Wigilia w sierocińcu
W wigilię świąt Bożego Narodzenia sierotę Pazourka zamknięto w spiżarni, w której były worki z mąką, a także, co Pazourek stwierdził z radością, worki z suszonymi śliwkami.
Odkrycie to sprawiło, że rozpaczliwa sytuacja Pazourka zaczęła się rozjaśniać i niewiele brakowało, by Pazourek z wdzięcznością podziękował Bogu za suszone śliwki, gdyby nie to, że był właśnie w takim nastroju, kiedy to człowiek kochanemu Panu Bogu najbardziej złorzeczy.
Było rzeczą zupełnie jasną, że właśnie przez tego kochanego Pana Boga siedzi tu za karę. Usiadł na worku mąki i zaczął wspominać przebieg całego wieczora. Wczoraj w Wigilię przyszedł do nich do sierocińca Jezusek w postaci księdza katechety, kierownika sierocińca, jakiś dwóch tęgi panów i jakiegoś wysokiego człowieka, który stale pociągał nosem, a do którego mówiono ,,ekscelencjo”. Potem dwie najgrzeczniejsze sieroty przyniosły z dołu z dyrekcji paczki z szalikami położyły je pod choinką i ucałowały ręce księdzu katechecie.
Potem przyszli jeszcze jacyś panowie z czarno ubraną damą, która każdą sierotę gładziła po twarzy i wypytywała o zmarłych rodziców.
Antoni powiedział, że rodziców w ogóle nie miał, wszyscy zaczęli się śmiać, a Kaleus wykrzyknął:
– Bękart!
To była pierwsza historia, z racji której ksiądz katecheta zgrzytnął zębami i powiedział, że w Wigilię nie uchodzi, by on, katecheta, w ów uroczysty dzień, dał w kark takiemu ulicznikowi. Że dostanie dopiero podczas świąt.
Waszek Metzer mówił, że temu wysokiemu panu, do którego mówią ,,ekscelencjo“, czuć jest z ust.
Piwora zakładał się o pół papierosa, że to nieprawda. Byli jeszcze wciąż w jadalni. Nic do tej pory nie jedli, byli głodni i czekali na Jezuska, by ich uratował, musieli bowiem przez caly dzień pościć. Tylko dwaj chłopcy, którzy pomagali w kuchni, ukradli kawałek świątecznej strucli i chlubili się tym. Ponieważ Piworze nie dali, ten na nich naskarżył. Myślał, że zepsuje im zabawę, ale ponieważ oni mieli już strucle w żołądku, więc ksiądz katecheta zbił ich w obecności wszystkich.
– Jezusek napełnił im kiszki – śmiał się Piwora i szturchał Pazourka.
Do tej pory stali w rzędzie i śmiali się z tych tęgich panów, którzy mówili:
– Biedne dzieciaki, biedne sierotki.
Potem pan kierownik zaczął wymachiwać rękoma i mówił, że Bóg jest miłosierny i nie da tym robaczkom zginąć. Rzucał przy tym wściekłe spojrzenia w kierunku Wintra, który pokazywał język temu pociągająceniu nosem panu. Pan kierownik szepnął coś księdzu katechecie, ten zawołał Wintra i odszedł z nim do sali obok. Po chwili Winter wrócił: był zapłakany i spokojny jak baranek.
Wtedy ksiądz katecheta polecił im, aby przeszli do pokoju obok, gdzie czekała na nich wysoka choinka, naniej paliły się świeczki, a na szczycie był anioł, któremu ktoś domalował węglem wąsy, aby wyglądał tak jak pan kierownik. Stali tam przez dłuższy czas, az wreszcie otworzyły się drzwi i weszli ci panowie z tą panią i cały zespół nauczycielski sierocińca.
Ksiądz katecheta przeżegnał się i zaczął „Ojcze nasz“. Modlili się na głos i bardzo szybko, by jak najprędzej skończyć. Potem jeszcze odmawiali „Wierzę w Boga” i „Zdrowaś Maria“.
Licer mówił, że najlepiej byłoby, gdyby się modlili podczas wieczerzy, bo tak wciąż nie wiadomo, co z tego wyjdzie – tylko modlitwa i głodówka.
Po trzech zdrowaśkach z grupy nauczycieli wystąpiłpan kierownik, przeżegnał się i rzekł:
– Na wieki wieków amen!
Potem pan kierownik wygłosił do nich przemówienie i ponad pół godziny mówił o Jezusku. A im z każdą chwilą coraz głośniej buczało w brzuchach. Pan kierownik mówił, że Jezusek był taki maleńki, nie potrafił nawet tego wysłowić, tylko pokazywał rękoma:
– Tyciutki… tyciuteńki…
Czarna pani płakała coraz bardziej, a kierownik ciągnał dalej, mówił o bydlątkach w stajence, znacząco spoglądając przy tym w stronę sierotek. Powiedział coś o szalikach, potem usiadł, a wstał ksiądz katecheta.
Mówił, że każda z sierot na pamiątkę narodzenia Jezuska dostanie szalik, i rozkazał im, aby wszyscy odmówili trzykrotnie „Ojcze nasz”, trzykrotnie „Zdrowaś Maria” i raz ,,Witaj, Królowo”.
Do tej pory Pazourek był zupełnie spokojny, mimo iż Piwora starał się go jakoś sprowokować, ale teraz, kiedy znowu usłyszał o ojczenaszach i zdrowaśkach, nie wytrzymał i rzekł do Piwory:
– To my za każdą onucę będziemy się tak modlić…
Ten pan, który wciąż pociągał nosem, szepnął coś cicho kierownikowi, który nabożnie pokiwał głową, potem skoczył w tył, chwycił Piworę za ucho, a pięść drugiej ręki wsadził mu pod żebra.
Piwora doszedł do wniosku, że zajście to mogłoby mu zepsuć nastrój świąteczny, więc rzekł na głos:
– To nie ja, to Pazourek.
Pazourek jednak bronił się, powstało takie zamieszanie, że katecheta zaraz po słowach „i odpuść nam nasze winy“ przerwał pierwsze „Ojcze nasz“.
Wszyscy spoglądali w tył.
Ta pani, która ciągle płakała, naraz zaczęła pochrząkiwać, sapać i wzdychać. Reszta czarno odzianych państwa wznosiła oczy ku sufitowi i znacząco spoglądała na katechetę, który był bardzo zmieszany; ostatecznie znalazł wyjście z sytuacji: wyciągnął z kieszeni niebieską chustkę. przytknął ją do twarzy i zatrąbił tak donośnie, że Wosztalek, Blum, Kaczer i Gregor pomyśleli, że to za oknem trąbi stary woźny Wokrzał, co miało być znakiem do rozpoczęcia kolędy, wrzasnęli więc jak jeden mąż: „Chrystus Pan się narodził…“
Katecheta podniósł wprawdzie ręce, aby ich uciszyć, lecz wszyscy myśleli, że chce podawać takt, więc ryczeli dalej unisono.
Pośród tego uroczystego, świątecznego wrzasku kierownik porwał Pazourka jak tygrys jagnię i zamknął go w spiżarni.
Niech łaskawy, czytelnik wyobrazi sobie spiżarnię, w niej Pazourka, worki z mąka, worki suszonych śliwek, a na ziemi garnek mleka.
Rozumie się, że Pazourek nie jadł ani nie pił mąki. Co jadł i pił łatwo się oczywiście domyślić. I skutków jego całodziennego postu także.
Tłumaczenie: Stefan Krysiak
Tekst znajduje się w domenie publicznej.
–0 Komentarz–