stację i otwierane pół godziny za nią.
MC: Na szczęście jest rozpiska, kiedy będą zamykane, ale też jest problem jakiego czasu. Tego z pociągu, czy tego ze stacji.
DD: Anegdotyczne są też prysznice. Koleżanki, które z nami były, dowiedziały się, że w lepszych wagonach są natryski. No to co? Poszły ich szukać w Pierwszej Klasie i pytają się prowadnika, ile kosztuje ten prysznic. Ten trochę zmieszany powiedział im, że 100 rubli i kazał przyjść za chwilę. Szczęśliwe wróciły do nas i mówią, że się wykąpią. Poszły z ręcznikami, całym zestawem kosmetyków, ale wróciły po 15 minutach i miny miały nietęgie. Okazało się, że do zlewu dołącza się rurkę, a natrysk zaczepia nad ubikacją i można na tej ubikacji stanąć, a woda spływa do toalety.
Koleją do Mongolii?
MC: W pierwotnej wersji chcieliśmy jechać do Władywostoku, ale na to nie wystarczyło pieniędzy.
DD: Cele były trzy. Pierwszym była sama kolej. Drugim Bajkał, który Maciek widział wcześniej, a ja koniecznie chciałam zobaczyć. Trzecim – Mongolia.
Bajkał piękny?
MC: To jest niesamowite miejsce. Za każdym razem jest tam coś nowego i zawsze czuje się niedosyt.
DD: Chcielibyśmy tam pojechać w zimie.
MC: Tam lód cały czas trzaska i jest przezroczysty. Stojąc na nim, ma się wrażenie, że stoi się na wodzie.
Po Bajkale Mongolia? To zaskakująco polskie miejsce?
DD: Mają niesamowitą wiedzę. Gdy słyszeli, że jesteśmy z Krakowa, to mówili nam… „to my zastrzeliliśmy waszego hejnalistę”. Ale jest też wszechobecny „Urbanek”. W Polsce w firmie „Urbanek” pracował mongolski student. Dokładnie to był na praktykach, po których zabrał do Mongolii trochę produktów. To przyjęło się świetnie i naszych produktów jest tam mnóstwo. Draże Korsarz dało się kupić nawet w sklepach w stepie.
MC: Były też soki Pysio oraz wódka Wyborowa. A także trochę innych, bardzo drobnych produktów.
Na stepie też można trafić na człowieka, który mówi po polsku?
DD: To było ogromne zaskoczenie, kiedy podczas podróży przez step dojechaliśmy do jurty, w której nas ugoszczono i kiedy w trakcie gościny powiedzieliśmy, że jesteśmy z Polski… gospodarz zaczął mówić po polsku.
MC: Okazało się, że on studiował w Kaliningradzie, a w czasie studiów pracował w Stoczni w Gdyni i uczył się języka. Zresztą w ogóle Mongolia to zderzenie ze stereotypami. Na przykład mówi się, że ten kraj to pustynia Gobi, więc wyobrażenie jest takie, że to sam piasek. Ale to są trzy oblicza pustyni: żwirowa, skalista i piaszczysta. Z drugiej strony są góry, czterootysięczniki. Też… lodowiec.
Lodowiec?
MC: Na południu, w tzw. Wąwozie Orła, Gana – towarzyszący nam Mongoł – powiedział, że nas zaskoczy. Na zewnętrz panowało ok. 50 stopni, a my weszliśmy do wnętrza wąwozu, na dnie którego był lodowiec. Mimo tak wysokich temperatur dookoła, ubytki lodowca w ciągu roku są niewielkie.
Co jeszcze was zakoczyło?
MC: Piją herbatę z solą. Świetnie gasi pragnienie.
DD: Maciek nas nastraszył, więc wieźliśmy cukier ze sobą, ale okazało się, że cukier jest, tylko go nie używają. Przynajmniej do herbaty. To co jest najwspanialsze to piękne, gwieździste niebo. W Europie nigdzie nie ma takiego. Droga mleczna. Kolory. Żałuję, że nie zrobiliśmy zdjęcia tego nieba.
MC: To pretekst żeby wrócić.
A my wróćmy do Polski, bo niestety wszystkiego nie da się opowiedzieć, choć na szczęście wiele można pokazać. Ta wyprawa zmieniła wasze życie prywatne. I to chyba na lepsze? Nowy rozdział w życiu?
DD: Ja wróciłam z tej wyprawy i straciłam pracę. Mój koniec świata trwał jednak tylko jeden dzień. Bo w tym samym czasie, gdy dostałam wypowiedzenie, zadzwonił Maciek i powiedział, że ma dla mnie zajęcie w roli fotografa. Dwa dni po stracie pracy wyjechałam do Grecji i Turcji fotografować hotele do katalogów dla biura podróży.
MC: Nic się nie dzieje przypadkiem. To jest po prostu tak, że czasami stoimy za blisko czegoś złego co się dzieje. Gdy sytuacja jest bez wyjścia to trzeba się cofnąć o krok i spojrzeć na wszystko z dystansem.
DD: Tak było wtedy. To nam pokazało, żeby coś spróbować razem.
I dalej robicie coś razem?
DD: Prowadzimy kilka projektów. Mamy wspólną agencję fotograficzno-interaktywną eCLIPS. Maciek prowadzi również szkolenia stacjonarne i webinary…
MC: Webinary, czyli szkolenia online – dotyczące projektowania stron internetowych w WordPressie oraz nawiązujący nieco do naszej Atlantydy – projekt Sztuka Podróżowania.
To jeszcze tylko ostatnie pytanie. Ile kosztuje taka wyprawa?
DD: Z biurem podróży 10 tys. złotych na osobę. W naszym wykonaniu na dwie…
Podróżnicy z Azorów zapraszają też na swoją stronę podróżniczą http://ShadowHunters.org, która obecnie jest zmieniana, ale już wkrótce będzie można tam poczytać relacje z naszej podróży. Oraz do polubienia fanpejdżu Sztuki Podróżowania.
–5 komentarzy–
[…] O ich podróży Koleją Transsyberyjską oraz zadziwiająco polskiej Mongolii można przeczytać TUTAJ. […]
[…] O ich podróży Koleją Transsyberyjską oraz zadziwiająco polskiej Mongolii można przeczytać TUTAJ. […]
[…] O ich podróży Koleją Transsyberyjską oraz zadziwiająco polskiej Mongolii można przeczytać TUTAJ. […]
[…] O ich podróży Koleją Transsyberyjską oraz zadziwiająco polskiej Mongolii można przeczytać TUTAJ. […]
[…] O ich podróży Koleją Transsyberyjską oraz zadziwiająco polskiej Mongolii można przeczytać TUTAJ. […]