Co PiS zrobi z Krakowem, kiedy przejmie władzę
Adam Kalita – to jeden z niewielu radnych miejskich, o którym śmiało można powiedzieć: postać. W latach 80. opozycjonista z Niezależnego Zrzeszenia Studentów. W czasach III RP przeprowadził głodówkę przeciw ograniczeniu liczby lekcji historii w szkołach. Jest też jednym z frontmanów klubu radnych PiS. Co zrobiłby z Krakowem, gdyby przejął władzę? Czy Prawo i Sprawiedliwość boi się Jacka Majchrowskiego? Dlaczego żaden z ostatnich kandydatów PiS na prezydenta Krakowa nie przejawiał ochoty na wygraną? O to i o wiele innych rzeczy pytają Tomasz Borejza i Grzegorz Krzywak.
Tomasz Borejza: Jaki byłby Kraków, gdyby rządził nim PiS?
Adam Kalita: Na razie jesteśmy największym klubem opozycyjnym w radzie miasta. To, z jednej strony, funkcja niewdzięczna, bo zawsze można nas przegłosować, ale z drugiej wygodna, bo tak naprawdę nie do końca odpowiadamy za miasto. Wszystkie wybory pokazują, że możemy w Krakowie liczyć na około 30 proc. Najlepszy nasz wynik to wybory prezydenckie, kiedy kandydatem był Marek Lasota i otrzymał w drugiej turze ponad 41 proc. To za mało, żeby zyskać większość. Takie jest to miasto.
TB: Brzmi to tak, jakbyście się z tym pogodzili, że Krakowem rządzić nie będziecie.
Będziemy! Może nie ja, bo to już moja ostatnia kadencja w radzie miasta. Poza tym, żeby rządzić, rada miasta to za mało. Trzeba mieć swojego prezydenta. Więc wracając do pytania – co by było, gdyby Krakowem rządził prezydent z Prawa i Sprawiedliwości? Na pewno staralibyśmy się bardzo zmniejszyć biurokrację w krakowskich urzędach. Myślę, że jakby 25 proc. urzędników przestało pracować, to nic by się nie stało dla komunikacji miasta z mieszkańcami i działałoby to może lepiej niż dzisiaj. Ograniczyłbym też liczbę dzielnic i rad dzielnic, bo to kosztuje sporo pieniędzy. Przesunąłbym je do Budżetu Obywatelskiego, którego jestem zwolennikiem. Druga sprawa, i jestem tego gorącym orędownikiem od lat, to rozpoczęcie bardzo intensywnych prac nad budową metra. To jest inwestycja skomplikowana i kosztowna, ale właśnie teraz kiedy PiS rządzi w Polsce, znaleźlibyśmy pomoc państwa, bo nie oszukujmy się, bez pomocy państwa tego zrobić się nie da. A problemy komunikacyjne Krakowa rozwiązać można tylko w ten sposób.
TB: Przecież mamy w Krakowie duży i niewykorzystywany system komunikacji, na który rząd ma wpływ, czyli kolej naziemną, którą można zmienić w sprawną kolej miejską. Są tory, ale pociągi po nich nie jeżdżą. Może uporajmy się najpierw z tym, co jest?
Rzeczywiście jest to do wykorzystania i staramy się to robić. Ale to nie rozwiąże problemów centrum. Krakowska komunikacja jest jedną z najlepszych w Polsce, ale problemem jest to, że zbyt długo jeździ się z jednego końca miasta do drugiego. Trzeba liczyć minimum godzinę. To zbyt długo, żeby ludzie przesiedli się z samochodów do tramwajów i autobusów. Więc metro tu jest konieczne. I tu jest wielka wina prezydenta Majchrowskiego, że mimo woli mieszkańców wyrażonej w referendum się tym nie zajął.
TB: Ale moje pytanie nie dotyczyło tego, co nad ziemią, a co pod ziemią, tylko wiarygodności. Bo rozmawiamy teraz o metrze, a równocześnie mamy dużo łatwiejszą rzecz do zrobienia, która jest w waszej gestii. To prawda, że coś się rusza, ale…
To prawda, szału nie ma.
TB: To jak uwierzyć w metro?
Adam Kalita: Sprawa komunikacji – czy to metra, czy kolejki – jest najważniejszą na dzień dzisiejszy sprawą Krakowa.
