Zawodu nauczyła się sama. Od 35 lat dba o nowohuckie psy i koty!
Profesjonalne strzyżenie, modna fryzura, obcięte pazurki i … pocałunek w nos gratis! Taki kompleksowy zestaw profesjonalnych usług nabyć można w salonie SARA u pani Haliny Siekanowicz z Nowej Huty. To groomer – jeden z najdłużej działających salonów piękności dla psów w Krakowie.
Szukając informacji o salonach piękności dla psów wśród znajomych, którzy posiadają swoje pupile, wielokrotnie padało hasło Pani Halina z Nowej Huty. Jest Pani znana w tej branży.
Halina Siekanowicz: To zapewne dlatego, że byłam jednym z pierwszych groomerów w mieście.
“Przeprowadziłam się do Nowej Huty”
Czy to pasja od dziecka?
Można tak powiedzieć. Jako dziecko mieszkałam na Zwierzyńcu i tam wraz z mamą chodziłam do fryzjera. A tuż obok był punkt, gdzie obcinali pieski. To miejsce zniknęło już dawno z mapy Krakowa, ale zostało jako wyraźny obraz w mojej pamięci. Często myślami wracałam do tego miejsca, ponieważ jako dziecku bardzo podobało mi się co i jak te Panie robią z tymi zwierzakami. Przykładałam nos do szyby i przyglądałam się z zaciekawieniem.
Po latach przeprowadziłam się do Nowej Huty. Kupiliśmy pierwszego sznaucerka i miałam wówczas z tego powodu wielkie ambicje wystawowe. Nie było Internetu. Nie było, gdzie złapać wiedzy, jak tego psa przygotować do występu. Trochę można było podpatrzeć na wystawach, jak wyfryzowane są zwierzęta, podpytać podczas zawodów, ale to i tak ciągle było mało. Kupiłam wtedy pierwszą maszynkę.
Trymer z brzeszczota, co jest bardzo ważne, aby psa dobrze wyczesać. Brałam grzebyk, nożyczki i robiłam kontury fryzur, takie jak podpatrzyłam u innych piesków. Przygotowywałam swoją sunię sama. Zdobywała jakieś medale. Niekoniecznie te najwyższe, ale kierunek wystawowy mi się w ogóle nie spodobał. Czułam, że nie pasuję do tego środowiska. Czegoś innego oczekiwałam. A że o pieska sznaucerka trzeba było dbać, więc robiłam to sama w domu.
“Otworzyłam swoją działalność, a potem już samo poleciało dalej”
Trudno się nauczyć obcinania futrzaków?
Koleżanki zaczęły w końcu wypytywać, z czyich usług korzystam, że mój pupil tak elegancko zawsze wygląda. I tak to już pocztą pantoflową się rozeszło, że nie najgorzej obcinam pieski. Podobało mi się to, więc chciałam się troszkę jeszcze doszkolić i szukałam na to sposobu. Kursów było niewiele, a jak już coś znalazłam, to cena była za wysoka, więc nie pozostało nic innego jak próbować na własną rękę.
Łatwo nie było, bo nie miałam wówczas stołu. Sprzęt, chociażby podstawowy nie był tani, ale zaczęłam przyjmować psiaki znajomych, żeby się nauczyć. Koleżanki siadały. Trochę się plotkowało. Jakąś bombonierkę się zjadło. Wino wypiło. Pieski strzygło w międzyczasie. Oczywiście nieodpłatnie, bo traktowałam to jako naukę.
Po jakimś czasie koleżanka mnie zapytała, dlaczego ja na tym nie zarabiam. Skoro tak fajnie ci to wychodzi, ludzie do ciebie wracają, więc czemu nie zaczniesz robić czegoś co lubisz? – mówiła. Dało mi to do myślenia i zaczęłam się nad tym poważniej zastanawiać. Podjęcie decyzji trwało dłuższą chwilę, ale postanowiłam spróbować. Otworzyłam swoją działalność, a potem już samo poleciało dalej.
“Kocham tę pracę”
I tak już 40 lat
No trochę mniej – 35 (śmiech).
