Ambasada Krakowian
Od początku kwietnia krakowianie przy ulicy Stolarskiej 6 mają swoją Ambasadę, tuż obok Konsulatów Niemiec, Francji i USA. Ambasada Krakowian jest oddolną inicjatywą mieszkańców, działaczy, członków lokalnych organizacji pozarządowych – ludzi, którym nie jest obojętne, jak rozwija się i funkcjonuje ich miasto. Lokal dla tej społeczności został ufundowany został przez Sławomira Ptaszkiewicza, niezależnego radnego i kandydata na prezydenta Krakowa, który przeznaczył na ten cel swoją dietę radnego.
Pierwsze miesiące funkcjonowania Ambasady miały być czasem na rozruch, na wzajemne poznanie się członków inicjatywy oraz wytyczenie wspólnych celów.
Jak Ambasada działa obecnie? Z Joanną Zabawą oraz Martą Shaw, rezydentkami Ambasady, rozmawia Anna Chomczyńska z “Obywatelskiego Krakowa”.
Ambasada Krakowian funkcjonuje już od jakiegoś czasu. Czy patrząc na ilość odbywających się tutaj wydarzeń i osoby, które biorą w nich udział, możemy mówić o sukcesie?
Marta Shaw: W Krakowie brakuje takich miejsc i myślę, że Ambasada wstrzeliła się w pewną lukę. Ludzie, którzy widzą coś do zmiany, którzy chcą się zaangażować w poprawę życia w mieście, nie wiedzą, gdzie pójść. Na horyzoncie nagle pojawiła się Ambasada, więc zapoznawszy się z nami wirtualnie lub przez opowieści znajomych, ludzie często przychodzą zapytać co i jak, zorganizować wydarzenie czy opowiedzieć o swoim pomyśle.
Joanna Zabawa: To ciekawe, bo takie miejsca w teorii już istniały. Urząd Miasta jest takim miejscem, do którego powinno się iść w pierwszej kolejności. Powstało w Krakowie też kilka takich miejsc np. inkubator w Nowej Hucie, jest kilka ośrodków, które miały pomagać organizacjom pozarządowym. One teoretycznie funkcjonują, ale wydaje mi się, że dla przeciętnego człowieka są mało dostępne. Te wszystkie miejsca kojarzą się z urzędami, z papierami. A Ambasada jest chyba pierwszym miejscem nastawionym przede wszystkim na ludzi, otwartym.
Dokąd teraz zmierza Ambasada?
JZ: Ku dorosłości. Czuję, że Ambasada przeżyła już entuzjazm wieku nastoletniego, nadal ma wielkie ideały, czyli jest około 20-stki i chciałaby stanąć na własne nogi. Zrezygnować z dochodów rodzicielskich na rzecz własnych zarobków. I w tę stronę prowadzimy Ambasadę – teraz staramy się stworzyć dla niej model biznesowy. Nie chodzi o to, żeby zarabiać na Ambasadzie, tylko żeby mogła ona utrzymać się sama. Zresztą z założenia nikt nie zarabia na byciu w Ambasadzie, wszystkie prace, które tu wykonujemy mają charakter społeczny. To jest bardzo trudne, bo jeszcze nikt tego nie zrobił, ale jesteśmy pionierami z pomysłami. Sławek Ptaszkiewicz dał nam okazję do tego, żeby poeksperymentować, wypróbować różne style zarządzania i opracować plan tego, jak stanąć na własnych nogach.
MS: Za to mu jesteśmy bardzo wdzięczni, bo rzeczywiście – tak jak deklarował od początku – dał nam wolną rękę.
No właśnie, jak to jest – Ambasada jest częścią kampanii wyborczej Ptaszkiewicza?
JZ: Ambasada jest apolityczna. Kampania wyborcza Sławka nigdy nie wpływała na działania prowadzone w Ambasadzie, nigdy też nie angażowaliśmy się w żadne działania polityczne.
MS: Ambasada zrzesza ludzi o bardzo różnych poglądach politycznych, głosujących na różne osoby. Łączy nas troska o miasto, w którym żyjemy.
