Borgen: science-fiction z górnej półki
Na platformie Netflix pojawił się serial Borgen. W Skandynawii jest uważany za polityczny dramat pełny skandali. Z polskiej perspektywy ogląda się jego jednak raczej jak science fiction, bo co kraj to obyczaj.
Także polityczny.
Borgen zaczyna się od upadku starego rządu, w czym niemały udział mają zakupy dokonane przez premiera. Otóż premier za zakupy dla żony zapłacił służbową kartą kredytową i rząd upadł.
Nowy rząd także nie uniknął skandali. Minister obrony przyjął bowiem zaproszenie na polowanie od firmy, która rządowi sprzedawała samoloty bojowe. Co gorsza otrzymał tam prezent – dwie strzelby i odesłał je dopiero, kiedy dowiedział się, że dziennikarze wiedzą.
Afera doprowadziła gabinet na skraj upadku, ale został on uratowany przez premier, która wprowadziła nowe zasady dotyczące jawności oraz konfliktów interesów. Efektem było to, że jej mąż – prezes dużej firmy – musiał podać się do dymisji, bo jego korporacja dostarczała coś dla korporacji, która była podwykonawcą korporacji robiącej coś dla rządu.
Z kolei minister środowiska z Partii Zielonych opuścił stanowisko, bo najpierw wprowadził ostre normy ekologiczne dla samochodów, a później okazało się, że sam jeździ zabytkowym chevroletem, który niemiłosiernie kopci, ale przepisom nie podlega, bo jest pojazdem zabytkowym.
Et cetera.
Zobaczcie zresztą sami. Warto, bo Borgen to science-fiction z górnej półki.
Trzeba tylko uważać, żeby się nadmiernie nie zdenerwować. Mnie na przykład przy oglądaniu Borgen – na co nic poradzić nie mogłem, choć chciałbym – uparcie wracał przed oczy obraz rzeczniczki krakowskiego prezydenta Moniki Chylaszek tłumaczącej, że “wyrok, który zapadł, absolutnie nie blokuje pani dyrektor możliwości pracy w miejskiej spółce.”
A fani polityki ogólnokrajowej też z pewnością znajdą dobre porównania.
Fot. Kadr z serialu Borgen, który został udostępniony na platformie Netflix.
–0 Komentarz–