Mieszkać jak radny dzielnicowy
Od urodzenia mieszkałem w małej azorskiej klicie. Z rodzicami i bratem. 36 metrów kwadratowych na cztery osoby. Łatwo policzyć, że wychodziło po dziewięć metrów przestrzeni na jedną osobę.
Co to oznaczało? Ano to, że jeśli ktoś słuchał muzyki to musieli robić to wszyscy. Jeśli ktoś chciał przejść z pokoju do pokoju, to trzeba było wszystkich poprzesuwać. Jeśli spać chciała iść jedna osoba, to „cały dom” chodził na paluszkach. Jedna wielka ciasnota. Kiedyś kupiłem sobie rower. Były to lata 90-te więc trzymanie go w piwnicy czy w tzw. wózkowni (taka wnęka na korytarzu o wymiarach 1 metr na 1 metr) było skazaniem go na utratę. Rower więc musiał stać w mieszkaniu. I muszę przyznać, że zajmował tyle miejsca, że nie dało się wejść i się o niego nie potknąć. Koszmar.
Zapraszanie kolegów do domu? Nie za bardzo, bo gdzie niby mielibyśmy siedzieć? Na tym rowerze?
Dlatego też ja i moi rówieśnicy z azorskich klit wychowaliśmy się na boiskach, grandzie (wyjadanie płodów rolnych z okolicznych Toń), piwnicach albo po prostu na ulicy. Po powrocie wchodziło się na piętrowe łóżko, które dzieliło się z rodzeństwem niczym z kolegą z więzienia. Tak to było. Pokolenie ślepych kuchni, bez balkonów, chowane w klitach.
I kiedy już wydawało mi się, że ten uraz z dzieciństwa zniknął, to odwiedziłem siedzibę Rady Dzielnicy I Stare Miasto. Mają oni do dyspozycji całe nieomal piętro w wielkiej kamienicy przy ulicy Basztowej. Po tych lokalach spokojnie dałoby się jeździć na rowerze. A i mały samochód pewnie by się pomieścił. W środku siedzi tylko jedna pani sekretarka. Poza nią, wpada tu czasem jakiś radny, żeby zrobić coś, co w zasadzie nie ma najmniejszego sensu.
Dlaczego tak mówię? Dlatego, że tak jest i że sami radni tak twierdzą.
Bo wizytując ową siedzibę „jedynki” rozmawiałem z tamtejszym radnym. I opowiadał mi o uchwalę, którą napisał. – Kiedy wejdzie w życie? – zapytałem z przekąsem. – Panie redaktorze. Przecież radny dzielnicowy może tylko opiniować i sygnalizować. Realną władzę ma prezydent i radni miejscy. Proszę więc od nas niczego nie oczekiwać – odpowiedział radny. Był chyba trochę zadowolony z tego, że może sobie tylko pisać, a pretensje to mogę sobie mieć do „tych tam wyżej”. A wiecie o czym myślałem podczas naszej rozmowy? O tych wielkich, pustych pokojach. Po rozmowie dowiedziałem się, że nie dość, że są puste, to jeszcze nic się tam nie dzieje. A nawet jeśli się dzieje, to nic się nie stanie.
Więc teraz ja – Krzywak Grzegorz, mieszkający w klicie całe życie – z zazdrości ogłaszam, że chce być radnym dzielnicowym.
Żeby sobie pisać projekty uchwał, które nic nie zmienią i mieć setki metrów kwadratowych lokalu. Przecież to jest życie jak w Madrycie. Moi znajomi biorą kredyty na 40 lat, żeby mieć parędziesiąt metrów, a tu można dostawać co miesiąc szmal i jeszcze w gratisie setki metrów. No i nic nie trzeba robić poza opiniowaniem. Opiniować to ja potrafię jak mało kto, więc byłbym idealnym radnym dzielnicowym. Mogę nawet tworzyć gazetki rad dzielnicowych. Wydaje się na nie dziesiątki tysięcy złotych, a ich treść polega mniej więcej na tym:
„Który przewodniczący rady dzielnicy jest najlepszy i dlaczego nasz?”
I obok fotografie tych radnych, którzy poza pozowaniem do zdjęć i braniem co miesiąc diety nie robią praktycznie nic. Dajcie mi ich lokale, uposażenie i gazetki. Za to, że byłem więziony w gomułkowskiej klicie chyba mi się coś należy od życia. I dajcie też moim kolegom redakcyjnym z Krowoderskiej. Robimy w tydzień tyle, ile większość radnych dzielnicowych z tego miasta nie zrobiło nigdy.
–2 komentarze–
Czy to oznacza, że startujecie w wyborach? 🙂
Może to zabrzmi przewrotnie, ale warto wystartować do Rady Dzielnicy. Minimalne poparcie jakie trzeba uzyskać, to czasem KILKANAŃŚCIE głosów. Jak jest jakiś bardziej zacięty bój, to ktoś dostanie może kilkadziesiąt. Przekroczenie progu stu głosów zdarza się bardzo rzadko. To jest mniej niż uzyskałem startując w wyborach na przewodniczącego samorządu szkolnego! Należy również zauważyć, że wejście do Rady Miasta nie należy do wyczynów zgoła niemożliwych. Radny Ptaszkiewicz uzyskał nieco ponad 1000 głosów, a przewdniczący Kośmider 5 tys.