Bieda II Rzeczpospolitej na zdjęciach. “Mam 20 lat, pragnę pracować i żyć uczciwie”
Polska witała niepodległość w 1918 roku z euforią. Ale też z zacofaną gospodarką, ogromnymi problemami społecznymi, o których skali mówi to, że w kraju było 11 milionów analfabetów, wielkim bezrobociem, wszechobecną biedą oraz 1,5 milionem sierot, które zostawiły po sobie I wojna światowa oraz epidemia hiszpanki.
Nasze wyobrażenia o 20-leciu międzywojennym są budowane przede wszystkim przez obraz polityków, artystów i członków wielkomiejskiego salonu. Jest to obraz prawdziwy, ale pokazujący niewielki wycinek rzeczywistości.
Na każdego polityka, literata lub przemysłowca, którym się udało, przypadały wtedy tysiące ludzi, którzy żyli i pracowali za marne grosze lub jedzenie i dach nad głową. Wiele o tym mówi los służących [O nim przeczytasz więcej w tekście: “Stanisław Wyspiański i Teodora Pytkówna – skandal i najdroższy polski obraz”], o których mówiło się wtedy per Kasie i Marysie, a kiedy pracowały posłusznie dodawało, że są “dobrze wytresowane”. Kasie i Marysie kąpały się w wodzie po “państwie”, bo szkoda było nowej.
Poniżano je, wykorzystywano i traktowano z góry. A mimo to ich los i tak był lepszy, niż wielu innych. Alternatywą było bowiem dla nich pozostanie na wsi lub w miejskich slumsach i mieszkanie w takich warunkach…
…domu, w którym było już wystarczająco dużą “gąb do wyżywienia”, a pieniędzy nie starczało na nic. W tym i na dach, który by nie przeciekał…
…lub praca na ulicy.
Prostytutki pracujące w ten sposób nazywano “chustkowymi”. Ich praca była niebezpieczna i nieopłacalna. Monika Piątkowska w “Życiu przestępczym w przedwojennej Polsce” wylicza, że w latach 30. ubiegłego wieku zapewniana przez nie usługa kosztowała 1,5 złotego. Była to równowartość trzech kilogramów cebuli lub kilograma mięsa.
Płacono tak mało, bo chętnych do pracy było bardzo dużo.
Trudno się więc dziwić, że posada służącej, która mogła liczyć przynajmniej na obiad i ciepłe pomieszczenie – nawet jeżeli to zyskiwała dzięki dostawce w kuchni i uległości wobec “pana”- wydawała się być ciekawszą opcją.
Miliony bezrobotnych bez szans na pracę
W kraju były miliony tzw. ludzi zbędnych, czyli pozbawionych szans na pracę. Ich liczba zmieniała się zależnie od koniunktury, jednak przez całe 20 lat była bardzo wysoka. Odrodzona w 1918 roku Polska musiała być biedna. Powodów było wiele. Dopiero co zakończona wojna i epidemia hiszpanki, która przyszła w ślad za nią. Zabory. A nawet zaniedbania upadającej rzeczpospolitej szlacheckiej, która do końca opierała się na gospodarce folwarcznej i niemiłosiernej eksploatacji chłopów.
Doskonale było to widać w 1921 roku. Przeprowadzony wtedy spis rolny pokazał, że 45 proc. wszystkich użytków rolnych przypadał na 18916 gospodarstw, które miały ponad 100 hektarów. A 20 proc. całości było w posiadaniu… 1964 latyfundystów mających więcej niż 1000 hektarów.
Na drugim biegunie był ponad 1 mln gospodarstw do 2 hektarów, które nie mogły wyżywić właścicieli. Dlatego ci musieli zatrudniać się w folwarkach, gdzie pracę zaczynało już dzieci. Pracowało w nich ponad 600 tys. osób, które wynagrodzenia często otrzymywały w naturze.
A niekiedy w formie spłachetka ziemi, na którym mogli wyhodować sobie “pensje”. Było tak, bo na początku lat 20. liczbę mieszkających na wsi ludzi, dla których nie było pracy szacowano na 2 miliony. 15 lat później było ich jeszcze więcej, bo aż 2,4 miliona. Przez pewien czas sytuację ratowała emigracja, ale tylko do czasu, bo pogrążone w kryzysie kraje nie chciały nowych ludzi. Nie chciały ich też miasta, bo bardzo słaby polski przemysł nie mógł przyjąć nie tylko chętnych ze wsi, ale nawet tych z miast.