Parkingi na obrzeżach muszą powstać
Grzegorz Krzywak: Wróćmy do Krakowa rządzonego przez PiS. Wiemy już, że byłaby mniejsza biurokracja, budowane byłoby metro, oby z lepszym skutkiem niż kolej miejska, i co dalej?
Kolejny problem to sprawa smogu. Dużo zostało już zrobione, bo praktycznie wyeliminowano piece. Oczywiście, nie do końca, bo do końca się chyba nie da zlikwidować tego problemu. Ale co mogliśmy, to zrobiliśmy i prezydent Majchrowski ma też w tym swój wkład. Z tym, że oprócz pieców mamy też zanieczyszczenia z samochodów i tu pomocą może być właśnie metro czy kolej. Tylko, że jeśli ktoś spoza Krakowa dojeżdża tu autem, to musi je gdzieś zostawić i te parkingi na obrzeżach muszą powstać.
TB: No przecież powołano do tego spółkę miejską...
No i już jej nie ma, bo nic nie wybudowała tak naprawdę. A tu chodzi o to, żeby wyprowadzić ruch samochodowy z miasta. Aha! gdybym miał zostać prezydentem za 3,5 roku, to już dziś mobilizowałbym mieszkańców do walki z urzędnikami w sferze opłat za parkowanie w strefie. Myślę, że udałoby się zmobilizować większość krakowian, bo są niezadowoleni z tego, co się w tej sprawie w Krakowie dzieje. Przecież te ograniczenia i zwężania ulic powodują zwiększanie smogu. Jeżdżę samochodem od lat, ale nigdy nie stałem w korkach tak długo jak teraz.
GK: Zatrzymajmy się przy tej likwidacji opłat za postój w strefie. Mieszkańcy nie płacą, a turyści i osoby spoza Krakowa płacą – tak mam to rozumieć? Czy likwidacja w ogóle?
Tu jestem zdecydowanym wolnościowcem. Ja bym pozwolił jeździć wszędzie, łącznie z Rynkiem Głównym. Zresztą i tak tam jeżdżą, tylko, że wybrani z wjazdówką. Do tego odbywają się tam codziennie dostawy towarów do restauracji czy sklepów. Bardzo często przechodzę przez Rynek w godzinach rannych i zapewniam panów, że dookoła stoją wszędzie samochody. Nie tylko dostawcze. Dlatego ja bym pozwolił jeździć wszystkim.
GK: Czyli za rządów PiS karmienie gołębi na rynku by się skończyło…
TB: A skąd! Karmiłoby się je przez okno.
GK: Ma to sens.
Ale przecież nie chodzi o jazdę po płycie. Wokół Rynku jest rondo i na nim ruch samochodowy ciągle jest. Więc proszę mi teraz nie mówić, że go nie ma. Albo zaproponowałbym jeszcze inne rozwiązanie – że w obrębie Plant likwidujemy ruch całkowicie. Czyli nie wjeżdżają tam ani samochody dostawcze, ani mieszkańcy, ani urzędnicy, ani radni, ani pan prezydent. Takie bym wprowadził przepisy. Jednakowe dla wszystkich.
GK: A parking przed magistratem zlikwidowałby pan jako prezydent?
Zlikwidowałbym. Po co miałby być, skoro nikt by nie mógł tam dojechać. I zrealizowałbym wtedy postulat radnego Łukasza Gibały, aby były tam drzewa i ławeczki. A co do tej presji, żeby radni zrezygnowali dzisiaj z tego parkingu, to mam pytanie: dlaczego ja jako radny nie mogę przyjechać do centrum, aby pracować, a inni mogą? Dlatego tutaj prosta zasada: jeździmy wszyscy albo nikt. A całkowite wypchnięcie ruchu ze ścisłego centrum może sprawić, że będzie się po nim chodzić dużo przyjemniej. Zresztą taki zakaz wjazdu obowiązuje w Wenecji. Tylko to z kolei wymaga budowy parkingów na obrzeżach historycznego centrum.
Nie lubię rowerów, bo rowerzysta złamał mi rękę
TB: A co z rowerami? PiS nie ma opinii partii, która szczególnie lubi ten środek transportu.
