Belzebub w Krakowie
Gdy prezydent Krakowa Jacek Majchrowski wręczał w Centrum Kongresowym klucze do bram miasta Zygmuntowi Koniecznemu (Dali tort. Ja już zjadłem, prezydent wcina aż mu się uszy trzęsą, donosił mi esemesowo mój specjalny informator, któremu z racji wieku i urzędu zaproponowano zamiast wykupionej miejscówki balkonowej zaszczytne miejsce na parterze), przedstawicielka włodarza Miasta Królów Polski (niezapamiętana z imienia i nazwiska) witała nieco inną publiczność nieco innego wydarzenia w Auditorium Maximum Uniwersytetu. Tysiąc dwieście słuchaczy i słuchaczek zebrało się, aby posłuchać Belzebuba, który przybył z serią wykładów do kraju Lechitów zza Atlantyku.
Belzebubem, który nawiedził mury jednego z najstarszych uniwersytetów w Europie Środkowej i jednego z najstarszych (i najbardziej zasłużonych) uniwersytetów na świecie był leciwy mężczyzna z długą białą brodą, wspierający się na drewnianym kiju niczym Gandalf na swojej magicznej lasce. Mężczyzna ów podaje w swoim CV, że jest „filozofem” i „autorem książek”; i jeśli to pierwsze pojęcie jest dosyć mgliste, tak drugie – bardziej konkretne – ciężko było jednak zweryfikować. Poinformowano bowiem, że „profesor (tak tytułowali go wyznawcy – red.) nie będzie po spotkaniu podpisywał książek”. Ciężko zatem stwierdzić, czy siwy pan z laską faktycznie jest autorem książek, chociaż sam pokazywał na slajdach okładki domniemanych wydawnictw (a nawet ich polskiego tłumaczenia).
Zwany jest Belzebubem, gdyż w jego mowie i występach brak jest miejsca na szacunek dla religii, dla ludzi wiary. Choć ten element bezbożnej ideologii nie był dominantą poniedziałkowego wystąpienia, Belzebub sprawnie i tu przemycił ławicę agresywnych treści. W jednym ze slajdów ponad cytatem mówiącym że „technologia jest drugim największym po życiu darem Bożym” znajdował się szyderczy tytuł „Wrong Answer” (ang. Błędna odpowiedź).
Nic dziwnego, że urzędnicy (szczególnie pewna wysoko postawiona urzędniczka kuratorium oświaty), przejęci stanem dusz kwiatu polskiej młodzieży, podnieśli zdecydowany protest przeciwko wizycie w Grodzie Kraka persony takiej jak opisany wyżej Belzebub. Jeden z pracowników Uniwersytetu, którego studentem bycia zaszczyt przypada autorowi tego tekstu, a tego samego Uniwersytetu, który ugościł długobrodego Belzebuba – Wybitny Profesor Historii, słusznie umieszcza w odniesieniu do działalności B. słowo „filozofia” w cudzysłowie. Pamiętajmy, zdaje się mówić Profesor, że jesteśmy takimi ludźmi, jakim jest nasz język, a czymże byłby język bez mądrej interpunkcji. Stosujmy zatem zasady ogólne interpunkcji zgodnie z ich przewidzianym zastosowaniem, i tam, gdzie próbuje się mydlić oczy potokiem oszczerstw i niedorzeczności, używaniem słów wypaczonych i wyrwanych z oryginalnego kontekstu semantycznego – używajmy znaku cudzysłowu.
Wspomniany uczony poparł petycję grupy lokalnych aktywistów. Sprzeciwili się oni, w reakcji na wiadomość o wykładzie Belzebuba, „działalności, której istotą jest właśnie fanatyzm, nienawistna pogarda dla ludzi o odmiennych poglądach”. Ten heroiczny i godny uwznioślenia akt Profesora, dla oddania całej chwały i godności, wymaga przytoczenia słów wielkiego polskiego poety, który zaiste wielkim był: „A bo nie tylko Geniuszami, Myślicielami, nadzwyczajnymi Pisarzami [takimi jak Profesor – red.] Naród nasz sławny Przesławny, ale tyż to Bohaterów mamy i gdy tam w kraju nadzwyczajne dziś jest Bohaterstwo nasze […] Co i obowiązkiem […] jest żeby gruszek w popiele nie zasypiać, a wszem wobec Bohaterstwo nasze ukazować, bo Bohaterstwo nasze wroga przemoże, Bohaterstwo, Bohaterstwo Bohaterów naszych nieodparte, niezmożone trwogą moce piekielne napełni, które przed Bohaterstwem naszym zadrżą i ustąpią!” (WG).