20-lecie międzywojenne. Bieda w miastach
Wkrótce po odzyskaniu niepodległości przyszła też hiperinflacja, która pogłębiła ogromną biedę. A kiedy sytuacja wreszcie zaczęła się stabilizować, przyszedł wielki kryzys, który powiększył bezrobocie.
O ile w 1930 roku liczbę bezrobotnych szacowano na ok. 10,5 proc. wszystkich zatrudnionych..
…to w 1933 roku było to już 43,5 proc. Przy czym trzeba pamiętać, że bezrobocie liczono wtedy zupełnie inaczej niż dzisiaj. Ale wiadomo, że ludzi, którzy chcieli pracować można było liczyć w milionach. Kryzys w Polsce trwał dłużej niż gdzie indziej i był głębszy niż w sąsiednich krajach.
Częściowo dlatego, że wciąż byliśmy krajem rolniczym. A częściowo dlatego, że ówczesne władze nie radziły sobie z gospodarką.
W Warszawie bieda skupiała się m.in. w Annopolu, który był adresem praktycznie uniemożliwiającym zdobycie legalnego zatrudnienia. Panowało bowiem – poniekąd słuszne, bo ludzie byli pozbawieni wyboru, więc chleb zdobywali, jak się tylko dało – przekonanie, że jest to miejsce, gdzie kwitnie patologia i człowiek, który tam trafił, jest człowiekiem straconym.
Ale takie osiedla baraków lub namiotów miała większość miast. Nie wyłączając sztandarowego nowego miasta II Rzeczpospolitej – Gdyni.
– O poziomie życie bezrobotnych – można przeczytać w “Zarysie historii gospodarczej Polski 1918 – 1939” – w owym okresie niech świadczy fakt, że przeciętne wydatki czteroosobowej rodziny bezrobotnej wynosiły rocznie 921 złotych, co miesięcznie na osobę stanowiło 19 złotych. W tym samym czasie przeciętne roczne wydatki czteroosobowej rodziny urzędniczej w Warszawie (wliczając w to najlepiej zarabiających) wynosiły 6173 zł, czyli 128 zł miesięcznie na jedną osobę.
Gdy wśród dzieci bezrobotnych rodziców przeprowadzono ankietę, to okazało się, że co czwarte nie je żadnego śniadania, a ponad połowa na obiad dostaje tylko zupę. I to niekoniecznie codziennie.
30 proc. tych dzieci nie miało w ogóle bielizny, a kolejne 46 proc. miało tylko jedną zmianę. Tę prano w samej wodzie, bo mydło było towarem luksusowym. Tak samo jak porządny dach nad głową.
Bezrobotni mieszkali na ogół w mieszkaniach jednoizbowych. W tych żyło najczęściej od czterech do siedmiu osób. Nierzadko “domy” wyglądały jak ten, który w 1934 roku sfotografowano na Żoliborzu. Jeżeli dobrze się przyjrzycie, to zobaczycie nie tylko sprzęty gospodarstwa domowego, ale też rodzinę.
W tym kilkoro dzieci, których sytuacja generalnie była bardzo nieciekawa. Dotyczyło to szczególnie najmłodszych, które często porzucano i podrzucano do bram kamienic. Robiły to na ogół zdesperowane kobiety, które nie mogły wyżywić nawet siebie. – Przedwojenne komisariaty – pisała Monika Piątkowska w “Życiu przestępczym w przedwojennej Polsce” – tak często pełniły rolę tymczasowego żłobka, że w latach trzydziestych pojawiły się nawet uliczne dowcipy osnute wokół tego zjawiska.
Rejestrowano bardzo wiele przypadków dzieciobójstwa, kwitł też handel dziećmi – te kupowali nawet żebracy, którzy dzięki temu podnosili swoje dochody. Szczęście, przynajmniej w porównaniu z losem innych, miały te dzieci, którym udało się trafić do domów dziecka.