Adam Kalita: Ja jestem anty! Już wyjaśniam dlaczego. Przede wszystkim dlatego, że rowerzysta złamał mi rękę. Dlatego, tak egoistycznie, nie lubię rowerów. Choć muszę przyznać, że złamano mi tę rękę nie w Krakowie, ale jednak mam złe skojarzenia. A trzeba też przyznać, że ten wypadek nie był ani z winy rowerzysty, ani z mojej. Tak się zdarzyło. Na pewno bym jednak wycofał rowery z Plant. To nawet nie mój pomysł, ale kilka lat temu, jeszcze ówczesny europoseł – Bogusław Sonik – chciał, żeby to wprowadzić. Zgadzam się z nim.
GK: Sonik chciał chyba ograniczenia prędkości rowerów na Plantach. Do 5 km/h.
Kto to będzie mierzył? Chyba Bogusław Sonik na emeryturze. Chciałem też zauważyć, że wzdłuż Plant, między filharmonią a Dworcem Głównym, jest ścieżka rowerowa. Ten, który ją projektował, powinien być w więzieniu, a nawet kończyć już odbywanie wyroku. Dlaczego? Tam nie zmieszczą się rowerzyści jeżdżący w dwóch kierunkach. Do tego, jakbym potrafił, to też bym tam nie jeździł na rowerze, bo bardzo blisko ścieżki przejeżdża tramwaj. Rozmawiałem z rowerzystami, oni boją się tędy jeździć, więc wybierają Planty. Nie każdy jest Rafałem Majką, który śmiga na rowerze i skręca tam gdzie chce. Ale rozwijanie ścieżek rowerowych – jestem jak najbardziej za. Jeśli ktoś chce jeździć na dwóch kołach, to trzeba mu to umożliwić. A wiecie panowie, dlaczego ja nie jeżdżę na rowerze? Może to się wydać śmieszne, ale… nie umiem skręcać w prawo. W lewo mi idzie świetnie, ale w prawo nie potrafię.
GK: To zupełnie inaczej niż w polityce.
Tak! (śmiech) No i niestety nie mogę się nauczyć skręcać w prawo i to kolejny powód, poza wypadkiem, dlaczego nie jestem miłośnikiem dwóch kółek. Zresztą nie wyobrażam sobie jazdy w zimnie, deszczu czy śniegu. Znowu z drugiej strony – im więcej rowerów, tym mniej smogu. Ale też jak ktoś ma rodzinę, dzieci, to trudno, żeby wszyscy do szkoły, do pracy, jeździli rowerami. A właśnie! Jeśli mówimy o prezydencie z PiS, to jedną z pierwszych jego decyzji byłyby darmowe bilety dla uczniów szkół średnich. Teraz bezpłatne przejazdy są dla dzieciaków do 8. klasy szkoły podstawowej. My poszerzylibyśmy te ulgi o młodzież.
GK: A słynne betonowanie Krakowa? Prezydent Adam Kalita zmniejszyłby liczbę inwestycji deweloperskich czy zwiększył? A może pozostawił na takim samym poziomie?
W 1937 roku, według ogólnopolskiego spisu powszechnego, w Krakowie żyło 230 tys. mieszkańców. Dzisiaj, wg spisów wyborczych, mieszka tu około miliona ludzi, choć w rzeczywistości pewnie jeszcze więcej. Młodzi przyjeżdżają tu najpierw na studia, a potem chcą zostać w Krakowie i to jest naturalne, że chcą ułożyć sobie tu życie. W miejscu, gdzie jest stosunkowo małe bezrobocie. Więc trzeba im stworzyć warunki, bo nie będą przecież koczować w namiotach. Muszą mieć mieszkania i trzeba budować. Choć często jest tak, że jak ktoś kupuje tu mieszkanie, to po paru latach zauważa, że nie ma gdzie wyjść z dziećmi, nie ma miejsc do odpoczynku, a sąsiadowi z bloku naprzeciwko mogą sobie podać ręce. I stają się wtedy obrońcami zieleni, ekologami i walczą z zabudową. I to jest błędne koło. A co roku studia kończy ok. 200 tysięcy osób i oni muszą gdzieś mieszkać.
TB: Czyli polityka przestrzenna byłaby kontynuowana?
