Ile miasto zarobi na dzieciach, sprzedając bilety? Pierwsza odpowiedź: “Pomidor”
W Gazecie Krakowskiej pojawiła się niedawno informacja o tym, że krakowski zarząd zieleni zaczął pobierać opłaty od dzieci, które korzystają z zajęć w Centrum Edukacji Ekologicznej Symbioza. Bilety kosztują 10 złotych od zajęć, a kiedy np. wycieczka szkolna kupuje “pakiet” zwiedzania, warsztatów i spaceru, to trzeba – tłumaczą cytowani w tekście przedstawiciele urzędu – zapłacić 20 złotych “od dziecka”.
Bilety to nowa sprawa, bo dotąd za korzystanie z oferty Symbiozy, która mieści się w Lasku Wolskim, nie trzeba było płacić. Także plan pierwotnych pomysłodawców wykorzystania Pawilonu Okocimskiego na centrum kształcenia o ekologii zakładał, że zajęcia w nim będą dla dzieci bezpłatne. (O ich pomyśle pisaliśmy już w 2016 roku: Ocalmy Pawilon Okocimski. Modernistyczna ruina znów może być wizytówką Krakowa.)
Zaciekawiłem się na tyle, że wysłałem do zarządu zieleni pytania, w których poprosiłem o wyliczenie, ile miasto zarobi na sprzedawaniu biletów dla dzieci. Rzecz wydała mi się tym bardziej interesująca, że mówimy tutaj o jednostce miejskiej, która za 200 tysięcy złotych kupiła motorówkę. Ale też np. za 2200 złotych miesięcznie zleciła otwieranie i zamykanie bramki, kupiła sobie telefony po 3600 złotych za sztukę, a także wydała blisko pół miliona złotych na ustawienie ponad 100 koszy w parku Reduta.
Zarząd na pytanie i prośbę o komentarz postanowił odpowiedzieć “pomidor”. I zrobił to, moim zdaniem, w stylu iście kabaretowym. Przeciwko grzecznemu pytaniu prasowemu wyciągając działa ciężkie, bo kafkowskie.
Uzasadnienie, dlaczego nie można powiedzieć, ile planuje się zarobić na dzieciach, sprzedając im bilety (a także, czy nie lepiej było w takim razie zostawić projekt autorom pierwotnego pomysłu), zajęło dwie strony.
I to w najcięższej urzędowej polszczyźnie, która zaimponowała nam na tyle, że trzeba ją pokazać:
Co ciekawe na ustawę o dostępie do informacji publicznej powołano się tutaj, by nie odpowiedzieć na proste pytanie prasowe oraz prośbę o komentarz, który pozwoliłby krakowianom lepiej zrozumieć sytuację.
O wyjaśnienia poprosiłem więc raz jeszcze, podkreślając, że chodzi o przedstawienie sprawy czytelnikom Krówki.
Pomogło.
Miasto liczy na przychód w wysokości 15 tysięcy złotych miesięcznie.
***
Zapytaliśmy także, czy pismo – jak można by wnioskować ze stylu – zostało przygotowane z zaangażowaniem współpracujących z urzędem prawników. I jeżeli tak, to w ramach której z zawartych umów.
Zrobiliśmy to, bo zarząd zieleni na zewnętrzne wsparcie prawne wydaje pokaźne kwoty.
Na informacje o tym, czy Wasze pieniądze przeznaczono na stworzenia pisma w kafkowskim stylu, trzeba poczekać.
Fot. Kristina Paukshtite/Pexels.