Mariusz Waszkiewicz: Słowo deweloper to dziś synonim diabła wcielonego
AŚ: Jednym z obszarów Waszej działalności jest udział w różnych postępowaniach administracyjnych, w tym o wydanie decyzji dotyczącej warunków zabudowy. Na jakiej zasadzie wybieracie sprawy, w których uczestniczycie? Czy pomagacie wszystkim, którzy się do Was zgłaszają?
MW: Nie pomagamy wszystkim. Pomagamy w kwestiach związanych z naszym statutem, czyli przede wszystkim ochroną przyrody, ochroną krajobrazu i środowiska. Nie włączamy się w działania typowo komercyjne. Zdarza się, że przychodzą do nas ludzie, którzy mówią, że mają taką zieloną działeczkę, chcieliby ją przekwalifikować na teren budowlany i chcą nas zatrudnić. W tego typu działaniach nigdy nie pomagamy, ponieważ jest to niezgodne z naszym statutem. Przede wszystkim interesują nas tereny cenne przyrodniczo. Kiedyś pomagaliśmy w sytuacjach, gdy ktoś chciał zbudować stację benzynową koło bloku, ale teraz raczej staramy się w tego typu rzeczy nie wchodzić, przede wszystkim dlatego, że nie mamy takich możliwości kadrowych. Tego typu konfliktów jest mnóstwo. Zwracają się do nas ludzie nie tylko z Krakowa, zdarzały nam się prośby z Warszawy czy ze Szczecina, ale w ogóle nie podejmujemy się takich interwencji. Możemy coś ewentualnie podpowiedzieć, ale na tym koniec, nas po prostu na to nie stać.
AŚ: Projektant „szkieletora” w debacie publicznej stwierdził kiedyś, że jesteś „szkodnikiem, a szkodników zawsze się tępi”. Jaka jest rola działaczy ekologicznych w takim mieście jak Kraków?
MW: Kto jest szkodnikiem to kwestia oceny. Ja twierdzę, że największymi szkodnikami są deweloperzy i mówię to od lat.
Nie znam w chwili obecnej słowa bardziej obraźliwego niż „deweloper”. Jest to dziś synonim diabła wcielonego. W Polsce nie ma deweloperów, w Polsce są spekulanci gruntami.
Można na palcach jednej ręki policzyć rzetelnych deweloperów, którzy kierują się zdrowym rozsądkiem i literą prawa oraz rzetelnie wywiązują się z tego, co deklarują. W zeszłym tygodniu rozmawiałem z jednym z większych deweloperów, który się zastanawiał, jak możemy współpracować. Powiedziałem wprost, że trudno mi w tej chwili wyobrazić sobie rzetelną współpracę z deweloperami, dlatego że po prostu nie respektują zawartych czy to pisemnie, czy ustnie umów i deklaracji. To nie są gentelmeni. Przykładem jest chociażby nieszczęsna „PLAZA”, gdzie, pewne rzeczy zostały uzgodnione, a potem za naszymi plecami trzykrotnie został zmieniony projekt zieleni. Praktycznie są to rzeczy nieegzekwowalne.
Nie jest tak, że my się zawsze sprzeciwiamy. Czasami jako strona w postępowaniu nie widzimy specjalnie powodu, żeby się spierać i wtedy w ogóle nie wnosimy żadnych uwag i odwołań. Są natomiast sytuacje, gdzie absolutnie nie widzimy żadnej możliwości realizacji inwestycji, bo deweloper wchodzi np. w teren bardzo cenny przyrodniczo. Są też takie sytuacje, w których mówimy, że są możliwości realizacji, ale trzeba by spełnić określone warunki. Ale tu się właśnie rodzi problem, bo deweloper mówi że oczywiście się na wszystko zgadza, tylko potem tych uzgodnień nie dotrzymuje. To jest cały problem.
Chyba w zeszłym roku zrobiliśmy taki numer, że dyskutowaliśmy twardo z deweloperem w sytuacji, gdzie nie mieliśmy nic przeciwko temu, żeby on budował apartamentowce, natomiast stwierdziliśmy, że potrzebne jest spełnienie pewnych warunków w postaci opracowania sensownego projektu zieleni, który byłby realizowany. Zlecili przygotowanie projektu zieleni, który był bardzo fajny, ale zapytałem jaką mamy gwarancję, że wy ten projekt zieleni zrealizujecie? No i stanęło na tym, że podpisaliśmy umowę, gdzie została zawarta kara za niezrealizowanie tego konkretnego projektu zieleni. Żeby deweloper nie kombinował, że bardziej opłacać mu się będzie zapłacić nam karę niż realizować projekt zieleni, w umowie zapisaliśmy karę w wysokości miliona złotych. No i w tym momencie jestem przekonany, że oni tę inwestycję zrobią i zrobią ten projekt zieleni, bo nie będzie im się najnormalniej w świecie opłacało zapłacić takiej kary. Gdybyśmy chcieli wyciągać pieniądze od deweloperów, to nie mówilibyśmy o kwocie miliona złotych, tylko byśmy sobie ustawili tę kwotę w wysokości 10 czy 50 tys. zł, licząc na to, że on rzeczywiście nie zrealizuje projektu. Z punktu widzenia finansów organizacji pewnie byłoby fajnie, ale absolutnie nie chcieliśmy czegoś takiego robić. To pozwala wystraszyć tych, którzy chcieliby iść ścieżką przekupstwa.
Zdjęcie w nagłówku: Jakub Włodek.
–3 komentarze–
Brawo Mariusz ! Dawno bylibyśmy PEKINEM gdyby nie wasze stowarzyszenie. Szkoda ze nie zaangazowaliscie się w zahamowanie AVII na Czyżynach. 3mam kciuki. Nie dajcie się zastraszyć deweloperom i urzędasom ! KRAKÓW zasługuje na jakość.
Kolejny eko terrorysta oszołom, który wyciaga kase od tych którzy mają jej więcej. Masakra. Za niedługo nie będzie można nic wybudować w tym mieście bo jak nie urzędy to ekoterroryści.
Udało się że nie zostaliśmy Pekinem, tylko Burkina Faso.
Pan Waszkiewicz jest bardzo wybrednym ekologiem, w kilku akcjach ratowania przyrody nie chciał wziąć udziału. Rozumiem że tylko niektóre tematy są ciekawe i medialne?