Bez krowy w Krakowie: ich sklep to most, który łączy krakowian i rolników
Pani Renata z Kalwarii robi kiszonki, pan Rysiek z Podkarpacia soki z jabłek. Kozy Maćka spod Gorlic słuchają Bacha, a baca z Leśnicy szczyci się certyfikatem prawdziwego oscypka. Ich produkty sprzedaje sklep ekologiczny “Bez krowy w Krakowie”, który pokazuje krakowianom, że życie w mieście nie skazuje na wrzucanie chemii do żołądka.
Niełatwo było mi spojrzeć prawdzie w oczy, że większość produktów, które kupuję – nawet na ukochanych targach i w warzywniakach – miało do czynienia z jakimiś środkami chemicznymi. Prawda wyszła na jaw, kiedy poznałam smak warzyw z Krakowskiej Farmy Miejskiej, czy Targu Pietruszkowego. Z tym że na targ niekoniecznie mi po drodze, wolontariat na farmie się skończył, a miesięczny budżet nie zawsze jest gotowy na zakup ekologicznej żywności.
Niektórzy mądrzy tego świata mówią jednak, że “na zdrowie się nie żałuje”. Skoro tak, to kolejne duże zakupy planuję zrobić w internetowym sklepie “Bez krowy w Krakowie” [TUTAJ], którego współzałożyciel również zetknął się z niewygodną prawdą, o której piszę – na przykład wtedy, gdy robił zakupy u miłej, starszej pani na Placu przy Stawach. Któregoś dnia Artur dopytał, czy bez obaw może dać warzywa swojemu małemu dziecku. Pani z lojalnością odpowiedziała, że “ziemniaczki tak, ale kalafiora już niekoniecznie”.
Wśród klientów krakowskiego sklepu internetowego jest sporo rodziców. Po zamówieniach widać, że chociaż sami odżywiają się konwencjonalnymi produktami, dla swoich pociech nabywają już te ekologiczne.
Czytaj także: Stańczyk. Jego pracą było mówienie dotkliwej prawdy
Najpierw były zakupy dla przyjaciół
Zdrowie żywienie od dawna jest ich pasją i wcale nie planowali w związku z tym zakładania jakiegoś biznesu. Przez lata robienia zakupów do domu w ekologicznych gospodarstwach, Artur i Justyna Kinasz poznali wielu wartościowych rolników i producentów na terenie południowej Polski. Wiedzieli o tym ich znajomi, więc gdy wraz z pierwszą falą epidemii zapanowała większa troska o zdrowie, często prosili o przywiezienie warzyw także dla nich. Dopiero wtedy małżeństwo stwierdziło, że w takim razie warto zaopatrywać nie tylko dla przyjaciół, ale też innych mieszkańców Krakowa. Tak powstał sklep ekologiczny “Bez krowy w Krakowie”, oferujące produkty od sprawdzonych rolników. Wpisuje się on w misję fundacji GotuJemy, którą prowadzą od 2017 roku.
– Badamy zagadnienia związane z ekologicznym jedzeniem, angażujemy się społecznie w tym temacie, występujemy w panelach eksperckich, więc ten sklep jest namacalnym wyrazem tej ekologii, której każdy może spróbować w swojej kuchni – mówi nam Artur.
Kupowanie nie w sieciówkach, lecz bezpośrednio u dostawców, jest bardziej pożyteczne społecznie, ale to nie zmienia faktu, że na Kleparzu, Rybitwach, czy pod Halą Targową wciąż możemy się nadziać na warzywa i owoce z opryskiwanych pól. Oczywiście zawsze możemy spytać sprzedawcę, czy jego produkty są ekologiczne i zaufać swojej intuicji, czy słyszymy prawdę. Eko żywność znajdujemy też w dużych sklepach i u znanych firm, ale jak przekonuje Artur, sam certyfikat nie wzbudza jego pełnego zaufania, bo przypadkowość w masowej linii przemysłowej jest bardzo duża. Z kolei kontrole certyfikatów u rolników często polegają wyłącznie na sprawdzeniu dokumentacji, rzadko samych produktów. Tymczasem warzywa, które sprzedaje sklep ekologiczny “Bez krowy w Krakowie” nie tylko pochodzą z małych gospodarstw, ale przede wszystkim, są wcześniej analizowane w laboratorium.
– Przebadanie kilograma marchewki to koszt około 300 złotych, więc konsumenta na to nie stać. Dla nas to inwestycja w dobro sklepu, więc je robimy. Poza tym, od razu widać prawdę, gdy rolnik nie boi się testowania swoich produktów na wylot.
opowiada Artur Kinasz “Krowoderskiej”.
Sklep ekologiczny i lokalni wytwórcy, którym zależy na słusznej sprawie
Dostawców nie da się skategoryzować, bo każdy jest inny, ale bez względu na to, czy to młody farmer, który rzucił korpo, czy rolnik utrzymujący rodzinną tradycję, łączy ich poczucie misji. Nie chodzi im o wbicie się w modną eko niszę na rynku, lecz o własne przekonanie, że sposób ich upraw i produkcji jest słuszny.
Justyna i Artur każdego tygodnia słuchają ich opowieści: – Ci ludzie autentycznie wierzą w to, co robią i niekiedy męczą się bardziej niż konwencjonalny rolnik. Jeden z naszych partnerów tłumaczył nam tak: “Gdybym miał zwykłe pole, wsiadłbym w traktor, pryskał je, a potem usiadł przed telewizorem. W ekologicznej uprawie pomaga mi żona i czterech pracowników, bo musimy na pełnym słońcu plewić pole rękami.