Niestety, tym razem moce piekielne nie ustąpiły i niewinne dusze adeptów zostały zdeprawowane przez Belzebuba. Szczególną troskę wzbudzili siedzący w pierwszym rzędzie uniwersyteckiej auli zakonnicy, odziani w skromne, brązowe szaty z kapturami. Do ostatnich chwil, do ostatnich sekund przed wykładem czekały dla nich, mimo organizacyjnej i logistycznej gorączki, specjalne miejsca w pierwszym rzędzie z przyklejonymi karteczkami „Rezerwacja”. Czekały, czekały, i już chyba miały nadzieję, że się nie doczekają. Na próżno, albowiem zakonnicy weszli na salę – dosłownie minutę przed rozpoczęciem budzącego grozę widowiska Belzebuba i tak samo (sic!) dali mu się uwieść.
Podobno był jakiś protest (słuszny!) przeciwko wystąpieniu Belzebuba na chodniku obok Auditorium, ale nikt go tak naprawdę nie widział, no i niestety nie doszło do przerwania wykładu. Szczególnie zawiedzeni byli fotoreporterzy (znajomy fotoreporter: Szkoda, liczyłem przynajmniej na jakąś małą aferę, byłoby coś ciekawego do strzelania). Skandalem zawiało tylko raz, gdy prelegentowi mikrofon zaplątał się w strzępy bujnej brody i prowadzący spotkanie (ze swadą i nienaganną etykietą) pan Łukasz Lamża wtargnął na scenę, aby mikrofon poprawić.
Organizatorzy byli zadowoleni, bo poza tym technicznie wszystko przebiegło sprawnie. Członek komitetu organizacyjnego powiedział mi: Wszystko się udało.
Epilog
Czego jednak naprawdę zabrakło mi we wprowadzeniu pana Łukasza Lamży, i czego brak napawa mnie wielkim smutkiem, to adnotacja, że mogliśmy wysłuchać wykładu pana Belzebuba nie tylko dzięki wsparciu Miasta Krakowa (ukłony w stronę prezydenta) i gościnności Uniwersytetu (ukłony w stronę JM Rektora), ale przede wszystkim dzięki uprzejmości Fundacji Templetona, która swego czasu przyznała swoją nagrodę ks. prof. Michałowi Hellerowi. Wspomniana Fundacja zajmuje się krzewieniem przekonania, że religijna i naukowa interpretacja świata nie są ze sobą sprzeczne; zazwyczaj nagrodę otrzymują naukowcy, którzy w miły i przychylny sposób wyrażają się o religii, pokonując w ten sposób bariery między nauką a religią (bariery wznoszone przez ludzi nieodpowiedzialnych i cynicznych). Wszakże ks. prof. Michał Heller to właśnie ze środków uzyskanych z Nagrody Templetona ufundował Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych, które od niemal dekady prężnie popularyzuje naukę, wydając książki takich autorów jak Frans de Waal czy Jan Woleński, i zaprasza pod Wawel takich Belzebubów jak Daniel C. Dennett. Jaka szkoda, że pan Łukasz o tym nie wspomniał!
–3 komentarze–
[…] warszawiakom bólu, który wiąże się z posiadaniem wszystkich centralnych urzędów, mam dla nich propozycję. […]
Oj dziecino, dziecino, kiedy rozum wróci do główki, biduleńki,
[…] październiku 2017 r. miałem okazję wysłuchać jego wykładu w Auditorium Maximum Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Grupa oszołomów protestowała wtedy przed budynkiem uczelni, bo prawicowe media rozgłosiły, […]