Krzywak się dusi
Uwaga! Uwaga! Alarm na terenie całego miasta! Lada dzień rozpocznie się sezon grzewczy, a wraz z nim z kominów jednorodzinnych domków w postaci dymu wyleci kilka salonów meblowych. Do tego dojdzie kilkaset ton śmieci, opony i Bóg jeden wie co jeszcze. Spalona sklejka, dykta i inny paździerz osiądzie wkrótce w moich płucach i zmieni się w smolną breje, która przy dobrych wiatrach spowoduje raka dopiero za kilkadziesiąt lat. Już nosem wyobraźni czuje ten słodkawo-duszący zapach, który uniesie się nad Krakowem pierwszej zimnej nocy. Dziękuje wam sąsiedzi za broń chemiczną z waszych pieców. Jedyne pocieszenie jest takie, że moi kaci umrą razem ze mną. Pomimo tego, że ci ludzie mają w sobie jakieś dziwne przekonanie, że to co wyleci przez ich komin już nigdy do nich nie wróci. Naiwniacy…
Mój znajomy odziedziczył kiedyś po babci mieszkanie. Dwupokojowe w czteropiętrowym bloku – typowa „babcina klitka”. Wystrój pamiętający czasy głębokiego PRL-u – typowa meblościanka oparta na jednej ze ścian z dziurą na telewizor, barkiem i kryształami. Na ścianie kilimy, na podłodze podrabiane tureckie dywany i mnóstwo bibelotów, za które właściciel Muzeum PRL z pewnością zapłaciłby niemałe pieniądze. Kolega chciał zrobić remont generalny w swoim nowym mieszkaniu, ale wynoszenie wszystkiego z pokoi przerażało go. – Znam taką ekipę, która ci to wywiezie za flaszkę – poradził mu ktoś życzliwy i dał numer telefonu.
Ekipa przyjechała. Dwóch chłopaków w furgonetce. Weszli do mieszkania i uśmiechnęli się od ucha do ucha. – Wszystko wynosimy?- zapytali. – Wszystko, wszystko – odpowiedział kolega. Ekipa podkasała rękawy i wzięła się za wynoszenie. Meblościanka, szafki, blaty, stoły, krzesła – to poszło w pierwszej kolejności. Potem przyszła kolej na dywany, obrazy i książki. Bardzo niechętnie wynosili jednak szkło i inne niepalne przedmioty. Wyrzucali je od razu na śmietnik (oczywiście poza metalami, które można spieniężyć w skupie).
Zacząłem się zastanawiać jaki ci goście mają interes w tej usłudze? Dostają butelkę wódki, która co najwyżej pokryje koszty paliwa w ich samochodzie. Postanowiliśmy z kolegą kupić więc drugą flaszkę i przy jej pomocy pociągnąć chłopaków za język.
Co się okazało? Całe wyposażenie mieszkania mojego kolegi było skazane na spalenie w piecu!!! –Mieszkamy pod Krakowem. U nas palenie czym popadnie to miejscowa tradycja. Opróżnianie mieszkania to najlepsza okazja – tymi meblami będziemy grzać przez tydzień. Część z nich nawet sprzedamy. Za drewno można dostać najwięcej – zachwycał się jeden z chłopaków, opijając sukces wódeczką. Przełknąłem z trudem ślinę. Uświadomiłem sobie, że te wszystkie dykty, lakierowane deski i dywany z mieszkania mojego kolegi wkrótce wrócą do naszych płuc. Jeszcze bardziej zszokowany byłem tym, że dla tych dwóch chłopaków był to prawdziwy dar od losu oraz szansa na zarobek i oszczędność.
W ten właśnie sposób wypiłem wódkę z moimi katami – piliśmy, o ironio, za nasze zdrowie. Tak było kilka lat temu. Teraz zapewne także szykują się do sezonu grzewczego.
–3 komentarze–
co za bzdura! kto w krakowie pali smieciami? na wioskach owszem, ale w krakowie zaraz by ktos zglosil strazy miejskiej
Przejdź się w sezonie grzewczym po okolicach Lea/Zarzecze, a przekonasz się, że nie bzdura. Palą śmieciami aż (nie)miło.
To nie jest bzdura! Mój sąsiad z klatki w kamienicy wielorodzinnej pali śmieciami których smród czuję w swoim mieszkaniu. Straż miejska przyjeżdżała wielokrotnie a pan sąsiad pali nie tylko śmieci ale też głupa więc panowie ze straży odjeżdżają i tyle. Czy mieszkam na wsi? Raczej nie. Przecznica od ul. Lea :/