“Car” wyszedł do ludzi
Prezydent Krakowa wyszedł z budynku sądu ze spuszczonym nosem. Nie przywykł do tego, że coś może potoczyć się nie po jego myśli. Jego starcie z warszawskim aktywistą jest jednak ciekawe nie ze względu na jego wynik – niekorzystny dla Majchrowskiego – ale przede wszystkim z uwagi na jego kulisy.
Jacek Majchrowski pozwał do sądu Jana Śpiewaka za film, w którym opisuje on największe krakowskie afery. Jego zdaniem został pomówiony i znieważony. Postępowanie jednak umorzono i wygranym może czuć się w tej sytuacji warszawski aktywista. “Sąd powiedział stop prywatnej wendecie Majchrowskiego” – triumfował na swoim Twitterze. Jednak prawdziwą porażką Majchrowskiego wydaje się być jego zachowanie przy okazji procesu, którym nieświadomie udowodnił, że warszawski aktywista może mieć rację nazywając go “carem Krakowa” i “wschodnim autokratą”.
W prywatnej sprawie służbową limuzyną z szoferem i fotografem
Jacek Majchrowski – pomimo tego, że pozew był prywatny – na rozprawy przyjeżdżał na koszt krakowskiego podatnika. I to w dość bizantyjskim stylu: służbową limuzyną, z szoferem, a na ostatnią rozprawę przybył nawet… z urzędowym fotografem. Wykorzystywanie urzędowych środków do załatwiania prywatnych spraw to rzecz, której prezydent Krakowa powinien raczej się wstydzić, a on robił to ostentacyjnie, bez większego skrępowania. Jakby miasto było jego prywatną firmą, a miejski budżet – źródełkiem do zaoszczędzenia paru groszy na paliwie.
Wciąż nie wiadomo także, czy prywatne sprawy załatwiał w czasie, kiedy powinien zarządzać miastem. Po ostatniej rozprawie na sądowym korytarzu zapytał go o to Jan Śpiewak. Odpowiedzią było – jak relacjonuje autor pytania – szarpanie za rękę.
Bocznym wejściem, na parkingu dla pracowników sądu
Przed ostatnią rozprawą przy wejściu do sądu ustawili się dziennikarze i fotoreporterzy. Wśród nich Jan Śpiewak, który odpowiadał na pytania reporterów. W tym czasie Jacek Majchrowski przyjeżdża do sądu służbowym lexusem, parkuje go na wewnętrznym parkingu bez wymaganego identyfikatora i wchodzi do gmachu bocznym wejściem, unikając tym samym spotkania z dziennikarzami. Jak dostał się na parking “tylko dla pracowników”? Jak powiedzieli ochroniarze – dzwoniła w tej sprawie prezes krakowskiego sądu (rzecznik sądu dementował dziś te wersję). To, że prezydent Krakowa może liczyć na takie “chody” ustalił Mateusz Jaśko – autor profilu “Co jest nie tak z Krakowem” – któremu jako jedynemu udało się porozmawiać z prezydentem po procesie.
Rozmowa ta jest niezwykle ciekawa.
“Tacy jak pan…”, czyli prezydent Krakowa rozmawia z mieszkańcem
Mateusz Jaśko czekał na prezydenta na sądowym parkingu. Taka “zasadzka” dała możliwość konfrontacji z umykającym bokiem Jackiem Majchrowskim. “Jak to się stało, że panowie tutaj wjechaliście?” – pyta Jaśko. “Pan już widzę napisał o tym na portalu. Pan z tego żyje też pewnie. Normalnie…” – odpowiedział nastroszony prezydent. “Sugeruje pan, że jestem opłacany?” – dopytał Jaśko. “Coś z tego… Eee… A nie wiem zresztą…” – odpowiedział Jacek Majchrowski kręcąc wymownie dłonią. “A dlaczego nie chciał pan, żeby proces był jawny?” – dopytuje dalej Jaśko. “A po co mam dawać pożywkę takim jak pan?” – odparł Majchrowski wymachując w jego kierunku palcem. W czasie rozmowy – którą prezydent prowadził bokiem i tyłem do swojego rozmówcy z ręką opartą o drzwi limuzyny – Majchrowski opisał w końcu to, jak wjechał na wewnętrzny parking sądu: – “Powiedzieliśmy “kto jest” i wpuścili” – z dumą w głosie wyjaśnił prezydent.
W matni przywilejów i spisków
Te didaskalia procesu są chyba ważniejsze i mówiące dużo więcej niż sam proces. Tymi – wydawałoby się – szczegółami, prezydent Krakowa zrobił wiele, aby przyznać rację Janowi Śpiewakowi, który nazywa Majchrowskiego “wschodnim autokratą”. Bo jaki obraz prezydenta maluje się z tych zachowań?
Prezydent Majchrowski, to ma klawe życie. Wystarczy, że powie “kto jest” i już otwierają się przed nim szlabany i prezydent nie widzi w tym nic dziwnego. Załatwianie prywatnych spraw służbową limuzyną? Także nie jest dla niego krępujące. Ciekawy jest także styl rozmowy z Mateuszem Jaśko – prezydent określił go mianem “tacy jak pan”, co jest nie tylko niegrzeczne, ale też pokazuje, że w głowie prezydenta istnieje jakaś matnia spisku, który w jego przekonaniu musi istnieć. Zapewne jest przekonany, że kogoś tak ważnego jak on nie da się nie lubić. A jeśli ktoś go krytykuje, to tylko dlatego, że mu zapłacono. Uwagę zwraca też pouczający ton Jacka Majchrowskiego, przeplatany poczuciem wyższości i delikatną pogardą. Tak wygląda prezydent Majchrowski, który wyjdzie z bezpiecznego medialnego świata, który stworzyło mu jego otoczenie. I jeśli prezydent wierzy w spisek, którego celem jest pokazywanie go w złym świetle, to on sam jest największym ze spiskowców.
Krowoderska.pl kilka miesięcy temu poprosiła o możliwość przeprowadzenia wywiadu z prezydentem Jackiem Majchrowskim. Nie odpowiedziano.