Niepozorna pracowania robi fenomenalne kołdry. “Nie mogłem się wydostać”
„Pewien pan powiedział mi, że chce kołdrę, która nie pozwoli mu wstać z łóżka. Kilka dni później wrócił i przyznał: “Pani Krystyno, spóźniłem się do pracy, bo nie mogłem się z tej kołdry wydostać!”. O takich historiach opowiada Pani Krystyna, właścicielka pracowni szycia kołder BONA w Krakowie.
Jak zaczęła się Pani przygoda z ręcznym szyciem kołder?
Krystyna Skowronek: Od 20 lat zajmuję się ręcznym szyciem kołder i poduszek. To nie tylko moje rzemiosło, ale przede wszystkim pasja, którą pielęgnuję każdego dnia. Szycie mam we krwi – moja mama również szyła, a brat prowadził zakład w Czyżynach, w Nowej Hucie. To właśnie on wprowadził mnie w ten świat, ale z czasem poczułam, że chcę robić coś bardziej osobistego, na mniejszą skalę, dla ludzi, którzy cenią jakość i tradycję. Tak powstała moja pracownia, w której każdy produkt tworzę z myślą o komforcie i cieple, jakie przyniesie przyszłemu właścicielowi.
Co czuje Pani, gdy kończy kolejną kołdrę lub poduszkę?
To niesamowita satysfakcja. Każdy gotowy wyrób to efekt mojej pracy, serca, jakie włożyłam w jego wykonanie. Cieszę się, kiedy wiem, że ktoś otuli się czymś, co wyszło spod moich rąk, że będzie mu ciepło i wygodnie. Klienci często wracają, opowiadając, jak cudownie śpi się pod moimi kołdrami – że są lekkie, a jednocześnie otulające, że budzą wspomnienia dawnych czasów, gdy w domach były prawdziwe pierzyny. Niektórzy mówią, że pod taką kołdrą mają najpiękniejsze sny!
Pamięta Pani swoją pierwszą w pełni samodzielnie uszytą kołdrę?
Tak, choć nie zaczynałam od razu samodzielnie. Najpierw pomagałam w zakładzie brata, który zajmował się produkcją hurtową. Tam nauczyłam się podstaw, ale z czasem zapragnęłam pracować inaczej – indywidualnie, dostosowując produkty do potrzeb klientów. Moja pierwsza samodzielnie uszyta kołdra powstała na zamówienie starszej pani, która przyszła do mnie z prośbą, by odtworzyć pierzynę, jaką miała jej mama. Widać było, jak ważne było to dla niej. Kiedy odebrała gotowy wyrób, popłakała się ze wzruszenia. Takie chwile pokazują mi, że to, co robię, ma głęboki sens.
A co z Pani własnymi kołdrami? Szyje Pani także dla siebie?
Oczywiście! Cała moja rodzina śpi pod moimi kołdrami. Są wyjątkowe, bo staram się, by były jak dawniej – piękne i trwałe. Mam nawet jedną szczególną, uszytą z materiału, który odkupiłam od klientki – wzorzysty adamaszek z dawnych lat. Takich tkanin już dziś nie ma i dlatego ta kołdra jest dla mnie wyjątkowa.
Jakie osoby trafiają do Pani po kołdry? Czy są to głównie osoby starsze, czy może młodsze pokolenie także zaczyna doceniać ręczną pracę?
To bardzo ciekawe, bo kiedyś rzeczywiście przychodzili głównie starsi ludzie, którzy pamiętali tradycyjne pierzyny z domów rodzinnych. Dziś jednak coraz częściej odwiedzają mnie młodzi, którzy szukają czegoś wyjątkowego. Moda na klasyczne, białe kołdry sprawia, że zgłaszają się do mnie osoby, które chcą mieć produkt wysokiej jakości, wykonany tradycyjnymi metodami. Jeden klient powiedział mi kiedyś, że jego babcia uważała kołdrę za domowy skarb – i coś w tym jest. Dostaję od klientów piękne komentarze, czasem drobne upominki, jak kawa. Pamiętam jedną zabawną historię – pewien pan powiedział mi, że chce kołdrę, która nie pozwoli mu wstać z łóżka. Kilka dni później wrócił i z uśmiechem przyznał: “Pani Justyno, spóźniłem się do pracy, bo nie mogłem się z tej kołdry wydostać!”. Takie momenty dodają mi energii do dalszej pracy.
