Leszek Grabowski: „Coś, co było piękne, powinno trwać”
Czy ma Pan jakieś ulubione zdjęcie Krakowa?
Nie ukrywam, że jestem pod wielkim urokiem Ignacego Kriegera i staram się, na miarę moich możliwości, bo jestem tylko hobbystą, a nie zawodowym fotografem, spoglądać na Kraków jego oczami. Wśród moich albumów jest taki cykl „Współczesny Kraków w klimacie z fotografii Ignacego Kriegera”, gdzie próbuję wyławiać z obecnego Krakowa elementy i zabudowę z czasów, kiedy on jeszcze działał.
A jakieś konkretne fotografie?
Oczywiście. Chociażby zdjęcia Kriegera z lat 60-tych XIX wieku, które są po prostu oszałamiające. Na przykład Sukiennice sprzed przebudowy, widoki Rynku Głównego, jeszcze ze starą zabudową, czy Brama i ulica Floriańska.
Gdy ktoś mówi, że jakieś stare budowle powinno się wyburzyć, bo są to rudery, odpowiadam wtedy, że przecież Sukiennice też kiedyś były ruderą i niewiele brakowało, a zostałyby wyburzone, podobnie zresztą jak Collegium Maius.
Ktoś jednak miał na tyle wyobraźni i twórczej wizji, że potrafił je uratować i odtworzyć, a dzisiaj wszyscy się tymi zabytkami zachwycają. A przecież można było je najzwyczajniej zburzyć, jak choćby mury obronne, których losem, może za wyjątkiem wizjonera, jakim był Feliks Radwański, tak na dobrą sprawę, nikt się nie przejmował.
Zanim w drugiej połowie XIX wieku nastał kult przeszłości, wiele wspaniałych zabytków zostało niepotrzebnie wyburzonych. Warto wymienić choćby ratusz, zabudowę dziedzińca wawelskiego, nie mówiąc już o murach obronnych – na pewno na zachowanie zasługiwały większe ich fragmenty. Dlatego powinno się dokumentować to, co trwa, by przyszłe pokolenia wiedziały jak nasze miasto i jego okolice wyglądały w przeszłości. Zabytkowe, czy nawet tylko stare budynki odpowiednio odnowione można przecież wykorzystywać również w celach opłacalnych ekonomicznie. Jestem zwolennikiem wiernych rekonstrukcji przynajmniej tych najcenniejszych obiektów, również na Wawelu, bo odtworzenie o wiele bardziej działa na wyobraźnię i pobudza do refleksji, niż rekonstrukcja komputerowa, choć i ta jest bardzo cenna.
Poświęca Pan dużo uwagi dawnym przedmieściom Krakowa, w tym budownictwu ludowemu. Dlaczego jest ono dla Pana tak ważne?
Mam słabość do dawnych przedmieść Krakowa, bo pamiętam ich wygląd z czasów dzieciństwa, kiedy, dzięki mojej mamie, często się tam zapuszczaliśmy. Miały one swój niepowtarzalny urok i klimat. W letnie wakacje z bratem regularnie odwiedzaliśmy też babcię, matkę ojca, która mieszkała w Bilczycach koło Gdowa. Ponieważ babcia już wtedy nie gospodarowała, jeździliśmy tam jako leserzy i tylko przyglądaliśmy się z bliska wiejskiemu życiu, które choć ciężkie, było dla nas niezwykle odkrywcze i barwne. Z punktu widzenia obserwatora wyglądało ono pięknie; szczególne wrażenie robiły na mnie stare chałupy wraz z ich wyposażeniem. To utracone piękno ludowe gdzieś tam we mnie głęboko utkwiło. Życie w takiej starej chałupie z końca XIX wieku, jaką miała moja babcia, jej wyposażenie, a także ludowe potrawy, to było coś fantastycznego. Jeszcze dzisiaj, gdy oczami wyobraźni widzę to wnętrze i te stare sprzęty, stwierdzam, że osoba, która to projektowała, była po prostu genialna. Mimo braku lodówek i prądu, wszystko tam było w należyty sposób wymyślone i wykorzystane.