Kocham tę pracę. Kiedyś pracowałam po 12 godzin i robiłam to z wielką przyjemnością. Nie czułam nawet wielkiego zmęczenia. Psiaki przychodzą, buziaki mi dają, ludzie są sympatyczni, wdzięczni. To jest wspaniale środowisko. Przyjmuję 3 czy 4 pokolenie klientów. To jest takie moje wielkie zwycięstwo w tym wszystkim.
Przez te wszystkie lata ciągle przyjmuje Pani tutaj na osiedlu Centrum D2.
Tak, ale nie zawsze tylko tak było. Przez 15 lat miałam podpisaną umowę z lecznicą więc jeździłam do pracy do Myślenic. Później był kilkuletni epizod w Niepołomicach zaproponowany przez klienta, który korzystał z moich usług w domu. Miałam siły więc i tam jeździłam. Teraz ci ludzie przyjeżdżają do mnie do Nowej Huty. Nie wszyscy oczywiście, ale ci z którymi zżyłam się bardziej rodzinnie.
Był też okres, że mąż mnie przez chwilę strofował. Chodziło mu po głowie otwarcie takiego salonu prosto z ulicy, aby spróbować współpracować jeszcze z kimś z tej samej branży. Czyli duży salon na większą skalę. Nie zaryzykowałam, ponieważ firmuje swoim nazwiskiem wykonaną przez siebie pracę i oddaje jej całe serce. Obawiałam się, że nie trafię na odpowiednią osobę. Po latach nie żałuję.
Zabiegany człowiek, nerwowy zwierzak
Jakim klientem jest zwierzak?
Do psów i kotów trzeba mieć większą cierpliwość niż do ludzi i wiele zależy również od właściciela. Nawet mogę stwierdzić, że wszystko od niego zależy. Zdarza mi się wyjątkowo rzadko przyjmować ludzi tak po prostu na szybko z ulicy. Człowiek zabiegany, chce brzydko mówiąc, wrzucić psa na szybko na strzyżenie i lecieć dalej. Rozumiem, że komuś może się spieszyć, ale od razu to czuć i widać po zwierzaku, że jest taki zaniedbany, trochę zostawiony sam sobie. W pracy wyczuwa się to od razu.
Taki piesek jest na stole bardzo chaotyczny, nerwowy. Nie mam wtedy takiej więzi jak mam normalnie z moimi klientami, moimi pieskami. Strzygę najróżniejsze rasy teriery, yorki, szicu, sznaucery, bolończyki i z każdym pieskiem jest inaczej. Każdy ma inne usposobienie, inne potrzeby. Do każdego trzeba podejść indywidualnie. Miałam też pieski, które niestety nie były dobrze potraktowane w innych punktach.
Nie chcę się oczywiście wypowiadać ogólnie, bo to zawsze są pojedyncze przypadki, ale zdarza się, że pieski są źle traktowane. Odbierane przez właścicieli po godzinie czy dwóch muszą dochodzić do zdrowia przez kilka następnych dni. I do takich zwierzaków tez trzeba mieć odpowiednie podejście.
A koty?
Też są specyficznymi klientami. Jak wiemy, są charakterne i chodzą własnymi ścieżkami. Lubią, jak poświęca się im dużo uwagi. Przyjeżdżają do mnie takie kotki z Niepołomic. Dumne, nastroszone kładą się na plecach, wystawiają brzuchy do góry i patrzą na mnie. Wiem, że mówią wtedy, bo wyczytać to można z ich oczu: “No.… strzyż mnie”. Nie lubią tego i chcą mieć to już za sobą, ale wiedzą, że będzie im chłodniej i że to dla nich dobre. Po wszystkim schodzą po schodkach na podłogę, dumne, wyprostowane, rozglądają się dookoła, popatrzą na mnie zadowolone, potem myją się oczywiście same i wracają po trzech miesiącach.