Nie widzę innego wyjścia. Albo mówimy „koniec z nowymi mieszkańcami” i wręcz zaczynamy im utrudniać osiedlanie się w tym mieście, albo musimy stworzyć im warunki.
Konkursy na wszystkie stanowiska kierownicze
TB: Dobrze, mamy transport, ochronę środowiska, planowanie przestrzenne. A jaka byłaby polityka kadrowa pod rządami PiS?
Adam Kalita: Jestem zdecydowanym zwolennikiem konkursów na wszelkie stanowiska kierownicze. Dyrektorzy wydziałów, ośrodków kultury, kierownicy, ale także pracownicy powinni być tak wybierani. To dobre dla zdrowia psychicznego nas wszystkich, ale także dla młodych, którzy chcieliby się dostać do urzędu.
TB: To bardzo ładnie brzmi, ale się zastanawiam, jak długo prezydent Adam Kalita mógłby się cieszyć poparciem własnej partii, gdyby zaczął taką politykę kadrową stosować?
Pięć lat, czyli tyle, ile trwa kadencja.
TB: Czyli reelekcji już by nie było? (śmiech)
Niekoniecznie! Chciałbym zauważyć, że prezydent miasta jest wybierany w wyborach powszechnych. Gdybym wprowadził konkursy, to mieszkańcy byliby na pewno z tego zadowoleni.
TB: Czyli reelekcja, ale już bez poparcia partii.
Nie wykluczam, że miałbym poparcie. Pozostaje też kwestia konkursów na stanowiska w-ce prezydentów. Może też warto, żeby prezydent zaproponował kilka kandydatur, a rada miasta czy jakaś komisja konkursowa by się nad nimi pochyliła. Choć z drugiej strony trzeba przyznać, że prezydent Jacek Majchrowski po latach otoczył się w końcu dobrymi zastępcami. Anna Korfel-Jasińska, prezydent ds. edukacji, to wybitny fachowiec, który po prostu się zna. Podobnie prezydent Bogusław Kośmider, bardzo sprawny urzędnik i samorządowiec. Choć oczywiście to człowiek nie z mojej bajki politycznej, bo z rywalizującej z nami partii.
GK: A skoro jesteśmy przy partii… Tak sobie słucham o tej wizji miasta według PiS. W przypadku polityki przestrzennej – byłaby kontynuacja polityki Jacka Majchrowskiego. Metro – też wspólny głos, bo władze miasta też od wielu lat mówią, że to ważna inwestycja i trzeba ją zacząć.
Proszę mi tu nie imputować, że prezydent Jacek Majchrowski coś zrobił w sprawię metra!
GK: Powiedziałem, że mówi, że coś zrobi w sprawię metra. Dokładnie tak, jak pan.
Ale my, jako PiS, nic nie mogliśmy zrobić. A prezydent mógł, a nie zrobił nic.
GK: Zrobił. Ekspertyzy z których nic nie wynika. Ale wróćmy do podobieństw: planowanie przestrzenne, metro, budowanie parkingów P&R, walka ze smogiem… W zasadzie jakbym czytał program wyborczy Jacka Majchrowskiego. Skoro wasze rządy byłyby w zasadzie takie same, to dlaczego ludzie związani z magistratem, przed każdymi wyborami mówią, że „wybór Majchrowskiego to obrona Krakowa przed PiS”? Przed czym będą bronić, skoro oferujecie w niemal to samo?
Przed ograniczeniem administracji o 25 proc. Choć myślę teraz, że może i więcej trzeba by przyciąć. (śmiech). A wracając do pana pytania, to faktycznie istnieje w Krakowie takie irracjonalne przekonanie, że jak PiS dojdzie do władzy, to będzie tu jakiś dramat. Tak na pewno by nie było. Ale Kraków ma potężny budżet, drugi w Polsce. Zarządzanie takim miastem nie jest rzeczą prostą. I nie na tym to polega, żeby dojść do władzy i zrobić wszystko odwrotnie. Wtedy możemy się obudzić na drugi dzień, a śmieci będą leżały na ulicy. Wyborcy takiego nowego prezydenta szybko wywiozą na taczkach z urzędu. Nie da się zrobić takiej rewolucji. Mieszkańcy muszą wiedzieć, że warto było zagłosować na takiego, a nie innego kandydata.
Czy PiS boi się prezydenta Majchrowskiego?
