Jak zostałem kobietą po czterdziestce
Dużo się ostatnio mówi o sondażach. To też opowiem.
Opowiem jak zostałem kobietą 40+. Było to lat temu kilka. Do drzwi zapukał miły człowiek z kubkiem w ręce. Kubek miał logo, ale nazwy nie powiem, bo miłosierdzie zabrania.
Miły człowiek z kubkiem zapytał: Czy mieszka tu Anna Borejza? Odpowiedziałem, że nie mieszka.
– Ale jest tu zameldowana – nalegał.
– Nie jest. Była. Dawno temu.
– Cholera. To ja normy nie wyrobię. A pan by nie odpowiedział na kilka pytań w sondażu? Kubek jest.
– Mogę, ale co za sondaż?
– O tym jak na rynku pracy radzi pan sobie jako kobieta po 40-tce.
– Ale ja jestem mężczyzną przed 30-tką i na rynku pracy sobie nie radzę. To co ja wiem?
– Wczuje się pan w matkę, bo to pana matka, prawda? Niechże się pan wczuje, bo ja normy nie wyrobię.
No to się wczułem, bo co można było zrobić innego. Trzeba ludziom pomagać.
Tak zostałem kobietą po czterdziestce.
Dziwne? Podobno.
Ale niekoniecznie, bo oprócz zwyczajnej metodologii badań społecznych, jest jeszcze metodologia sufitowa. Powie wam o tym każdy student socjologii.
A na czym polega taka metodologia? Na tym, że patrzy się w sufit i myśli, jakby ta kobieta po czterdziestce odpowiedziała. Albo – podkreślam z całą mocą, że jest to sytuacja całkowicie hipotetyczna i wszelkie podobieństwo do rzeczywistości jest czysto przypadkowe – w sufit patrzy student z Zakopanego (lub innej Warszawy) i duma:
Co też tam w tym grodzie Kraka sobie ludzie myślą?
–0 Komentarz–