Ukraina czeka na pomoc. Także od Krowodrzy
Walki na Ukrainie nie ustają. Padają zabici, są kolejni ranni i nic nie wskazuje na to, żeby w najbliższych dniach było spokojnie. Organizowane są zbiórki leków i ubrań dla demonstrantów. Punkt przyjęć jest zorganizowany również w Krakowie. Można więc pomóc, a my – mieszkańcy Krowodrzy – powinniśmy to zrobić w pierwszej kolejności. Bo z Ukrainą mamy więcej wspólnego niż może się wydawać.
Spotkałem się z Ukrainką mieszkającą w Polsce – Lidią Spiwak. To ona organizuje zbiórkę dla protestujących w Kijowie. Potrzebne są przede wszystkim bandaże, plastry, nici chirurgiczne i wszystko czym da się przeprowadzić operację w warunkach polowych. Lidia powiedziała mi, że rannych nie zawozi się do szpitali, ponieważ służby specjalne wywiozły stamtąd jednego z opozycjonistów i pobili na śmierć. Dlatego też opiekę medyczną na Majdanie muszą zapewnić sobie sami. W drugiej kolejności potrzebne są ciepłe ubrania, koce, buty… To prawda – protesty w kilkustopniowym mrozie przy stale „strzelającej” polewaczce musi być prawdziwą torturą. – Tam są nasi przyjaciele, nasze rodziny. Oni są dla nas najważniejsi – tak jak cała Ukraina – mówiła łamiącym głosem Lidia. Rozmawialiśmy w restauracji Ukraiński Smak. Wychodząc zauważyłem, że na drzwiach przyklejone są dwie kartki formatu A4. Na nich zdjęcia demonstrantów i podpis: ZAMORDOWANY. Nie musiałem już szukać pointy dla naszej rozmowy – zrobiły to te dwie kartki papieru.
Wydarzenia na Ukrainie oglądam, niczym „rewolucjonista w kapciach”, w niezależnych, internetowych telewizjach. Starcia demonstrantów z milicją przypominają mi do złudzenia obrazki ze stanu wojennego i wciąż nie mam pojęcia, dlaczego nasza władza, podobnie jak cała Unia Europejska, nic nie robi, aby pomóc tym ludziom. Na szczęście są Polacy, którzy o Ukraińcach nie zapomnieli. Nie zapomniał Wojtek Mucha – mój serdeczny (nie tylko po fachu) kolega urodzony na pięknej, krowoderskiej ziemi. Od kilku tygodni jest na Majdanie i piszę korespondencje z Kijowa, które ja i tysiące Polaków, czyta z zapartym tchem. Łatwo być dziennikarzem, który rozmawia z rzecznikiem prasowym przy kawce. Trudniej robić to jeśli nad głowami latają kamienie, a pod nogami padają trupy. Wojtek – jesteś prawdziwym krowoderskim zuchem.
Kraków i Kijów to miasta, które deklarują partnerstwo i przyjaźń. Oficjalnie miastami partnerskimi są od lat 90. I nie jest to zwykłe partnerstwo, ale „umowa o współpracy na zasadzie miast bliźniaczych”. Ta wielka przyjaźń zaczęła się już dużo wcześniej. Jedna z największych arterii naszej dzielnicy – aleja Kijowska – swoją nazwę zawdzięcza właśnie tej przyjaźni. Na jednej z kamienic na Kijowskiej umieszczono tablicę pamiątkową, a na niej napis: „tablicę tę wmurowano w dniu 23 maja 1980 roku dla upamiętnienia nadaniu nazwy ul. Kijowskiej jako symbolu przyjaźni Krakowa i Kijowa”. Od tego czasu minęło niemal ćwierć wieku. Polska jest krajem niemal europejskim, a na Ukrainie trwa stan wojenny. Czy powinniśmy pomóc Lidii czy siedzieć bezczynnie jak nasze władze? Rozmyślałem sobie nad tym jadąc 144-ką przez aleję Kijowską.
Może zabrzmi to banalnie, ale… Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie.
Dary dla Ukrainy są przyjmowane w:
- Restauracja Ukraiński Smak, ul. Kanonicza 15 – w godzinach od 10 do 18
- Cerkiew Prawosławna, ul. Szpitalna 24 – przez cały dzień – do wieczora
- Cerkiew grekokatolicka, ul. Wiślna 11 – od 13 do 17
Potrzebne są: bandaże, opatrunki, nici chirurgiczne (i inne artykuły przydatne do operowania i opatrywania ran) oraz ciepła odzież, buty i koce.
–0 Komentarz–