Wyspa Kos: Pani Gosia wspaniale gotuje
Pani Gosia wspaniale gotuje i w kuchni zawstydza Greków. – To jest we krwi – mówi Polka, która sprzedała dom i rozpoczęła nowe życie na pięknej greckiej wyspie Kos.
To Polka, która z kraju do Grecji wyjechała osiem lat temu, wyspa Kos stała się jej drugim domem, a od trzech prowadzi własną i bardzo dobrze ocenianą restaurację (Wiadomo. Wspaniale gotuje!) w Kefalos na greckiej wyspie Kos, w której stołują się przede wszystkim Brytyjczycy zamieniający miasteczko co roku w Małą Brytanię. Kupiła ją za pieniądze, pochodzące ze sprzedaży domu pozostawionego w kraju. Jej sukces to dowód, że Polak może i potrafi.
Zwłaszcza na emigracji.
Z Małgorzatą Szwala rozmawia Tomasz Borejza.
Jak to się stało, że taka fajna i ceniona grecka knajpa, należy do Polki?
Życie. Życie nas tu zaprowadziło. Przyjechaliśmy do Grecji za pracą i przyszedł moment, kiedy trzeba się było na coś zdecydować. Młodszy syn chodził do podstawówki. Tutaj inaczej przebiega rok szkolny i kiedy przyjeżdzaliśmy z dzieckiem, to on musiał później nadrabiać, zaliczać, wyprzedzać, żebyśmy mogli wrócić na sezon w kwietniu. To był problem, który trzeba było rozwiązać.
Kiedy to było?
Mniej więcej osiem lat temu.
A skąd Państwo jesteście?
Z Katowic.
Mówi Pani, że wyemigrowaliście osiem lat temu. To czas wielkiej emigracji „za chlebem”.
Taka nasza dola, że wielu Polaków wyjeżdża za granicę. Nasza rodzina też jest zresztą rozsypana po świecie. Mamy krewnych w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Francji, także Stanach Zjednoczonych.
Pani potrawy zbierają fenomenalne noty. W Polsce też pracowała Pani w kuchni?
Skąd. Byłam położną. Powiem szczerze. To jest we krwi, w genach.
Gotowanie?
Tak. Pochodzę z rodziny robotniczej. Rodzice pochodzą ze wsi. U nas w domu zawsze robiono swoje wyroby. Wszyscy sobie gotują. Wszyscy przygotowują wędliny. Nasza polska szynka lub kiełbasa zrobione samodzielnie i we własnym wędzarniku, to jest najlepsze co tylko może być.
Czyli w Polsce kuchnia w domu. A w Grecji? Od razu restauracja?
Nie. Najpierw pracowałam w hotelach. To była bardzo ciężka praca. Bardzo dużo godzin. Dziennie musiałam zrobić nawet 30 pokoi. Po pewnym czasie przeniosłam się do kuchni. Tam nauczyłam się gotowania zgodnego z tym, czego oczekują Grecy. Poznałam ich kuchnię.
W pewnym momencie, w środku sezonu, odeszło dwóch greckich kucharzy i musiałam ich zastąpić. Zostałam sama z właścicielką. Poznałam wszystko. Łącznie z ciastami.
Knajpę kupiła Pani od dawnego szefa. To zawsze wspaniała historia, gdy ktoś potrafi pokazać, że umie coś zrobić lepiej i warto było go słuchać.
Tak też było. W kolejnej pracy prowadziłam samodzielnie kuchnię i wszystko właściwie. Doszłam do wniosku, że jak jestem jednocześnie barmanem, kucharzem, serverem, to taką samą pracę mogę wykonać dla samej siebie. Sprzedałam w Polsce dom i kupiłam restaurację tutaj.
Chociaż wiele osób mówiło mi, że oszalałam.
Odwaga jest konieczna, by w życiu zrobić coś ciekawego. A to chyba tak jest, że emigrując trzeba się na coś zdecydować. Życie na dwa kraje to kiepski wybór.
Rodzice namawiali mnie żeby sprzedać dom, który stał pusty i niszczał. Tak zrobiliśmy, zainwestowaliśmy pieniądze i teraz pracujemy u siebie. Oczywiście bywa ciężko, bo to jest ciężkie zajęcie. Cały czas jesteśmy na nogach. Nie robimy sobie na przykład sjesty.
Wiemy, że to nasze i o to dbamy.
Skoro jesteśmy przy karcie. Gdzie tajemnica sukcesu. „Gosia” jest wspaniale oceniana przez brytyjskich turystów i mają rację, bo karmi wspaniale?
Dziękuję. Myślę, że sprawa jest prosta. Moja kuchnia jest bardzo smaczna.
Lokal prowadzimy też na zupełnym luzie. Tutaj wszyscy jesteśmy na wakacjach. Nie ma żadnej pedanterii. Przyjdą np. kobiety w długich sukniach i klapkach. Bo dlaczego nie? Są na urlopie. Radzimy sobie bez sztywności. To nie miejsce takie jak np. restauracje pani Gesslerowej, które są przeznaczone dla określonych grup. Tu jest po prostu inaczej.
Jednak przeprowadziła Pani niezłą kuchenną rewolucję.
Na pewno też. To był „chińczyk”. Restauracja była wcześniej bardzo zaniedbana. Włożyliśmy sporo pracy. Mąż przebudował wnętrze. Przeniósł bar. Zrobił remont. Wcześniej np. przez kuchnię wchodziło się do toalety. Mój małżonek wszystko zrobił sam. Ja zadbałam o kartę.
W Pani kuchni czuć lekką polską nutkę. Miks kulinarnych kultur?
Jest nasza nutka, bo… używam polskich przypraw. Z ich pomocą „dosmakowujemy” greckie dania. Tutaj gotuje się w oparciu o oliwę z oliwek, trochę ziół i tyle. Ja to trochę zmieniam. Też używam ziół, ale zawsze czegoś brakuje. Jednak czego? To już moja tajemnica i nie będę mówić.
Firmowych tajemnic nie wolno zdradzać. A od Greków czego można się nauczyć?
Polacy uwielbiają greckie jedzenie. Wspaniałe są Musaka, Stifado z wołowego mięsa, też Kleftiko, którego nazwa pochodzi od kleftos czyli „złodziej”, rabuś. To przygotowywało się tak, że wszystko to co tacy rabusie mieli zakopywali w kotle w ziemi. Tak, żeby nikt nie mógł ich w ten sposób znaleźć.
Z tej tradycji powstało przepyszne danie.
Które jest zresztą specjalnością „Gosi”. Do spróbowania w Małej, Greckiej Brytanii, czyli Kefalos na wyspie Kos. Świetnym miejscu na wakacje?
Tutaj się odpoczywa. Życie toczy się powoli. Żyje się jak u Pana Boga za piecem. Gorąco zapraszam. I do Kefalos. I do „Gosi”.
–4 komentarze–
Smacznie milo -polecamy!
Polecam ..sama przyjemnosc jedzenia!!!
Byliśmy jedliśmy i już tęsknie za najlepszą ośmiornica w Europie pisze to z pełną świadomością a jadłem już w wielu miejscach Europy ośmiornice. Ale ta przebiła wszystkie .pozdrowienia dla pysznie gotującej pani Gosi od Tomka i Izy .Napewno jeszcze tam wrócimy .Ps. Chlebek robiony przez panią Gosię palce lizać .
Niestety, byliśmy 25 sierpnia 2016 lokum zamknięte 🙁