Przedmieścia Krakowa były naprawdę cudowne. Pamiętam np. Wolę Duchacką, czy Prokocim z lat 60-tych – uważam, że to było etnograficzne piękno, połączone z harmonią w samej zabudowie. Jeszcze 50 lat temu, gdy się człowiek zapuścił na przedmieścia – na Zwierzyniec, Wolę Justowską, czy do Przegorzał – chałupy kryte strzechą występowały dość powszechne.
Ulica Królowej Jadwigi była kiedyś autentycznym skansenem. Jej obecny stan to dla mnie po prostu zgroza i rozpacz. Nikt nie zadbał, by tę najpiękniejszą ulicę historycznie znanego przedmieścia, jakim był Zwierzyniec, przynajmniej we fragmentach zachować.
Kiedy robiłem zdjęcia w 2009 roku, udało mi się utrwalić kilka wspaniałych chałup. Dzisiaj przynajmniej połowy z nich już nie ma, więc mój w pełni hobbystyczny i niezwiązany z żadnymi instytucjami trud na pewno nie został zmarnowany, choć niewielu dostrzega efekty mojej działalności.
Warto tu poruszyć jeszcze jeden problem, a mianowicie brak na terenie Krakowa skansenu etnograficznego z prawdziwego zdarzenia, bo ten na Woli Justowskiej istnieje tylko na papierze, co moim zdaniem jest skandalem. Podczas gdy od lat trwa bezproduktywny spór o ten teren, wiele przepięknych chałup i domów zostało bezceremonialnie zniszczonych, jak np. w Mogile przy ulicy Kopanic 15 bądź na ulicy Królowej Jadwigi 120. A przecież, gdyby istniał skansen, można by je było rozebrać i uratować. Skansen w Krakowie jest konieczny. Tymczasem mijają kolejne kampanie wyborcze i nikt nie podnosi nawet tego tematu.
Nie twierdzę, że w Krakowie trzeba wszystko zachować w niezmienionej postaci, ale warto uratować przynajmniej te najcenniejsze obiekty, a resztę ze zdwojonym wysiłkiem dokumentować. By powstał ku temu przychylny klimat, trzeba pokazywać to dawne piękno. Myślę, że nasi potomkowie będą chcieli wiedzieć, jak Kraków kiedyś wyglądał. Tak jak dziś z zadumą spoglądamy na zdjęcia Ignacego Kriegera, tak może kiedyś, z nutką nostalgii za upływającym czasem, ludzie będą spoglądać na te albumy, które dziś tworzę, będąc w końcu li tylko hobbystą i miłośnikiem historii i kultury Krakowa.
W ramach cyklu „Dawne przedmieścia Krakowa: ulatująca przeszłość”, aktualnie przygotowuję już 69 album, a w życzliwej dla mnie Małopolskiej Bibliotece Cyfrowej jest już dostępnych około 170 moich opracowań: wspomnień, sag rodzinnych i albumów tematycznych.
Na końcu muszę się pokłonić osobom, którym najwięcej zawdzięczam: mojej żonie, Panu dr hab. Władysławowi Markowi Kolasie i dr hab. Monice Bogdanowskiej. Bez ich wsparcia mój dorobek byłby z pewnością mniejszy bądź nawet całkowicie nieznany.
Fotograf Leszek Grabowski – ur. w 1953 roku w Krakowie, miłośni historii i sztuki Krakowa, etnografii oraz fotograf-amator. Absolwent Wydziału Górniczego Akademii Górniczo-Hutniczej o specjalności przeróbka kopalin stałych; przez ponad 30 lat pracował w instytucjach naukowo-badawczych i zakładach górniczych związanych z górnictwem surowców chemicznych. Obecnie przebywa na emeryturze. Od 2008 pisze wspomnienia, opracowuje sagi rodzinne i dokumentuje budownictwo ludowe, stare budynki i ich detale, oraz krajobrazy na terenie Małopolski, które publikuje w Małopolskiej Bibliotece Cyfrowej.
–2 komentarze–
fajnie, że jest taki ktoś kto ocala od zapomnienia… tylko pytanie czy główny architekt Krakowa nie ma w tym zakresie nic do gadania, żeby ocalić to co piękne i zabytkowe? nie kojarzę, żeby protestował
Brawo i jeszcze raz oklaski przy podniesionej kurtynie . To właśnie sedno fotografii. bo ona potrafi ocalić . choćby tylko na elektronicznym nośniku