Jerzy Miller przeciw piękniejszemu światu
Gdyby dygnitarze umieli kalkulować tak pragmatycznie i sprawnie jak się tym chwalą, daliby Zielonemu Dołowi spokój. Zamknięcie go przyniesie tylko nieszczęścia.
Pani Dorota ma 60 lat, w Hotelu u Pana Cogito pracuje od 10. Choroba wymaga od niej żeby się pilnować – dbać o samodyscyplinę w lekach i na siebie uważać. Dzięki pracy pani Dorota radzi sobie całkiem dobrze.
Choroby takie jak ta powodują, że ludzie odlatują w psychozy, czym – mówi pani Dorota – na ogół wzbudzają w otoczeniu odruchy dezaprobaty. Większość chorujących zamyka się w domu, wchodzi pod koc i nie wystawia nosa na zewnątrz. Pani Dorota ma dużo znajomych, którzy nie wychodzą z domu. Ich mieszkania wyglądają jak składowiska śmieci. Ich rodziny nie mogą sobie z nimi poradzić (pani Dorocie zarzucano np. stopniowe popadanie w dziwactwa, a także niedbalstwo i lenistwo).
Ich pustoszejące życie zaczyna krążyć wokół szpitala, w którym w końcu każdy ląduje, MOPSu i narastających objawów (np. pani Dorota uciekła kiedyś z domu do Francji, szukali jej, a ona dojechała do Tarnowskich Gór, nawet nie wie jak to się stało, że tam wysiadła). Pani Dorota mówi, że ludzie chorujący psychicznie a pozostawieni bez wsparcia takiego jak Zielony Dół są prawdziwym ciężarem dla swoich rodzin i społeczeństwa.
Niektórzy otrzymują jakiś zasiłek lub rentę i opiekuna z MOPS. Pani Dorota ma koleżankę, która nie mogła poradzić sobie z presją opiekunki – ta groziła jej, że jeśli „nie weźmie się za siebie” – nie zacznie sprzątać w mieszkaniu i dbać o higienę – to koleżankę zamkną. Opierała się jakiś czas, aż zamknęli ją naprawdę. Pani Dorota też była w szpitalu. Dwa razy. Za każdym razem trafiała tam na skraju zaniedbania. Jak mówi, schodziła „na margines społeczny”.
Pani Dorota mówi, że czasy są wstrętne, bo wszystko krąży wokół pieniądza (jej córki startują teraz w dorosłe życie, Pani Dorota pyta retorycznie „z czym?”, więc potrafi sobie wyobrazić jak to jest być młodym w kapitalizmie). Ale przyjmując nawet taką optykę, że forsa liczy się najbardziej, tym gorsza dla wszystkich jest decyzja o zamknięciu Zielonego Dołu. Siedemnaście osób może nie znaleźć żadnej innej pracy i powrócić do sytuacji, w którym zdani są na łaskę innych ludzi oraz niedobitków instytucji opieki społecznej.
Pracownicy „Zielonego Dołu” nie mogą stracić pewności jutra, uważa pani Dorota. Jeden dygnitarz nie może, ot tak, dwudziestu osobom odebrać całego życia.
Pani Dorota w Hotelu u Pana Cogito zaczęła zarabiać uczciwe pieniądze. Sama. Wyłącznie za swoją pracę. Nie zasiłek czy rentę, tylko pieniądze z pracy, do której trzeba rano wstać (z tym akurat nie było aż tak wielkiego problemu bo pani Dorota była harcerką, więc łatwo przyzwyczaja się do dyscypliny), w której trzeba dogadywać się z innymi ludźmi, dzielić się obowiązkami, odpowiadać za siebie i wspierać się.
Mama i mąż znowu zaczęli się do niej uśmiechać. Mama powiedziała „teraz już nie jesteś ciężarem”.
Pani Dorota mówi, że terapeuci prowadzą ich za rękę. Np. wczoraj poszła pogadać z panią wicedyrektor domu. Pani Dorocie było po prostu smutno, mniejsza o szczegóły. Wicedyrektorka tak ją podbudowała, że pani Dorota „zupełnie inaczej spojrzała na ten dzień”. Terapeuci z Cogito – mówi pani Dorota – prowadzą ich jakby mówili „chodź, tutaj jest piękniejszy świat”.
Ten „piękniejszy świat” to jedyny ratunek dla wielu ludzi.
Tutaj można podpisać PETYCJĘ do Jerzego Millera.
TUTAJ przeczytać więcej o “Zielonym Dole” i tym, że Jerzy Miller go wyrzuca.
A tu polubić fanpejdż akcji Ratujemy “Zielony Dół”:
–1 Komentarz–
[…] Michał Radziechowski i „Jerzy Miller przeciw piękniejszemu światu”. […]