Futerka mają troszkę mniej, więc im lżej. Też jest im przez to mniej gorąco i panie nie muszą już ich tak często wyczesywać. Wiedzą, że to wszystko dla ich dobra i urody. Miałam kiedyś taka śmieszną sytuację, że klient miał aż do mnie pretensje. Mówi mi. Pani Halinko to jak to jest? Ja tu siedzę już 30 min, a Pani nie zamieniła ze mną ani słowa. Cały czas rozmawia Pani z moim psem. Jak Pan wskoczy na stół, to nie ma sprawy, pogadamy. Będzie Pan wtedy moim klientem, odpowiedziałam. Zaczęliśmy się oczywiście śmiać.
Rekord to 30 minut
Jak wygląda cała procedura pielęgnacji psa?
Ja akurat piesków nie myję, mąż odradził mi to od samego początku. Moi klienci piorą swoje zwierzaki w domu. Mają dzięki temu czas, żeby pociechę dokładnie okapać, namydlić, umyć ząbki, uszy i przy okazji spędzić z nim ten czas w spokoju. Dla niejednego psa czy kota kąpiel jest czynnością stresującą. Nie wszystkie zwierzęta to lubią. Czas trwania strzyżenia jest różny i zależy od wielu aspektów, z jakim włosem mamy do czynienia, czy piesek jest wymagający, czy jest duży, czy może troszkę mniejszy.
No i przede wszystkim zależy od tego, po co do mnie przyszedł. Kiedyś dla przykładu spróbowałam zmierzyć sobie czas pracy przy mojej sznaucerce. Obcięcie włosków wraz z wyczyszczeniem uszu, obcięciem paznokci to około 30 mim. Traktuje to jako rekord. W normalnych warunkach wraz z dezynfekcją narzędzi to około godziny. Bywają też pieski, które wymagają więcej czasu. Niektóre trzeba pomiziać za uchem, dać buziaka w nos, pogłaskać, przytulić więc to wszystko wymaga czasu. Prędkość i szybkość to nie do tego zawodu. Zauważyłam też na swoim przykładzie, że czasem jak człowiek wstanie rano jakiś taki nabuzowany, całkowicie bez powodu, to te emocje przekładają się na kontakt ze zwierzęciem. Od razu jest to wyczuwalne. Zwierzę tę energię od razu ode mnie przejmuje, zaczyna się na stole kręcić, wiercić jest poddenerwowany tak jak ja. Człowiek musi być wówczas bardzo asertywny.
Czy jest jakiś element, którego Pani nie lubi w swojej pracy?
Nie lubię trymowania.
Co to znaczy?
No właśnie…. Kynolodzy twierdzą, że jest to zabieg zdrowy zarówno dla skóry, jak i dla włosa. Ja się z tym nie zgadzam. Uważam, że jest to zabieg bolesny, nieprzyjemny i niekoniecznie zawsze potrzeby. Jest to wyrywanie martwego włosa. Jeżeli nie muszę, to nie wykonuję tego zabiegu.
Zwierzę zazwyczaj cierpi. Są pieski do tego typu zabiegów przyzwyczajone i tutaj sprawa wygląda inaczej, ale są to rzadkie przypadki. Wykonuje się go specjalnym urządzaniem ze specjalnie przygotowanym do tego grzebieniem. Ciągnienie się po skórze pod włos, wyciągając cały pukiel waty. Tego zabiegu nie lubię, nie lubiłam nigdy.
Asortyment pracy ma Pani spory….
Oczywiście. Bez narzędzi w tym fachu to tak trochę, jak bez ręki.
Groomer. Ile kosztuje wyposażenie?
Czy są to drogie rzeczy?
Dobre nożyczki to koszt około 300 złotych, oczywiście trzeba mieć kilka sztuk. Jedna końcówka do maszynki to około 150 zł, kosmetyki do rozplątywania futerka, szampony, grzebyki.
Ja używam ekologicznych preparatów. Szampon mamy po 40 złotych, pasty do zębów sensodyczne albo w wersji w proszku też kosztują, ale to są bardzo potrzebne rzeczy. I nie wyobrażam sobie pracować bez nich. Stawiam na rzeczy sprawdzone, zdrowe. Dlatego w tej materii nie ma mowy o oszczędzaniu.