GK: A warto głosować na kandydata Prawa i Sprawiedliwości w wyborach na prezydenta Krakowa? Pytam, bo od dawna żaden nie przejawia ochoty do tego, żeby je wygrać.
Adam Kalita: To nieprawda, że każdy, bo znam takich, co chcieli.
GK: Ostatnim był chyba Ryszard Terlecki.
Tak, chciał na pewno. Zresztą, jako jedyny kandydat na prezydenta, miał poważny program. Ponad 100 stron na piśmie. Co do Marka Lasoty mam pewne wątpliwości. Do pewnego momentu chyba chciał wygrać.
GK: Przypomnijmy słynne zdjęcie sprzed jednej z debat telewizyjnych. Lasota wręcz kłania się, ściskając dłoń prezydenta Majchrowskiego. Bardzo symboliczne.
Bo jest uprzejmy.
GK: Uprzejmość to nie czołobitność. Przynajmniej moim zdaniem.
Aż tak nisko się chyba nie pokłonił.
GK: A Małgorzata Wassermann? Chyba ani raz w czasie kampanii nie powiedziała, że wierzy w wygraną.
No tak… Chyba nie chciała.
GK: To jak to jest? Nie boicie się Putina, nie boicie się Merkel, gracie na nosie Brukseli, a boicie się Jacka Majchrowskiego?
Ja się nie boję prezydenta Majchrowskiego! Ma bardzo wiele wad, jak każdy z nas, ale ma jedną zaletę. Być może to właśnie dzięki niej wygrywa. Mianowicie jest dosyć szczery w czasie rozmowy z ludźmi. Przez 11 lat bycia radnym udawałem się do niego z różnymi sprawami. I muszę powiedzieć, że jeżeli mi powiedział, że to jest dobry pomysł i on to poprze, to popierał i załatwiał. A jeśli mówił, że według niego to zły pomysł, to wtedy tego się nie dało zrobić i koniec. I ja uważam, że to jest dobra cecha i bardzo ją cenie.
TB: Czyli to nie jest kwestia strachu, tylko sympatii.
Powtórzę – nie boje się prezydenta Majchrowskiego.
TB: A ja mam taką smutną refleksję, kiedy tego słucha, że PiS jako opozycja, nie realizuje funkcji kontrolnej wobec prezydenta Majchrowskiego. Do tego, jeśli ktoś w ogóle zajmuje się czymś takim w Krakowie, to nie klub radnych PiS tylko najprędzej „niemieckie media”, którymi tak straszycie jako partia.
To nie jest prawda! Od 5 lat zajmuję się osobiście kontrolą urzędu!
TB: No i?
GK: Ile było w związku z tym kar? Zwolnień?
Ale panowie nie znają systemu, w którym żyjemy…
GK: Mam wrażenie, że mówi do mnie polityk Platformy Obywatelskiej, który jest tak mądry, że nie rozumie go prosty lud. Proszę więc nas oświecić…
Chciałbym przypomnieć, że – tu się będę chwalić – złożyłem do prokuratury doniesienia na różnych urzędników, na różne osoby. Te sprawy się bardzo różnie toczyły. Czasami nam się udaje rozwiązać sprawy dotyczące skarg mieszkańców na urząd. A w ogóle wpływa ich tak dużo, że nie możemy się z nich wygrzebać. A wiele z nich wynika z nieznajomości prawa. Ja rozumiem ból niektórych ludzi, ale większość z nich nie ma rozeznania w prawie. Nie mówię oczywiście, że to prawo jest dobre, bo jest skomplikowane i ułomne tak, że można się procesować całe życie. Myślę, że i tak około 10-15 proc. spraw udaje się rozwiązać.
GK: A te sprawy skierowane do prokuratury – czy choć jedna zakończyła się jakimś wyrokiem? Prawdziwymi konsekwencjami?
Może to nie jest jakiś wielki sukces, ale jednak udało się odwołać Bartosza Szydłowskiego ze stanowiska dyrektora Teatru Ludowego. Sprawa skończyła się tym, że miasto w dalszym ciągu „ściga” Szydłowskiego o 60 tysięcy złotych plus odsetki. Ale to już nie sprawa radnego, tylko prezydenta Majchrowskiego, który musi teraz nasłać komornika i ściągnąć te pieniądze. Podobna sprawa dotyczyła na przykład byłej dyrekcji filharmonii i prowadzenia przez nich remontów. Tym też, z tego co wiem, nadal zajmuje się prokuratura. Występowaliśmy też wielokrotnie o to, żeby przeprowadzać konkursy, ale prezydent ma prawo ich nie organizować. Czy nam się to podoba, czy nie.
