Dla urzędników ochłapy. Na DRUGĄ telewizję miliony
– Co ja sobie za to kupię!? Waciki? – tak pomyśleli zapewne pracownicy krakowskiego magistratu, którzy otrzymali “dodatki inflacyjne” od Jacka Majchrowskiego. Jednorazowa wypłata 1000 złotych to przy obecnych, gwałtownie rosnących cenach bardziej żart niż pomoc. Dużo poważniej prezydent traktuje DRUGĄ urzędową telewizję, która według doniesień mediów może kosztować grubo ponad 20 mln złotych, czyli kilkukrotnie więcej niż zapomoga dla urzędników. Dlaczego w Krakowie bardziej ceni się lokalne “TVP Info” niż ciężko pracujących ludzi?
Dziennik Polski informuje, że ponad 3 tysiące urzędników zatrudnionych na pełen etat, otrzyma jednorazowe “świadczenie inflacyjne” w wysokości 1 tys. złotych. Osoby zatrudnione w mniejszym wymiarze, otrzymają proporcjonalnie niższy dodatek. Co bardzo zabawne, dodatek trafi nie tylko do tych, którzy z trudem wiążą koniec z końcem, ale też do “grubych ryb” z ekipy. W sumie – zarządzeniem prezydenta Jacka Majchrowskiego – na ten cel ma zostać przeznaczone ponad 3,1 mln złotych. To zaledwie ułamek ułamka tego, ile w krakowskim magistracie przeznacza się na propagandę, która – w odróżnieniu od pracy urzędników – jest potrzebna jak umarłemu kadzidło.
Druga urzędowa telewizja warta dużo więcej niż praca urzędników
Kto żyje w obecnych, trudnych czasach, ten wie, że wizyta w sklepie i patrzenie na ceny jest horrorem straszniejszym niż “Ptaki” Hitchcocka. Z kolei kto śledzi lokalne sprawy, ten wie, że Jacek Majchrowski zrobił sobie niedawno DRUGĄ urzędową telewizję, która pełni dla prezydenta rolę magicznego zwierciadła, mówiącemu mu, że to on jest najpiękniejszy na świecie. Rozmach, a przede wszystkim koszta tej telewizji są ogromne.
Jest najnowocześniejsze studio filmowe za ponad siedem milionów złotych. Ponad 15 tys. złotych miesięcznie za make-up gości. Około 40 tysięcy złotych miesięcznie za prowadzenie social mediów i kolejne 20 tysięcy na płatne reklamy, które są w nich wykupywane. A to oczywiście tylko mały wycinek kosztów, który włożono w telewizję, które niemal nikt nie ogląda, bo zasięgi ma gorsze od dziesięciolatków na TikToku.
Media podliczyły, że tylko w pierwszym roku funkcjonowania lokalnego “TVP Info ekipy Majchrowskiego” jego koszt może przekroczyć 20 mln złotych! O szaleństwie w wydawaniu publicznych pieniędzy na ten cel alarmują już nie tylko lokalna prasa czy lokalni politycy, ale też mainstreamowi, najbardziej opiniotwórczy dziennikarze. Robert Mazurek w czasie jednego z programów na “Kanale Sportowym”, komentując bizantyjskie wydatki na Play Kraków News, powiedział, że “cieszy się, że nie jest mieszkańcem Krakowa” i że “nie musi za to płacić”. W świetle takiego przepalania pieniędzy, dodatek inflacyjny dla urzędników – którzy w odróżnieniu od urzędowej telewizji robią coś ważnego i pożytecznego dla krakowian – jest jak splunięcie w twarz.
Likwidacja telewizji, której nikt nie ogląda = podwyżka dla urzędników
Wyobraźmy sobie teraz, że żyjemy w normalnym mieście. W takim, w którym urzędnicy nie tworzą DRUGIEJ urzędowej telewizji za ponad 20 mln złotych, aby wbijać ludziom do głowy, że Jacek Majchrowski jest najpiękniejszy na świecie. Nie kupują też ławek za ćwierć miliona złotych za sztukę, nie nominują również polityków na kierownicze i dyrektorskie stanowiska z ogromnymi pensjami i limuzynami z szoferem w pakiecie. Gdyby tak było, to – bardzo ostrożnie licząc – w miejskiej kasie bez trudu znalazłaby się kwota ponad 30 mln złotych, która wystarczyłaby nie na jednorazowy dodatek, ale na stałą, comiesięczną podwyżkę o 1000 zł dla każdego, szeregowego urzędnika. A może nawet wyższą, bo przecież wydatki na propagandę są w Krakowie OBRZYDLIWIE wysokie.
Wspomniana telewizja Play Kraków to przecież tylko część wydatków na toporne samochwalstwo ekipy Majchrowskiego. Jest przecież PIERWSZA telewizja urzędowa, a poza tym dwutygodnik miejski “Kraków.pl” i miesięcznik “Kraków”, gdzie o prezydencie i jego dokonaniach mówi się albo dobrze, albo bardzo dobrze. Są także gazetki rad dzielnicowych, a tajemnicą poliszynela jest to, że w zasadzie w każdej rządzą ludzie raczej bliscy prezydentowi. Do tego wydaje się miliony na reklamy i artykuły sponsorowane w mediach – lokalnych i ogólnopolskich, które otoczenie Jacka Majchrowskiego wykupuje tym chętniej, im bliżej do wyborów. Weźmy tylko dwa symboliczne przykłady.
W wyborczym 2018 roku krakowska Gazeta Wyborcza otrzymała od magistratu prawie 310 tys. zł (sic!). W tym samym, wyborczym roku za akcję promocyjną, której częścią była rozmowa z Jackiem Majchrowskim w programie “Dzień Dobry TVN” zapłacono prawie 150 tys. zł. Jest nawet portal internetowy, znany z przychylności wobec Pana Profesora, który otwarcie przyznaje, że swoje ogromne zarobki w dużej mierze opiera na przelewach od ekipy Majchrowskiego.
A redakcji żyjących z kroplówek finansowych z krakowskiego magistratu jest o wiele więcej.
W tym samym czasie w urzędowych okienkach siedzą ludzie, którzy dźwigają na barkach ciężar zarządzania miastem. Urzędnicy, którzy nas meldują, wydają dowody rejestracyjne, wypłacają zasiłki i załatwiają tysiące niby drobnych, ale tak naprawdę ważnych spraw, niezbędnych do codziennego życia krakowian. To o takich ludziach Lew Tołstoj pisał, że ich “pożyteczna praca jest zawsze cicha i niezauważalna”. I w momencie szalejącej inflacji, ogromnego wzrostu cen za prąd i gaz, niepewnej przyszłości w związku z wojną za wschodnią granicą otrzymują od swojego szefa tysiąc złotych dodatku. Jednorazowo. Ten ochłap, to mniej więcej tyle, ile makijażystka DRUGIEJ urzędowej telewizji mogła skasować za dzień pudrowania nosa i układania fryzur prezydenta i jego ekipy.