Budapeszt. Tam torowiska są bardziej zielone niż krakowskie parki.
Kto był, ten wie, że Budapeszt to miasto przepiękne. Kto nie był, może wejść w mapki czy grafiki Google i po prostu zobaczyć. Ja byłem tam parokrotnie i za każdym razem jeszcze bardziej się zachwycam. Nie tym, że od Krakowa jest dużo większy, bogatszy i ładniejszy, ale tym, że Węgrzy wykorzystali wszystko, co dostali od losu. My w Krakowie wszystko to, co mamy pięknego i do tego otrzymanego „gratis” od historii, trwonimy.
Pierwsza rzecz, która rzuciła mi się w oczy, to parkowanie. W Budapeszcie jest jeszcze więcej ludzi i samochodów niż w Krakowie, a mimo to, chodząc po centrum, nie ocierałem się o karoserie. Dlaczego? To proste: bo nie parkuje się tam na chodnikach. Miejsca postojowe zrobione są w taki sposób, że samochody nie stoją tam, gdzie chodzą piesi. Tylko tyle i aż tyle. U nas chodniki w centrum są zgodnym z prawem parkingiem. A prawo to pisze miasto Kraków.
Drugie spostrzeżenie dotyczy wypychania ruchu z centrum. U nas to jeden z ważniejszych elementów miejskiej polityki. Na papierze. Ale nic poza tym, bo nikt jej nie realizuje. Aczkolwiek trudno się temu dziwić, skoro wszyscy nasi włodarze (marszałkowie, prezydent miasta, radni i urzędnicy) swoimi samochodami do centrum wjeżdżają codziennie.
W Budapeszcie polityka wypychania aut z centrum jest prostu realizowana. I nie potrzeba do tego przepisów, stref A, B, C, D, E i F, straży miejskiej i – wicie, rozumicie – wjazdówek. Wystarczy kilka betonowych klocków, które ten wjazd na stałe blokują. I, co ciekawe, w tych stale zamkniętych dla samochodów miejscach funkcjonują restauracje, kawiarnie, puby, sklepy, a nawet hotele. Wbrew obawom, które targają w tej dziedzinie krakowskim magistratem, nie zawalił się tam świat. Wręcz przeciwnie. Są to miejsca, w których samochody nie kopcą pod nosem ludziom pijącym kawę w ogródkach i nie jeżdżą po stopach spacerowiczom. W kawiarniach tłumy, w sklepach tłumy, a kostka brukowa nie zniszczona, na co zwróciłem uwagę jako krakowianin. No i prawa nikt nie łamie. Bo nie ma jak.
Piękne place – bez samochodów i tandety – to miejsca inspirujące. Do takich niewątpliwie należy plac Kossutha. Jedna z najważniejszych miejskich przestrzeni w Budapeszcie – coś w stylu naszego placu Wszystkich Świętych – tyle że w wydaniu „liga mistrzów”. Znowu najprostszym z możliwych sposobów, czyli dwoma klockami, wypchnięto stąd samochody Na jezdni wokół placu jest szeroka ścieżka rowerowa. Nieco dalej torowisko, niemal niewidoczne. Niczym w mieście-ogrodzie – przysłonięte żywopłotem. Wewnątrz wielki plac. Tu z kolei wstępu nie mają rowery. To dobrze, bo dzięki temu po pokrytej zielenią i pomnikami powierzchni aż chce się spacerować.
Przy parlamencie są fontanny. I to jakie! Z niemal niewidocznych otworów płycie placu co jakiś czas na powierzchni kilkudziesięciu metrów kwadratowych tryska para wodna. Na kilka sekund na placu robi się jak w bajce. Dzieci widzące to „cudo” biegną czym prędzej w jego kierunku. Gdyby jakieś dziecko chciało pobiegać po Rynku Głównym, mogłoby prędzej czy później wpaść pod samochód.
I właśnie, w odróżnieniu od naszego “Salonu Europy”, po placu parlamentarnym spacerujemy bez spalin, rowerów, meleksiarzy, dorożkarzy, a nawet preclarzy. Nie wiem, czy na całym placu jest większa reklama niż loga na ubraniach chodzących tam ludzi. Węgrzy prędzej chwycą za broń niż zrobią tam targ oscypka.
