Lawina bieg od tego zmienia…
W bronowickiej radzie jest Łukasz Quirini-Popławski, który wrażenie robi tak dobre, że można się zastanawiać, co on tam właściwie robi, bo akurat w „VI-tce” to zbyt przyjemnie nie jest. Awantury z wyzwiskami są sesyjnym standardem, a zdarzają się nawet procesy. Jak na to pan Łukasz zdaje się być zdecydowanie za grzeczny i zdystansowany. Ale choć grzecznie – co to za miejsce, że grzeczność może być wadą? – to nad wyraz poprawnie wywiązuje się ze swoich obowiązków i dobrze, żeby miał możliwość być tam dalej i walczyć o sprawy mieszkańców. A poza tym, jeżeli potrzebuję się czegoś dowiedzieć w bronowickich sprawach, to piszę lub dzwonię właśnie do niego, więc do kogo będę dzwonić, jak go zabraknie? Nie było jeszcze tak, by mi odmówił lub nie znalazł czasu na odnalezienie dokumentów. Do tego nigdy nie chce zbierać pochwał, a są tam tacy, którzy proszeni o dokumenty odpowiadają: „nie przekażę, ale mogę się wypowiedzieć”. Czyli robota boli, a flesze niekoniecznie. Warto wspomnieć o Bogdanie Nowaku – który z nieprawidłowościami w dzielnicy walczy z uporem Syzyfa, a był też jedynym z dwojga(!) radnych na spotkaniu z Elżbietą Koterbą. Bogdan Smok też jest jakiś – wszak licealiści pisali o nim do gazetki dzielnicowej w samych superlatywach – ale folwarczny styl zarządzania dzielnicą bardzo mi się nie podoba. Tak jak i to, że akurat on w wyborach do rady dzielnicy do PO, z której startuje do Rady Miasta Krakowa, się nie przyznał.
Na szczęście Bronowice i Zwierzyniec mają szczęście do kandydatów do Rady Miasta i jest z kogo wybierać. Z Platformy Obywatelskiej startuje od nas z dwójką Aleksander Miszalski, o którym miałem szepnąć ciepłe słowo, ale prawie przesłoniła je dykta. O taka:
Niejedna dykta, bo aż tak drobiazgowy nie jestem, ale setki dykt, które na miesiąc oszpeciły nam dzielnicę. Tym razem jednak – za dobre sprawowanie przez cztery lata w dzielnicy – zasłonięcie “zawieszę”.
Aleksander za pracę w ostatniej kadencji w dzielnicy Stare Miasto zbiera same pochwały, a też jego aktywność i pomysły – zwłaszcza na tle reszty rad dzielnic – budzą uznanie. Tak jak i sprawność w działaniu. Facet wie co robi i, to równie ważne, wie, jak to zrobić. Cenią go ludzie z ruchów miejskich, cenią też inni. Widać, że ma pomysł na miasto i rozumie, o co tym wszystkim chodzi. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że to ostatni raz, kiedy wiesza szpetne dykty na słupach. Wprawdzie inni także to robią, ale ja od Miszalskiego wymagam więcej niż od innych.
To jeszcze nie wszystko, bo z Bronowic i Zwierzyńca startuje (na listach KWW Sławomira Ptaszkiewicza) Monika Bogdanowska, architektka z Politechniki Krakowskiej, która w miasto zaangażowana jest od dawna, a nie z okazji wyborów i myśli o nim w bardzo ciekawy i nowoczesny sposób. Z list KPI startuje też – to zdecydowanie człowiek z krwi i kości – Krzysztof Wołodźko, którego za publicystykę (przede wszystkim tę z Nowego Obywatela) ogromnie cenię. Do tego jest to człowiek, który o sobie mówi per socjalista, a publikuje przede wszystkim w prasie konserwatywnej, prawicowej i katolickiej. Słuchają go tam tak, jak słuchają go na lewicy. To wiele o nim mówi. Wiele dobrego, bo żeby w Polsce słuchali cię jednocześnie tu i tu, naprawdę musisz mieć coś do powiedzenia. A dalej na tej liście jest jeszcze – zdecydowanie „jakaś”, kto poznał ten wie o czym mówię – Monia Dębowska z Zielonych Bronowic, bez której skandaliczna sprawa Fortu nr 7 przeszłaby zupełnie bez echa. Czyli tak jak do niedawna przechodziły wszystkie takie sprawy, a tym razem nie przeszła.
W KWW Jacka Majchrowskiego też znalazłoby się parę takich osób, ale akurat Adam Jaśkow z Centrum im. Ignacego Daszyńskiego i Tadeusz Trzmiel nie startują od nas, więc nie ma sensu się tutaj o nich rozpisywać.
Tyle podpowiedzi. Nie są to na pewno wszyscy, którzy coś do samorządu wniosą. Na wszystkich nie da się też głosować, bo stają w wyborach przeciwko sobie i znajdują się niemal na wszystkich listach. Są to wszak wartościowi ludzie, a nie bezwartościowe partie i niepewne komitety. To na ludzi trzeba głosować, bo droga do lepszego samorządu jest jedna. Taka, by w radach pojawiło się więcej ludzi z krwi i kości, a mniej tych nijakich, którzy na ulotkach mogą wypisać tylko to, co myślą, że wy chcecie przeczytać. Dziś więcej jest tych ostatnich. Zapewne dlatego, że radami rządzą partie, a te dawno straciły jakąkolwiek siłę przyciągania wartościowych ludzi i reprodukują aparatczyków nie mających pojęcia o mieście i skupionych na tym, żeby dorwać etat „na państwowym”. Jak wymienimy ich albo zrobimy krok w stronę tego, by ich wymienić, to jest szansa, że sprawa ruszy w dobrą stronę.
Tyle o wyborach. Zróbcie z tym co uważacie, ale mam do was jedną prośbę.
–1 Komentarz–
[…] Lawina bieg od tego zmienia… […]