Brak oprysków oznacza też zależność od sił natury. Sklep miał ambitne plany poszerzenia współpracy z panem Ryszardem z Podkarpacia, który hoduje kilkanaście starych odmian jabłek. W maju przyszły jednak przymrozki, udało mu się zebrać jedynie 250 kilogramów owoców. Nie stosuje środków chroniących drzewa przed niskimi temperaturami. Jak przekonuje Kinasz, takie przykłady pomagają zrozumieć, dlaczego ceny ekologicznych produktów są wyższe. Chociaż zdarza się i tak, że nawet eko rolnicy muszą w ostateczności sprzedawać warzywa hurtowniom niemal na bezcen.
Bez krowy w Krakowie przywraca tradycję “słowiańskiego humusu”
Sklep jest lokalny, więc przyjęli zasadę, że współpracują z gospodarstwami w promieniu 200 kilometrów od Krakowa (oprócz małopolskiego, w bazie są osoby z województwa świętokrzyskiego i podkarpackiego). Wyjątek stanowią cytrusy i oliwy od Michele z Sycylii.
– Poznaliśmy Michele, sprawdziliśmy jego certyfikat i pomyśleliśmy, że to dobra opcja dla naszych klientów, kiedy przychodzi zima i w Polsce zostają tylko warzywa okopowe. Każdy, kto spróbuje tych pomarańczy, czuje ogromną różnice. Nie wszyscy wiedzą, że te sklepowe są zbierane z drzewa jeszcze niedojrzałe, a następnie woskowane szkodliwymi substancjami konserwującymi – wyjaśnia Artur.
Pani Renata z Kalwarii robi kiszonki, pan Rysiek z Podkarpacia soki z jabłek. Bydło Marcina z okolic Gorlic biega luzem, jak na filmowych obrazkach. Artur i Justyna sami robią humus, bazując na słowiańskim, zapomnianym strączku. Gdy na Bliskim Wschodzie powstawał humus z cieciorki, Słowianie robili swoje pasty właśnie z lędźwianu. Kinasz chcą przywrócić tę tradycję.
Maciek ze Słupca, który uczył się robić sery w Szwajcarii, puszcza swoim kozom kompozycje Bacha, bo twierdzi, że muzyka klasyczna je uspokaja. W bazie dostawców znajdziemy też jednego z nielicznych baców, który posiada certyfikat na prawdziwe oscypki.
Dla niektórych klientów żywność ekologiczna to wręcz lekarstwo
Skąd zatem nazwa sklepu, skoro oferta wcale nie jest wegańska? Małżeństwo chciało wskazać krakowianom, że nawet bez własnej krowy – metafory własnego gospodarstwa – mogą mieć dostęp do lokalnej, prawdziwej żywności.
– Widać po mapie dostaw, że dana grupka klientów rozrasta się na jednym osiedlu. To nam daje największą radość, bo widzimy, że ludzie są na tyle zadowoleni, by polecać nasz sklep swoim znajomym. Co więcej, mamy przypadki klientów, którzy inwestują w zdrową żywność, bo są w trakcie lub po przebytej ciężkiej chorobie. Wiemy, że u jednej z nich pewna przypadłość zniknęła po czterech miesiącach ekologicznego jedzenia. Jak widać, dla niektórych to tylko sposób na życie, ale wręcz lekarstwo. Takie zaufanie nas ogromnie cieszy – podkreśla nasz rozmówca.
Marzenie Bez krowy w Krakowie: stawiajmy pytania o to, co jemy
Jeden ze świętokrzyskich partnerów sklepu zabrał kiedyś Artura i Justynę do konwencjonalnego sadu, znajdującego się nieopodal jego gospodarstwa. Przy podwiązanych korzeniach drzew znajdowały się rurki z substancjami, nad ich koronami zwisały dozowniki do oprysków. Poczuli się jak w fabryce jabłek. Także po takich doświadczeniach, przejście na ekologiczną żywność, okazało się dla nich drogą bez odwrotu.
Artur podsumowuje: – Wbrew pozorom moim marzeniem nie jest wcale wielki, biznesowy sukces sklepu. Bardziej zależy mi na tym, żeby coraz więcej osób szukało wiedzy na temat zdrowego żywienia, zamiast dawać się manipulować reklamom. Im więcej ludzi będzie świadomie zgłębiać fakty na temat tego, co się nam podsuwa, stawiać pytania, tym świat będzie lepszy.
Na szczęście, już się zmienia na lepsze, na przykład za zachodnią granicą. Według badań, w ciągu ostatniego roku, 45 proc. Niemców przynajmniej raz zakupiło w zeszłym roku żywność ekologiczną. W Polsce ten odsetek wynosi na razie 0,02 procenta.
***
Zapraszamy do lektury innych tekstów z cyklu Krakowski biznes. W tych przeczytacie między innymi o doskonałej pizzerii w krakowskich Czyżynach, Hucie Wypieków, którą także znajdziecie nieopodal Zalewu Nowohuckiego, tym jak na dachu bloku zrobić elektrownię słoneczną oraz warsztacie rowerowym, w którym osoby bezdomne doprowadzają do porządku nawet te rowery, na których inni postawili już kreskę. A także za kulisy słynnego Coctail Baru Czarodziej.
–2 komentarze–
Dziękuję za ten artykuł. ☺️
[…] Kraków dla Mieszkańców. Przeczytacie w nim między innymi o sklepach zero waste i ekologicznym, który znajdziecie na Żabińcu. Ale też o tym, jak po 30-tce zostać stolarzem, rowerach […]