Wielka Orkiestra Olimpijskiej Pomocy
Kampania wyborcza rozkwita. Wczoraj pojawił się nowy kwiatek: Leszek Miller nawiedził Małopolskę, by wspierać organizację zimowych igrzysk olimpijskich 2022 w Krakowie. Usłyszawszy jego wypowiedzi, spojrzałem na kalendarz, czy to aby nie Prima Aprilis. Miller zaproponował mianowicie… narodową zrzutkę na ZIO!
Najpierw złapałem się za głowę, żeby to sobie szybko policzyć.
A potem za portfel, bo wyszło na to, że powinienem wyskoczyć z pięciu stówek. I Wy wszyscy również. Nie wierzycie? Policzmy więc razem.
Mówimy o sumach, których jeszcze dokładnie nie znamy. Na razie nawet miasto, które już liczy zyski z „milionów turystów”, mętnie podaje coraz to inne kwoty. Prezydent Majchrowski zapowiada, że w tym miesiącu znane będą dokładne szacunki. Ale jednocześnie trwa przy wersji, że wydać trzeba będzie około 21 miliardów złotych. Weźmy to na początek za dobrą monetę.
Choć tak kwota zapewne będzie większa. Po pierwsze, np. Igrzyska w Soczi kosztowały ponad 50 miliardów dolarów (czyli ponad 150 miliardów złotych). Po drugie, jak przypomina inicjatywa Kraków Przeciw Igrzyskom, takie prognozy zawsze są zaniżone. Naukowcy z Oxfordu zbadali budżety olimpiad z lat 1960-2012 i wyszło im, że w samych igrzyskach zimowych koszty faktyczne są wyższe od szacunków średnio o 135%!
Jedno i tak jest pewne – w grę wchodzą kwoty gigantyczne. Niewyobrażalne i nie do pojęcia przez zwykłego człowieka. Ale tu z odsieczą przychodzi Leszek Miller, który powiedział na konferencji w Krakowie: „moglibyśmy urządzić jakąś narodową zbiórkę na igrzyska”. Jak bardzo absurdalny nie byłby pomysł Millera, ma on swój wymiar praktyczny. Pozwala bowiem zamienić abstrakcyjne miliardy, na całkiem namacalny konkret. Teraz każdy będzie mógł sobie przeliczyć, co olimpijska hucpa oznacza dla jego własnej kieszeni.
W telewizyjnym programie „Młodzież kontra” Miller dorzucił: „Wyobrażam sobie, że zostanie utworzony specjalny fundusz, że wystąpią z tym władze Małopolski czy władze Krakowa i powiedzą Polakom: Drodzy przyjaciele, chcemy zorganizować igrzyska olimpijskie i mamy już decyzję Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, ale chcemy, żeby to była impreza nas wszystkich. Ani budżet, ani miasto tym bardziej nie będą w stanie tego sfinansować, więc prosimy obywateli, żeby się dołożyli – ile kto może”.
Przypomnijmy więc sobie inne równie wielkie liczby z najnowszej polskiej historii. Wałęsa obiecywał niegdyś po 100 milionów (starych) na głowę. W Programie Powszechnej Prywatyzacji Polacy dostali po jednej akcji NFI wartej ok. 60 złotych. Jurek Owsiak od 20 lat uzbierał w ramach WOŚP ok. 0,5 mld złotych. Czyli statystyczny Polak przekazał na Orkiestrę ok. 13 złotych. Jeszcze czterdzieści takich Orkiestr i będzie na ZIO.
A ile będzie musiał wyłożyć każdy z nas? Załóżmy dla równego rachunku, że społeczeństwo da „zaledwie” 18 miliardów – czy to z budżetu, czy z postulowanej przez Millera zrzutki. Pozostałe trzy oraz prawie pewne niedoszacowanie niech pokryją sponsorzy. I niech frekwencja tej zbiórki będzie 100-procentowa, jak w Korei Północnej.
Dzieląc 18 miliardów przez wszystkich Polaków, czyli 36 milionów, otrzymujemy okrągłą sumkę: 500 złotych. Uwzględniając dogorywających z ubóstwa starców, niemowlęta, niepełnosprawnych i ich opiekunów pozbawianych wsparcia, bezrobotnych bez zasiłków i bezdomnych bez dachu nad głową, zatrudnionych na umowach śmieciowych i tych, co zarabiają pensję minimalną. Pięć stów od twarzy! Akurat po setce za każde olimpijskie kółeczko.
Żyjemy w kraju ludzi biednych. Miller zdaje sobie z tego sprawę, gdy mówi: „W Rosji znaczną część wydatków na olimpiadę pokryli bogaci Rosjanie. My aż tak bogatych przedsiębiorców nie mamy”. Dlatego wzywa do narodowej zbiórki.
Ja przeinaczę nieco antyczny slogan. I powiem: Chleba zamiast igrzysk! Rezygnując absurdalnego pomysłu organizacji ZIO 2022 w Krakowie, mielibyśmy dla każdego z obywateli po pół bochenka dziennie przez cały rok. Od biedy można się tym wyżywić i nie szukać jedzenia po śmietnikach. I o to powinniśmy zabiegać. A nie o to, by całe społeczeństwo przez rok odejmowało sobie chleb od ust, żeby przez dwa tygodnie z kanapy pooglądać telewizję, w której Kraków jest areną wyścigów bobslejowych czy innych curlingów.
–0 Komentarz–