Osobiście jako właściciel dużą wagę przywiązuję do higieny jamy ustnej i do higieny uszu. Pies też cierpi z bólu, ale nam tego często nie powie. A jak będziemy o to dbać systematycznie, to nie będzie takich problemów. Dlatego mój 12-letni pies zęby ma jak szczeniak.
Jak często powinniśmy myć zęby psu?
Im częściej, tym lepiej. Klientom doradzam chociażby, raz albo dwa razy w tygodniu.
Będę pracować, dopóki będę mogła
Gwarancja sukcesu tkwi ….
Sukcesem dla mnie jest spełnienie zawodowe, ale ja jeszcze niczego nie kończę, nigdzie się nie wybieram. Klienci by mi jeszcze nie pozwolili.
Musiałam mieć jakiś czas temu zabieg na nadgarstek, więc znając specyfikę pracy, zaplanowałam go na okres zimowy, kiedy jest najmniej pracy. Poinformowałam, oczywiście wszystkich kogo należało. Starałam się tak poumawiać klientów, aby nikt nie ucierpiał. Na dwa miesiące zaplanowałam sobie rekonwalescencję, bo tak też nakazał mi lekarz. Ale dla klientów to było niezrozumiałe. Ale dlaczego, po co i w ogóle najlepiej nie rób żadnego zabiegu. Po prostu muszę być i już.
Zabieg się oczywiście odbył, klienci przeczekali. A tak naprawdę to ja muszę pracować. Nie byłoby to dobre dla mojej psychiki. Daje mi ta praca wiele satysfakcji i radości z codzienności. Mam wspaniałych klientów, przyjmuje wspaniałe zwierzęta. No i przede wszystkim mąż by na tym bardzo ucierpiał, kłóciłabym się z nim na pewno, bo gdzieś ta frustracja musiałaby zostać spożytkowana (śmiech). Kocham swoją pracę, kocham ją wykonywać i będę tak długo pracować, dopóty będę mogła i dopóki zdrowie na to pozwoli.
“Kocham zwierzęta”
Może pani spokojnie powiedzieć, że jest osobą spełnioną.
Zdecydowanie tak. Nigdy w życiu nie chciałabym robić nic innego. Kiedyś jako młoda dziewczyna myślałam o zawodzie weterynarza. Jak zaczęłam pracę z moimi super dziewczynami w lecznicy w Myślenicach, to się tyle opatrzyłam na te biedne chore zwierzaki, że serce mi pękało. Weterynarze wykonywali tam cudowną pracę, pomagali, opatrywali rany, uśmierzali ból, ale na pewno nie jest to dziedzina dla mnie. Ja kocham zwierzęta i chcę pracować blisko nich, ale w bardziej przyjemnych okolicznościach. Pomagam w schroniskach, udzielam się na festynach dla zwierząt, więc cały czas życie moje kreci się wokół zwierząt, zresztą nie tylko moje, bo i całej mojej rodziny. Po tylu lach jestem skłonna przyznać i wiem, że może zabrzmieć to dziwnie, że skora jestem bardziej do pomocy zwierzęciu niż człowiekowi. Chodzi o to, że człowiek się upomni, człowiekowi ktoś pomoże, ktoś się nim zaopiekuje a zwierzakiem niekoniecznie.
A plany na przyszłość, marzenia?
Na razie spełniam swoje największe, wykonuję pracę, którą uwielbiam. Kocham zwierzęta i czas spędzony z nimi. Nie jestem osobą bardzo wymagającą, dlatego cieszę się z tego, co mam.
***
Czytaj też o tym, jak zostać fryzjerem dla futrzaków. O tym, czym chleb rzemieślniczy różni się od takiego z sieciówki i jak poznać “wyrób chlebopodobny”. O pilocie i wykładowcy, którzy zaczęli naprawiać rowery. O tym jak na dachu bloku zrobić elektrownię słoneczną oraz warsztacie rowerowym, w którym osoby bezdomne doprowadzają do porządku nawet te rowery, na których inni postawili już kreskę.