Nadzwyczajna sesja rady miasta bez efektów
GK: Była kiedyś nadzwyczajna sesja rady miasta dotycząca paraliżu komunikacyjnego. Zwołana właśnie przez radnych PiS. Jakie konkretne działania, po tej wielogodzinnej sesji, wprowadzono w Krakowie?
Adam Kalita: Żadnych.
GK: To po co ją zwołaliście?
Z dwóch powodów. Bo wzburzenie mieszkańców było ogromne. Przypomnę, że sesja nie dotyczyła tylko korków, ale też likwidacji miejsc parkingowych i mieszkańcy sami żądali jej zwołania. Chcieliśmy, żeby ich wysłuchano. Poza tym mieliśmy nadzieje, że po tej sesji urzędnicy skorygują swoje pomysły dotyczące szeroko rozumianej komunikacji. To, że pan Majchrowski jest fanem dyrektora Łukasza Franka (dyrektor zarządu transportu – dop. red.) i nie wysłuchał tych próśb, to inna sprawa. Choć udała nam się jedna rzecz – doprowadziliśmy do zlikwidowania zielonego malowania ulic na Kazimierzu. Ale tak szczerze, to faktycznie nie było żadnego efektu.
GK: To dlaczego otoczenie prezydenta Majchrowskiego tak ostrzega wszystkich przed PiS, skoro ma z wami tak dobrze? Dla niego tak łagodna opozycja to najlepsze, co mogło go spotkać…
To nie tak.
GK: Jak to nie tak? Wygrać z nim nie chcecie. Sam Pan mówi, że nawet nadzwyczajna sesja nie przyniosła żadnego efektu.
Czasami głosujemy przeciw absolutorium budżetowym. Czasami się wstrzymujemy.
GK: Heroiczny wyczyn…
TB: No panie Adamie… Spójrzmy prawdzie w oczy. Jakoś bardzo to wy życia prezydentowi nie utrudniacie. Raczej nie budzi się rano i nie zastanawia się, z czego tym razem będzie się musiał przed wami tłumaczyć.
Ja jestem człowiekiem czynu. Świadczy o tym mój życiorys. W związku z tym działalność w radzie miasta generalnie nie pozwala na takie wyskoki czynu. Trzeba się jednak liczyć z prawem, trzeba przyjmować argumenty dwóch stron. Poza tym proszę mnie nie „atakować”, bo ja nie jestem członkiem PiS!
GK: Ale członkiem klubu radnych PiS – owszem.
Jasne, i w żadnym innym bym nie był. Nie odżegnuję się oczywiście od tej partii. Ale wracając do sedna. Radni mają wiele ograniczeń, szczególnie jeśli są w mniejszości.
TB: Ale przecież – jak słyszmy od waszych przeciwników politycznych – dysponujecie największymi w Polsce mediami.
Mediami!?
GK: Więcej niż mediami. „Potężną machiną medialną”.
W Krakowie, chciałem zauważyć, że tak nie jest. I skończmy ten temat.
GK: W najciekawszym momencie? Kto w Krakowie dysponuje „machiną medialną”?