A skoro poruszyliśmy sprawę fontann i zieleni. U nas na taki luksus w jednym miejscu rzadko kiedy mogą liczyć mieszkańcy. W Budapeszcie te dwa elementy można dostrzec nawet na torowiskach. Bo torowisko w Budapeszcie to często zwieńczenie ładnego skweru czy zieleńca. W Krakowie – na szczęście tylko poza centrum, bo w centrum torowiska budowano przed wojną – jest jakby pomnikiem całej drogi. Na środku, na wzniesieniu i na nasypie z kamieni – jakby Kraków był bocznicą kolejową pod Pszczyną, a nie Stołeczno-Królewskim miastem . Ale konkluzja jest taka, że w Budapeszcie w kwestii zieleni i estetyki tramwaje mają lepiej niż mieszkańcy Krakowa. Zresztą popatrzcie sami – czy w Krakowie mamy choć jeden tak urządzony park, zieleniec czy skwer – jak to torowisko tramwajowe w Budapeszcie?
To idealny wzór na to, jak wyglądać powinny Aleje Trzech Wieszczów. Ile by to mogło kosztować? Prawdopodobnie ułamek z tego, ile wydaliśmy na „misia” pt. “Komitet konkursowy Kraków 2022”. I zamiast tego mamy aleje, gdzie jedynymi atrakcjami są: śpiący na ławce kloszard, toi-toi i dopuszczalne stężenie PM2.5 przekroczone o 894%.
Myślicie, że ten tekst jest o tym, że Kraków jest gorszy od Budapesztu? Wolne żarty! Kraków jest najlepszym miastem na świecie, ale ma wielkiego pecha do władz. Do władz, które kompletnie nie rozumieją, jakim diamentem zarządzają. Oni nie zasłużyli na to miasto, które traktują jako świetne miejsce na autostradę, estakadę i parking. Zbigniew Herbert pisał kiedyś o „potędze smaku”. Węgrzy wiedzą, że diabeł tkwi w szczegółach. Krakowscy urzędnicy wiedzą, że o 15 trzeba wsiąść do samochodu i pojechać do domu szeroką, betonową drogą.
–5 komentarzy–
Trzeba było wyjechać jakiś kilometr od centrum. Jaki syf to mało. I zapomnij zieleńcu obok torów. Odrapane kamienice, śmieci, pijaki. Hipermarkety wciśniete między kamienice. W krakowie aż tak nie jest. Pamiętajmy że Budapeszt to przecież oczko w głowie węgrów wszak drugiego wiekszego miasta tam nie uświadczysz. No i stolica. A ciekawe jak robią zaopatrzenie do lokali położnych np. przy zamku w budapeszcie? Sama widziałam. I oczywiście że tak jak u nas. Auta mają przedział czasowy kiedy mogą tam wjechać. Przecież meleksami tego nie przywożą a tym bardziej nie noszą w siatach na plecach. Warto zauważyć że Buda to też troche inne miasto. Skwerów tam mnóstwo ale nie ma czegoś w rodzaju rynku tak jak u nas. Pozdrawiam.
Budspeszt jest piękny nie ma co zaprzeczać 😉 narzekanie na złe ułożenie torowisk, skwerow…proszę pamiętajmy, że Kraków inaczej był budowany, w centrum nie będzie miejsca na zrobienie nagle pięknych zielonych torowisk. I zgadzam się z przedmowczynia dalej od centrum nie jest już tak pięknie i droga z akademika położonego na końcu Budy taka przyjemna się nie robi. Pozdrawiam z Budapesztu właśnie 😉
Ale ktoś te władze w Krakowie wybiera. Wybierają je ludzie, którym jest po prostu obojętne czy na krakowskim rynku powstanie brzydka fontanna w kształcie piramidy i przez większą część roku rynek zostanie zasmrodzony stoiskami z grillowana kiełbasa. Także Kraków absolutnie nie ma pecha do władz, po prostu Polacy są bierni i obojętni w wielu kwestiach.
W Budapeszcie jest więcej aut w centrum niż w Krakowie.. tyle że są schowane w parkingach podziemnych…
[…] O tym, co Krzywak podpatrzył w Budapeszcie przeczytajcie TUTAJ. […]