Jaroslav Hašek: Bajka o tragicznym końcu pewnego ministra
Jaroslav Hašek to wielki pisarz czeski, którego znamy głównie ze wspaniały “Przygód Dobrego Wojaka Szwejka”. Jednak Hašek to także wspaniały publicysta i dziennikarz, którego teksty – choć mają mniej więcej 100 lat – wciąż cieszą aktualnością i uniwersalnością.
Dlatego oraz ze względu na literacki kunszt Czecha postanowiliśmy skorzystać z tego, że należą one do domeny publicznej i opublikować całą serię jego tekstów. Zaczynamy “Bajką o tragicznym końcu pewnego ministra” z poczuciem, że gdyby “króla” zmienić na “premiera” to i dziś taki minister musiałby skończyć tak jak ten z bajki. Tekst pochodzi ze zbioru “Tasiemiec księżnej pani”, który został wydany w 1953 roku przez Czytelnika.
Tłumaczenie: Stefan Krysiak.
Bajka o tragicznym końcu pewnego ministra
Jestem przekonany, że gdy tylko austriacki c. k. prokurator przeczyta tytuł tej powiastki, groźnie zmarszczy czoło i powie:
– Właściwie powinienem zaraz „uczciwego” skonfiskować, ponieważ w ten sposób wśród ludów Austro-Węgier mogłoby powstać mniemanie, że mogą być na świecie nieuczciwi ministrowie. Jeśli jednak ja to skonfiskuję, będzie z tego interpelacja, będą pytali c. k. ministra, czy to obraza powiedzieć o ministrze, że jest uczciwy..
Wiem, rozumiem, że to kusząca okazja, ale nic z tego nie będzie. Pan prokurator może najwyżej stawać w obronie austriackich ministrów, lecz nikogo więcej. A akcja mojego opowiadania toczy się nie w Austrii ani w żadnym innym znanym kraju, rozgrywa się ona w krainie baśni, dlatego też nazwałem je bajką.
Ale wróćmy do naszej bajki. Był sobie raz pewien król – miał on ministra, człowieka poczciwego, uczciwego, nikt o nim jednak dotychczas nie twierdził, by był jakimś geniuszem. Początkowo nie różnił się on także od swych wyszystkich poprzednikow. Cieszył się ogromnie z tego, że został ekscelencją, przyjmował gratulacje, był bardzo dumny i szczęśliwy.
Ale nie minął miesiąc, a naczelnicy wydziałów, którzy do jego ekscelencji przychodzili referować sprawy, zaczęli opowiadać niewiarygodne rzeczy. Pan minister Iedwie słucha ich sprawozdań, całymi godzinami siedzi przy biurku i w zamyśleniu spogląda w dal. Przy tym z dnia na dzień coraz bardziej dziwaczeje. To, co zauważono w urzędzie, nie uszło również uwagi rodziny pana ministra. Na wszystkie jednak pytania – co mu jest, czy jest chory, czy ma jakieś zmartwienie odpowiadał wymijająco lub nie odpowiadał wcale. Aż pewnego dnia, gdy weselszy niż kiedykolwiek wychoił po śniadaniu z jadalni, zwrócił się do jej ekscelencji ze strasznymi słowami:
– Dziś przed południem idę do króla, złożyłem prośbę o dymisję.
Pani ministrowa z irytacji zemdlała. Zanim odzyskała przytomność, pana ministra już nie było w domu: był u króla.
– Królu panie – rzekł – z ważnych powodów proszę o odwołanie mnie ze stanowiska ministra.
– Człowieku – rzekł król – czyś ty zwariował? Czy ty kiedy słyszałeś, by ktoś bez najmniejszej przyczyny zgłaszał dymisję?
– Nie czynię tego bez przyczyny, królu panie, proszę tylko, bym ci przyczyny tej nie musiał wyjawiać. Byłoby mi zbyt cięzko, ba, byłoby mi wprost wstyd.
– Powiedz mi, proszę – rzekł król – coś ty takiego przeskrobał? Rozkazuję ci, abyś mi wyjawił przyczynę, i to natychmiast.
– Dobrze, królu panie – rzekł zgnębiony minister – skoro mi rozkazujesz, muszę powiedzieć. – A potem cicho dodał: – Proszę o odwołanie mnie ze stanowiska ministra, ponieważ na stanowisko to najzupełniej się nie nadaję.
Po tych słowach skłonił głowę i w pokorze czekał burzy, jaka się nad nią rozpęta.
Ponieważ jednak król milczał, minister podniósł wreszcie oczy i – ku swemu zdumieniu – spostrzegł, że król śmieje się tak, jak nie śmiał się jeszcze nigdy. Minister patrzył na niego z najwyższym zdziwieniem.