Ostatnio słyszałem audycję w Radiu Kraków z udziałem polityka Platformy Obywatelskiej. Nie mam nic przeciwko temu, bo w mediach powinien być pluralizm. Przez całą rozmowę zionął jadem w kierunku prezydenta Andrzeja Dudy, bo taka była wtedy strategia wyborcza jego partii. Miał prawo tak mówić. Ale to, co mnie uderzyło to to, że prowadzący dziennikarz był radykalny w poglądach bardziej niż ten polityk. Dlatego nikt mi nie wmówi, że na przykład Radio Kraków jest radiem Prawa i Sprawiedliwości. Jeśli ktoś tak sądzi, to powinien go posłuchać. Telewizja Kraków jest w innej sytuacji, bo ma świetnego dyrektora, ale tam z kolei nie ma prawie programu. Ich czas antenowy to chyba 20-30 minut na dobę. Czasopisma? Poza Głosem Nowej Huty nie widzę innej niezależnej gazety. Były w Krakowie też portale internetowe kiedyś niezależne, dziś już zależne. To naturalne, że władza chce, żeby o niej dobrze pisano. Ale nie jestem medioznawcą, żeby się w to wgłębiać i się wymądrzać. Jednak wracając do Radia Kraków, to chciałem zauważyć, że zajmuje się wszystkim, tylko nie tym czym powinno, na przykład kulturą. To dla mieszkańców jest ciekawsze niż słuchanie codziennie tych samych radnych i ich pomysłów na remont chodnika. Oni tak naprawdę przychodzą tam załatwiać swoje interesy. Kraków to miasto kultury i pewnie mieszkańcy woleliby posłuchać o tym, a nie o polityce. Telewizja Kraków też mogłaby coś zmienić. W „Tematach Dnia” zawsze spotyka się dwóch radnych, którzy gadają i gadają…
GK: I zawsze wiadomo, który co powie.
Tak, dokładnie. Czasem się nawet pokłócą.
Adam Kalita: w radach jest za dużo “małych polityków”
TB: W Krakowie? Tutaj radni niemal zawsze się zgadzają. Przynajmniej co do spraw lokalnych.
GK: Za to wyzywają dziennikarzy.
Adam Kalita: Zarówno w radach dzielnic, jak i w radzie miasta jest za dużo „małych polityków” i to jest nieszczęście. To są ciała coraz bardziej polityczne, co nie jest dobre ani dla miasta, ani dla mieszkańców. Ale nie mam pomysłu, jak to zmienić.
TB: Do wyborów 3,5 roku. Wiemy już, co byście chcieli zrobić, gdy wygracie. Ale co zrobicie, żeby wygrać? Żeby mieć więcej niż te 30 proc.?
Kraków jest miastem bardzo specyficznym i największą grupą, która głosuje to urzędnicy, bo urząd miasta to największy zakład pracy, a druga grupa to uczelnie. Ani w urzędach, ani na uczelniach nie ma dużego wsparcia dla Prawa i Sprawiedliwości. Jeśli się ten trend nie zmieni, to nie mamy szans. Ci ludzie, wraz z rodzinami, są siłą, która wygra tu każde wybory. Można z nimi przegrać bardziej lub mniej, ale wygrać się nie da. I ja na tym boleję, ale nie jest to chyba wina radnych, ani samej partii. Trzeba się zwrócić do tych ludzi i to zmienić.
Adam Kalita – urodzony w 1955 w Krakowie. Absolwent filologii polskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Od 1980 w NZS UJ, w 1981 redaktor naczelny miesięcznika literackiego studentów „Gołębnik”, współorganizator spotkań i wykładów m.in. z Adamem Michnikiem, Antonim Macierewiczem, Józefem Tischnerem. 1990-1991 w UPR. Od 2005 kierownik Referatu Ochrony Oddziału IPN w Krakowie. W 2008 współzałożyciel Stowarzyszenia NZS 1980 i jego wiceprezes. Od 2009 prezes Stowarzyszenia Solidarni dla Niepodległości; członek Krakowskiego Komitetu Krzyża Solidarności. Od 2010 członek Stowarzyszenia Rodzin Katyń 2010; współtwórca Klubu Wtorkowego, członek Rady Klubu, współzałożyciel Kina Odkrywców Historii. Od 2011 radny Miasta Kraków z listy PiS. W czasie swojej pierwszej kadencji zasłynął tym, że jako jedyny z całej rady miasta zagłosował przeciwko organizowaniu w Krakowie igrzysk olimpijskich, co nie spodobało się nawet jego klubowym kolegom. W 2012 współorganizator, uczestnik głodówki w kościele św. Stanisława Kostki w Krakowie przeciwko ograniczeniu liczby lekcji historii w szkołach. Wyróżniony odznaką Zasłużony Działacz Kultury (2000), odznaczony Krzyżem Wolności i Solidarności (2016), Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski (2017), Medalem KEN.
–2 komentarze–
Dobra rozmowa!
[…] Czytaj też wywiad z Adamem Kalitą z PiS, w którym pytamy, o pomysł jego partii na Kraków. […]