Już 64 proc. powierzchni Krakowa to tereny zielone!
Na oficjalnym fanpejdżu miasta pojawiła się ostatnio informacja, że 64 proc. powierzchni Krakowa to tereny zielone. Zdziwiłem się, bo dwa miesiące temu prezydent Jacek Majchrowski informował w czasie orędzia, że “zaledwie” 52 proc. powierzchni Krakowa jest zielona. Ale też ucieszyłem, bo jeżeli zieleni nadal będzie przybywać w takim tempie, to już niedługo ponad 100 proc. powierzchni miasta pokryje bujna zieleń.
Będzie to wynik godny Zielonej Stolicy Europy.
Jednak tym, co było w tej informacji najciekawsze, nie jest statystyka. Ciekawsze jest to, na jaką zieleń urzędnicy zwracali przy tej okazji uwagę. Dzięki temu można się było dowiedzieć, że Kraków jest miastem zielonym, bo nie zabudowano jeszcze pół uprawnych wokół Nowej Huty i na przykład w Wadowie jest jeszcze bardzo przyjemnie.
To wydaje mi się pokazywać, że w urzędzie nie za bardzo rozumieją, co się w mieście dzieje i o co chodzi mieszkańcom, którzy narzekają na wszechobecną “betonozę”. Przygotowałem więc krótką instrukcję obrazkową, która powinna pozwolić zrozumieć to każdemu. Nawet tym, którzy stanowisko zawdzięczają partii-matce.
Ponieważ do zieleni w Wadowie mam trochę daleko, po odpowiednie zdjęcie pojechałem do Mydlnik. W tych od kilku lat działa stacja kolejki aglomeracyjnej, dzięki której do Rynku można dojechać w jakieś 10 minut. Między innymi dlatego, że do centrum jest stamtąd sześć kilometrów. Obok mieszkałoby się więc całkiem wygodnie.
Stacja jest jednak otoczona nie przez wygodne i dobrze zaplanowane osiedla, ale przez orne pola:
Jak widać miejsca na dobrze zaplanowane osiedle mieszkaniowe jest tam dość. Osiedla jednak nie ma. Zamiast tego mieszkania buduje się bowiem tam, gdzie już są. O ile tylko miejsca wystarcza, by miasto dało na to pozwolenie.
Tak jak dało go na aparthotel dla turystów, który postawiono na podwórku przy ulicy Krowoderskiej.
Z informacji, którą opublikował miejski portal oraz dyskusji, która się w związku z nią wywiązała, wynika, że obecny stan jest dla władz Krakowa powodem do dumy. Dziwi mnie to bardzo. Miasto przecież musi się rozwijać. Nowe mieszkania są potrzebne. Tymczasem mamy sytuację, w której “dogęszcza” się każdą wolną działkę tam, gdzie już jest ciasno, a dobrze skomunikowane i nadające się na sensowne osiedla tereny, zajmują pola orne.
To powoduje, że buduje się mniej niż by się dało, za metr trzeba płacić dużo więcej, niż gdyby miasto rozwijało się planowo, a do tego wszystko odbywa się dużym kosztem społecznym. Znika wszak nie tylko zieleń, ale też – patrz wyżej – widok z okna.
Jak więc powinno być, by było się czym chwalić?
W mieście, w którym brakuje mieszkań i ludzie narzekają na irytujące dogęszczanie, a jednocześnie władze realizują jakikolwiek spójny plan rozwoju, pola orne obok których jest stacja kolejki miejskiej, wyglądałyby tak:
A na tym podwórku na Krowoderskiej nadal rosłyby wszystkie drzewa.