Hybrydowe lenistwo
Jak dobrze wiecie, w Krakowie nie da się wielu rzeczy. Jednak kiedy chodzi o komfort i wygodę radnych, da się wszystko. W RMF MAXXX można było usłyszeć ostatnio o kolejnej oryginalnej inwencji RMK – hybrydowym bloku głosowań.
Pamiętacie zapewne, jak w okolicy wyborów presja społeczna wymusiła, by radni zrezygnowali z tzw. bloku głosowań. Metody, która pozwalała na to, żeby na sesjach praktycznie nie być, udziału w debatach nie brać, a dietę pobierać. Wszystko, co trzeba było zrobić, to zjawić się pod sam koniec sesji (te odbywają się dwa razy w miesiącu), kiedy zbiorczo głosowano wszystko, co pojawiło się w porządku obrad i zaznaczyć “obecny”. Rozwiązanie było oryginalnym krakowskim wynalazkiem, bo żadne inne duże polskie miasto go nie stosuje, a efekty, jakie udało się z jego pomocą osiągnąć, możecie zobaczyć na nagraniu Fundacji Stańczyka.
[ot-video type=”youtube” url=”https://www.youtube.com/watch?v=ADeAGpQnaYI”]
Minęło kilka miesięcy od wyborów i kilka bez bloku głosowań. Radni już się zmęczyli. Wiadomo: dieta nie służy ciężkiej pracy, a właściwie to wygląda, że w ogóle jej nie służy.
W związku ze zmęczeniem pojawił się nowy pomysł. Tym – jak doniósł Przemek Błaszczyk z RMF MAXXX – ma być „hybrydowy blok głosowań”. Polegać ma to na tym, że radni będą wybierać głosowania ważniejsze i te będą się toczyć rytmem normalnym oraz mniej ważne, które trafią do bloku. Powodem jest podobno to, że nam mieszkańcom miasta ma być dzięki temu wygodniej. Mnie wydaje się jednak, że wygodniej będzie przede wszystkim radnym. Zwłaszcza tym, którzy lubią brylować w mediach, ale pracować lubią nieco mniej.
Zobaczcie zresztą sami. Sprawy medialne i przykuwające uwagę – tych jest stosunkowo niewiele – będą wybierane na sam początek obrad. Wtedy taki łasy na telewizyjne występy radny pojawi się na sali, udzieli kilku wywiadów, sprawi wrażenie człowieka zapracowanego i żyjącego miastem, a nie z miasta, itd., itp., i… będzie mógł sobie iść. Pojawi się wtedy, kiedy to konieczne, by nacisnąć guzik i pobrać dietę.Kiedy będzie chodzić o prace mniej efektowne, ale często równie ważne albo nawet ważniejsze, to sala będzie wyglądać jak na filmie Stańczyka.
Sprawę trzeba jeszcze wpisać w odpowiedni kontekst, który pozwoli bardziej docenić hybrydowe lenistwo krakowskich radnych.
Chodzi o dwie sesje w miesiącu, które ostatnio trwają po około pięć, sześć godzin, a jak spraw jest szczególnie dużo to po osiem, dziewięć.
Za to i ewentualny udział w komisjach, tego też nie ma za wiele, radni dostają co miesiąc przeciętnie w okolicach 2650 złotych. Teraz warto się zastanowić, czy to pieniędzy jest za mało, czy może pracy za dużo? Innego wyjścia przecież nie ma. Ja skłaniam się do odpowiedzi pierwszej, bo ponad 40 radnych nie powinno mieć problemów z udźwignięciem spraw niespełna milionowego miasta. Zwłaszcza, gdy popatrzeć na to, że niemal czteromilionowe Los Angeles ma radnych 15, Greater London (ponad 8 mln) – 25, a podobne rozmiarem do Krakowa Vancouver – 10.
Patrząc na te liczby, to można pomyśleć, że Kraków powinien być miastem, gdzie radni żyją najbliżej ludzi i najlepiej znają ich sprawy. A nie jest. Dlaczego? Być może – tym którzy jeszcze nie czytali – nieco światła rzuci na to moja i Grześka rozmowa z jednym z byłych radnych Maciejem Twarogiem, który trochę opowiedział nam o kulisach pracy RMK. A jest to w końcu facet, który swoje miasto kocha na tyle, że potrafi bez diety nie tylko wysiedzieć parę godzin na wygodnym stołku, ale też poświęcić sobotę na to, żeby posprzątać po sąsiadach.
–1 Komentarz–
[…] Hybrydowe lenistwo […]