Gdyby zrealizowano przedwojenny plan rozwoju Krakowa, to Amsterdam by się chował
Obejrzałem właśnie profesor Monikę Bogdanowską opowiadającą o tym, jak Kraków wyglądałby gdyby w 1939 roku niemiecka okupacja nie przerwała jego rozwoju. I jest to ciekawe samo w sobie, ale najciekawsze jest jednak to, jak Monika Bogdanowska opowiada o staranności, z którą planowano miasta.
W 1937 roku – opowiada Pani Profesor – przygotowano plan dla Krakowa na kolejne 10 lat. I co w nim było? Starannie wyznaczone dzielnice, które planowano połączyć nie tylko nowymi liniami tramwajowymi, ale też zielenią. By zrobić to pierwsze wyrysowano plan linii tramwajowych, których nie zrealizowano… do dziś. Choć przynajmniej kilka z nich byłoby potrzebne. By zadbać o to drugie chciano zabezpieczyć cztery zielone kliny wchodzące w miasto, zapewniające dostęp do parków i przyjemne spacery.
W tym jeden zaplanowano z takim rozmachem, że uwzględniał okolice Ojcowa, do których miał prowadzić szeroki pas zieleni – wygodny choćby dla rowerzystów. I tego zresztą nie udało się w pełni zrobić do dziś.
Choć popyt jest ogromny.
Sport i rekreacja? Z drobiazgów na przykład kolejka linowa w Lasku Wolskim, która – także – przydałaby się i dziś. A z rzeczy ważnych 20 hektarów terenów rekreacyjnych w centrum. Co na nich? - Wielki stadion z trybunami. Mniejszy stadion do zawodów lekkoatletycznych. Specjalny kort tenisowy z amfiteatralnym otoczeniem do urządzenia zawodów – zimą również hokejowych. Kilkanaście boisk do koszykówki i do siatkówki. Liczne korty tenisowe. Ślizgawka. Pływalnia Będzie też zespół zewnętrznych basenów, basen sportowy, basen ogólnodostępny i małe brodziki dla dzieci – wylicza prof. Bogdanowska.
Generalnie plany były takie, że jakby je zrealizować, to miejscy aktywiści nie musieliby wzdychać do Amsterdamu o różne zielone nowinki. Nie musieliby, bo od dawna mieliby je już na miejscu. Tylko oczywiście zrobione w sposób bardziej przemyślany, niż te budowane teraz. Co też jest jakoś interesujące.
I jak się o tym pomyśli, to tym smutniej się robi, że nie potrafimy już myśleć z taką starannością i rozmachem. Więcej nawet. Niszczymy to, co wtedy zrobiono. Z planów z 1937 roku wielu rzeczy nie udało się zrealizować, ale przed wojną zaczęto budować obiekty rekreacyjne w okolicy Błoń. Jeszcze w późnym PRL i na początku III RP służył ludziom basen, służyło lekkoatletyczne boisko sportowe. Sam na nim trenowałem za dzieciaka. A co jest tam teraz?
Na miejscu basenu do skoków – parking. Obok niego zbudowany na dziwnym pozwoleniu niezbyt piękny hotel. A jeszcze obok rośnie całe śmierdzące patodeweloperką osiedle, które straszy i jest generalnie przeznaczone na najem krótkoterminowy.
Był więc w plamach sport i rekreacja. Były tramwaje. Była zieleń. A co z tego zrobiliśmy? Patodeweloperskie sypialnie dla pijanych turystów, korki i hajs dla kogoś. Nie wygląda mi to na postęp.