– Więc jestem zwolniony, królu panie? – zapytał nieśmiało.
– Ciebie, ciebie miałbym zwolnić? – powiedział król. – Dlatego, że nie nadajesz się na to stanowisko? Człowieku, w takim razie musiałbym zwolnić prawie wszystkich urzędników, jakich mam. A jeśli chodzii o ministrów, to czy wiesz, że jesteś w ogóle pierwszym uczciwym ministrem z tych, których dotychczas miałem? A wiesz dlaczego? Bo jesteś szczery. Dobrze, więc i ja będę szczery. Jak długo pamiętam, nigdy nie miałem zdolnego ministra. Żaden z nich jednak się do tego nie przyznał, chociaż wiedział o tym nie tylko on sam, lecz i całe królestwo. A ty przychodzisz i z tego powodu prosisz o dymisję. Zaszczyt ci to przynosi, a mnie bardzo cieszy. Jesteś pierwszym moim uczciwym ministrem. Wszyscy inni brak zdolności pokrywali gadaniem i nieprawdopodobną ilością frazesów, by jak najdłużej utrzymać się w rządzie. A tymczasem ty!… I ja miałbym pozwolić, by taki klejnot mi się wymknął? O, nic podobnego! Ty, mój drogi, pozostaniesz ministrem nadal i będziesz pracował aż do grobowej deski! Rozumiesz?
Minister musiał usłuchać. Gdy pisma popołudniowe podały wiadomość, że dymisja pana ministra nie została przyjęta, pani ministrowa odetchnęła z ulgą i wydała polecenie, by na wieczór przygotowano ekscełencji jego najulubieńsze potrawy.
Ale to wszystko nic nie pomogło. Pan minister był coraz bardziej zamyślony í smutny. I nic dziwnego, Cały problem sprawowania funkcji ministra zaczął przed nim urastać do niesłychanych rozmiarów – do problemu sumienia. Pan minister rozumował bowiem w następujący sposob: „Jeżeli raz jeszcze podam się do dymisji, będzie to zdaniem samego króla próba pozbawienia państwa pierwszego uczciwego ministra, a próba taka to jest właściwie zdradą, ba, zdradą stanu. Jeżeli jednak nie podam się do dymisji, mimo iż wiem, że na to stanowisko się nie nadaję, to – niech mnie diabli wezmą – czyż to nie będzie zdrada stanu! Wszystko jedno, co zrobię, zawsze będzie to zdrada. To po prostu rozpaczl Słowem: powinienem siedzieć w kryminale, a tymczasem ja siedzę tutaj, pozwalam prawić sobie koplementy, ludzie nazywają mnie ekscelencją, mnie – zdrajcę! Nie wiem już, co począć!
Jej ekscelencja zaś uważała, że skoro król dymisji jej męża nie przyjął, może liczyć na pełną ministerialną pensję, a może nawet na specjalny, realny wyraz uznania ze strony króla. Lecz kiedy pan minister znowu zaczął się jej zwierzać ze swoich wątpliwości i skrupułów, omal nie dostała ataku apopleksji.
I tak jak jej mąż nie mógł znaleźć wyjścia, tak i ona całym swoim sprytem znalazła się w trudnej sytuacji. Co tu począć? W końcu przyszło jej na myśl: od czego właściwie są na świecie psychiatrzy? I ta myśl ją uratowała. Tak, psychiatrzy muszą tu pomóc. Wszystko wskazuje na to, że mąż jej nie jest normalny! Biedak! Na skutek wielkich urzędowych kłopotów wystąpiły zaburzenia umysłowe. W ten sposób będzie uratowana pensja ministerialna, zapewniona wdzięczność króla, slowem: wszystko!
Zwołano więc konsylium najlepszych w kraju psychiatrów.
Jej ekscelencja w podnieceniem oczekiwała jego przebiegu i wyniku. Wynik był dobry.
– Więc doprawdy jest nienormalny?
– Jako człowieki mógłby i powinien być uważany za normalnego, ekscelencjo. Ale jako minister jest istotnie nienormalny.
– Czy są na to dowody?
– Rzecz oczywista! Czyż bowiem był kiedy na świecie najgłupszy nawet minister, który by uważał, że na stanowisko swoje się nie nadaje? – jednogłośnie odpowiedzieli lekarze.
Pan minister skończył więc w domu wariatów. Taki oto tragiczny los spotkał pierwszego uczciwego ministra w królestwie za siódmą górą i siódmą rzeką.
–1 Komentarz–
Ech… Jakże to przewrotne i gorzkie…