Igrzyska zatopią PO i Majchrowskiego?
Obserwując cały proces informowania obywateli o planach organizacji zimowych igrzysk olimpijskich w Krakowie, trudno nie odnieść wrażenie, że ktoś próbował zrobić z nas tak zwanego „tata wariata”. Dobrze, że się nie daliśmy. Co więcej – organizatorzy igrzysk chowają teraz głowę w egipski piasek.
Skąd większość mieszkańców Krakowa dowiedziała się o tym, że ich miasto stara się o organizację wielkiej sportowej imprezy? Z telewizji. Nie było żadnych konsultacji społecznych. Po prostu na antenie największych polskich kanałów informacyjnych pojawiła się posłanka Jagna Marczułajtis, prezydent Jacek Majchrowski i ministra sportu Joanna Mucha.
– Robimy olimpiadę! – zakomunikowali i z uśmiechem pozowali do kamer i aparatów.
Pani posłanka Marczułajtis została sprowadzona na ziemię – w przenośni i dosłownie – na lotnisku w Balicach, gdzie po jej przylocie z warszawkiej pokazówki umówiliśmy się na rozmowę. – Czy to eleganckie, aby wydawać pieniądze swoich wyborców nie pytając ich o zdanie? – Pani poseł spodziewała się prawdopodobnie innych pytań. Np. o to ile zyskamy w czasie igrzysk jaki skok cywilizacyjny nas czeka i ile kilometrów dróg i autostrad powstanie na fali euforii olimpijskiej. Takie pytania nie padły, starałem się za to dowiedzieć dlaczego tak ważną decyzję (szczególnie z punktu widzenia miejskiego budżetu) podejmuje się niemal w tajemnicy przed ludźmi. – Nie ma się nad czym zastanawiać – odpowiedziała mi pani poseł, nie wiedząc zapewne, że nie jestem jedynym, który ma wątpliwości.
Kolejna olimpijska indoktrynacja miała miejsce w Urzędzie Miasta Krakowa. Tam w roli szamanów wystąpili urzędnicy pobierający pensje z naszych podatków. Przedstawili oni sondaż, który pokazał, że większość krakowian chce igrzysk. – A czy w czasie sondażu powiedzieliście ludziom ile milionów złotych weźmiecie z ich podatków na tę imprezę? – zapytałem panią wiceprezydent Magdalenę Srokę, która z uśmiechem na twarzy odpowiedziała, że nie. Na tej samej konferencji była również pani poseł Marczułajtis. Na pytania dziennikarzy o konsultacje społeczne odparła, że zawsze i wszędzie jest gotowa do dyskusji na ten temat. Dodała także, że wciąż nie wiadomo jaki będzie całkowity budżet przygotowania aplikacji. Szkoda, że najważniejszą kwestie zostawiono na sam koniec.
Myślano pewnie, że ciemny lud wszystko kupi. Okazało się, że może kupić wiele, ale sztuczny śnieg to już trochę za dużo.
Szydło wyszło z worka w zeszły poniedziałek, kiedy to zorganizowano pierwszą debatę publiczną na temat organizacji igrzysk. Zaproszeni na nią przedstawiciele Urzędu Miasta oraz Jagna Marczułajtis po prostu nie przyszli.
[ca_audio url_mp3=”http://krowoderska.pl/wp-content/uploads/2013/12/jagna.mp3″ url_ogg=”OGGURL” css_class=”codeart-google-mp3-player” autoplay=”false” download=”false” html5=”false”]
Ucieczka w podskokach przed dyskusją oznacza jedno – mydlenie oczu dobiegło końca. Nie udało się sprzedać obywatelom igrzysk, choć próbowano to zrobić w stylu, w którym konkwistadorzy sprzedawali kolorowe szkiełka indianom. Kampania wyborcza o nazwie „organizujemy wielką imprezę sportową” zakończyła się wielką klapą. Podejrzewam, że politycy PO wraz z ludźmi Jacka Majchrowskiego, widzieli w tym przedsięwzięciu swoją reelekcje w nachodzących wyborach samorządowych.
Wielkie szykowanie igrzysk miało być prawdopodobnie kampanią wyborczą za nasze pieniądze, a nasze głosy miały dać stołki.Plan się nie powiódł, bo grupa kilku osób zaczęła zadawać pytania. Im bardziej aroganckie były odpowiedzi organizatorów, tym więcej ludzi się do nich przyłączało. I tu wcale nie chodzi o same igrzyska.
Chodzi o styl, a raczej brak stylu polityków, którzy potraktowali swoich wyborców jak dzieci.
A ucieczka przed debatą? To naprawdę niesportowe zachowanie.
–0 Komentarz–