Czy ręcznie szyte kołdry wciąż znajdują swoje miejsce na rynku, mimo konkurencji tanich, masowo produkowanych zamienników?
Tak, ale nie jest to łatwe. Doceniają je przede wszystkim osoby, które chcą mieć coś trwałego i solidnego. Niestety, coraz więcej zakładów takich jak mój się zamyka, bo rzemieślników ubywa. Starsze pokolenie przechodzi na emeryturę, a młodzi nie przejmują warsztatów. Mimo to wierzę, że prawdziwa jakość zawsze się obroni – kto raz miał prawdziwą puchową kołdrę, ten wraca.
Czy wśród Pani klientów były jakieś znane osoby?
Tak, miałam przyjemność szyć kołdry dla aktorów, szczególnie związanych z teatrem. Najbardziej dumna jestem z tego, że kołdry kupowała u mnie pani Anna Polony – to ogromna satysfakcja i dowód na to, że moja praca jest doceniana również w środowisku artystycznym.
Co jest największym wyzwaniem w prowadzeniu takiego biznesu?
Na początku trudność sprawiała mi księgowość, ale nauczyłam się i dziś prowadzę wszystko sama. Największym wyzwaniem było jednak przetrwanie w czasach, gdy ludzie porównywali moje ceny do tańszych, masowo produkowanych kołder. Jednak ci, którzy raz spróbowali moich wyrobów, już nie wracali do tanich zamienników.
Jakie materiały ceni Pani najbardziej?
Stawiam na polskie tkaniny. Mam sprawdzonych dostawców z Małopolski i Żagania, którzy dostarczają mi gęsto tkane bawełny, aby puch nie przedostawał się na zewnątrz. Nie kupuję chińskich gotowców – jakość jest dla mnie najważniejsza.
Czy realizuje Pani nietypowe zamówienia, na przykład na kołdry o niestandardowych rozmiarach?
Tak, zdarzało mi się szyć kołdry dla bardzo wysokich osób, a także dla hoteli i pensjonatów. Moje wyroby trafiają również za granicę – mam klientów we Francji i innych krajach.
Spotkała się Pani z różnymi technikami szycia kołder. Czy są takie, które nie sprawdzają się w praktyce?
Tak, na przykład kołdry, w których puch jest wdmuchiwany do gotowej tkaniny. Często po czasie okazuje się, że puch przesuwa się na boki i środek kołdry zostaje pusty. Wielu klientów przynosi mi takie rzeczy i nie rozumie, co się stało.
Kołdry miały jakieś szczególne znaczenie.
Oczywiście! W posagu zawsze znajdowały się pierzyny. Organizowano darcia pierza – kobiety spotykały się, darły pióra, śpiewały, a młodzieńcy przychodzili popatrzeć. Moja mama, choć mieszkała już w mieście, przy pierwszej wypłacie kupiła sobie pierzynę – to był dla niej symbol bezpieczeństwa i domowego ciepła.
Czytaj także:
- Od lat 80. w Nowej Hucie. “Przywiązanie do dzielnicy, ogródków i działek”
- Najstarszy fryzjer Nowej Huty strzyże od 60 lat. “Teraz nawet mężczyźni robią sobie trwałe”
- 90 procent pracowników to osoby z doświadczeniem choroby psychicznej lub niepełnosprawnością. Mają 4,7 w Google
- Nie jest saperem, ale mówi: w tym zawodzie nie ma miejsca na błędy
- Raffaele Esposto: Polacy i Włosi to najlepsi ludzie na świecie, a moja pizza jest jak narkotyk