A jeśli chodzi o zarządzanie tym miejscem? Do tej pory był Janek (Jan Szpil), który pełnił funkcję gospodarza. Ale wiem, że pracujecie nad nowym systemem…
JZ: Planujemy wdrożyć model zarządzania społecznościowego. Rola lidera będzie przechodnia, żeby jedna osoba nie była cały czas obciążona. Tak samo jest z grupami roboczymi. Obecnie mamy 4 grupy robocze, kompetencje każdej z nich są inne. Zmiany grup pozwolą rezydentom zdobyć nowe kompetencje, zobaczyć jak to wygląda od innej strony.
MS: To jest model zarządzania oparty na zaufaniu. Do tego, żeby to funkcjonowało na zasadach społecznościowych, potrzebny jest stały trzon ludzi, którzy się znają, którzy przychodzą, którzy tworzą rdzeń kręgowy takiego miejsca. Tutaj to są rezydenci. Bardzo często jest na świecie tak, że najpierw tworzymy rolę, a później dopasowujemy ludzi, którzy do niej pasują. My podchodzimy do sprawy bardziej humanistycznie. Mamy ludzi i to oni tworzą organizację, a nie na odwrót. To jest struktura, która zależy też od tego, jacy ludzie się tu pojawiają, co potrafią i czego oczekują.
Od rana do popołudnia Ambasada jest miejscem wspólnej pracy. Dlaczego zdecydowałyście się przenieść tutaj swoje biura? Czy do pracy nie jest potrzebna cisza i spokój?
JZ: Kiedy na co dzień tu pracuję, są tu też inne osoby, które pracują obok. Czasami komuś z nas coś nie wychodzi, doznaje jakiejś frustracji. Zazwyczaj wystarczy, że podzieli się tym z resztą i nagle okazuje się, że ktoś od razu wie, jak to rozwiązać. I to jest super, właśnie po to stworzyliśmy to miejsce.
MS: Mi się tutaj podoba, bo spotykają się tu bardzo różni ludzie, którzy mają jakieś wspólne cele – np. Asia jest projektantką, ja jestem pracownikiem naukowym – reprezentujemy zupełnie inne światy, inne tryby pracy, ale to działa ożywczo. Każdy wnosi swoją perspektywę.
Czyli można powiedzieć, że praca wśród różnorodnych osób jest największą zaletą co-workingu?
JZ: Ambasada to nie do końca co-working. W co-workingach, z którymi ja się spotkałam, to działa tak, że masz swoje biurko, ale to jest twoje biurko i koniec. Nie ma tej atmosfery, relacji między ludźmi. Tu się przychodzi pracować razem. Najfajniejsze jest to, że z osobami, z którymi tu pracuję, zaczęłam faktycznie dzielić życie. To nie są jakieś totalnie obce mi osoby, które wynajęły biurko obok, to jest taka rodzinka. Mamy wspólne pasje, cele, często z naszych dyskusji i starć wynikają jakieś nowe idee, o których sama bym nigdy w życiu nie pomyślała…
MS: Z drugiej strony, jeśli ktoś potrzebuje ciszy i spokoju, to też je znajdzie. Mamy trzy sale, które są przeznaczone na różne typy aktywności. Jest sala gdzie siedzimy i pracujemy, są też inne pomieszczenia, do których można pójść, jeżeli się akurat wpadnie na kogoś i powstanie z tego jakiś fajny pomysł, lub jeżeli się chce zorganizować spotkanie – na to wszystko jest przestrzeń.
W godzinach popołudniowych i wieczornych Ambasad zmienia się w miejsce spotkań, szkoleń, warsztatów, z których korzysta wielu ludzi. Tych wydarzeń jest mnóstwo, czy jest jakiś klucz według, którego je dobieracie?
JZ: Preferowane są wydarzenia, które pozytywnie wpłyną na jakość życia w tym mieście. Są to zarówno wydarzenia komercyjne jaki i non-profit.
–0 Komentarz–