Takich jak Dom Wychowawczy im. ks. Boduena.
“Mam 20 lat, pragnę pracować i żyć uczciwie”
Nie brakowało oczywiście takich, bo tych nigdy nie brakuje, którzy twierdzili, że los bezrobotnych jest wynikiem lenistwa. Ich tezy nie wytrzymywały jednak zderzenia z rzeczywistością, bo wszystkie miejsca, gdzie dało się znaleźć zatrudnienie były oblegane przez ludzi gotowych pracować niemal za darmo. Wiele osób płaciło łapówki za to, by dostać stanowisko. Pojawili się nawet wyspecjalizowani oszuści, którzy od zdesperowanych ludzi brali pieniądze za załatwienie pracy, by później z nimi zniknąć.
Przed urzędami pracy odbywały się demonstracje bezrobotnych, którzy domagali się jakiegokolwiek zatrudnienia. Przyciągały wielu ludzi.
A więcej od statystyk może powiedzieć list jednej z bezrobotnych, który cytuje Monika Piątkowska. Zofia Fularówna zginęła tragicznie w 1933 roku. Przy jej ciele znaleziono list do dyrektora jednego z zakładów, w którym 20-letnia dziewczyna prosiła o przyjęcie do pracy. Pisała w nim tak:
“Nie mając już od dłuższego czasu żadnego zajęcia, a znajdując się w krytycznym położeniu pragnęłabym, przez otrzymanie jakiejkolwiek pracy stałej, zarobić na moje życie i na wyjście z tego smutnego obecnie mego położenia. Mam 20 lat, pragnę pracować i żyć uczciwie. Od dwóch lat nie mam już stałej pracy, pracuję dorywczo, w każdej pracy, jaką mi kto oferuje z łaski, niczym nie gardzę i żadnej pracy się nie wstydzę, wszak praca nie hańbi. Ostatnio nie mam nic, nie mogę nawet znaleźć jakiejś posługi, ażeby móc parę złotych zarobić, chociażby na mieszkanie, pominąwszy już życie i ubranie. Dowiedziawszy się, że w fabryce jest przyjęcie, postanowiłam złożyć podanie, lecz oświadczono mi, że nie warto się fatygować, wszak podanie i tak zostanie spalone. (…) Przez kilka dni namyślałam się, czy napisać do Pana list, czy to wypada i czy nie zostanie spalony tak, jak moje podanie. Lecz dziś w nocy miałam sen, który mi dodał otuchy do napisania.”
Odpowiedź nie przyszła. Fularówna odebrała sobie życie.
Ilustracja w nagłówku: Członkowie rodziny bezrobotnego przed stodołą służącą za mieszkanie. 1935 rok. Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe.
–5 komentarzy–
[…] naszej stronie znajdziesz też więcej podobnych relacji: Bieda II Rzeczpospolitej na zdjęciach. “Mam 20 lat, pragnę pracować i żyć uczciwie”, Kazimierz na przedwojennych zdjęciach. “Ruch na ulicach panował niebywały”, Niemiecka […]
[…] więcej o biedzie w Polsce 20-lecia międzywojennego: Bieda II Rzeczpospolitej na zdjęciach. “Mam 20 lat, pragnę pracować i żyć uczciwie”. W tekście znajdziesz też dużo archiwalnych […]
[…] też do innych tekstów historycznych. Na naszej stronie znajdziesz więcej podobnych relacji: Bieda II Rzeczpospolitej na zdjęciach. “Mam 20 lat, pragnę pracować i żyć uczciwie”, Niemiecka okupacja w Krakowie na zdjęciach, Wielka powódź w Krakowie i Handel uliczny w […]
[…] Bieda II Rzeczpospolitej na zdjęciach. “Mam 20 lat, pragnę pracować i żyć uczciwie” […]
[…] też do innych tekstów historycznych. Na naszej stronie znajdziesz więcej podobnych relacji: Bieda II Rzeczpospolitej na zdjęciach. “Mam 20 lat, pragnę pracować i żyć uczciwie”, Niemiecka okupacja w Krakowie na zdjęciach, Wielka powódź w Krakowie i Handel uliczny w […]