Legenda o najtańszych biletach w Polsce
Kraków to miasto wielu legend. Mamy legendę o Smoku Wawelskim. O księżniczce Wandzie, która nie chciała Niemca. I o najtańszych biletach komunikacji miejskiej w Polsce.
Tę ostatnią szczególnie chętnie i często opowiada władza.
Ostatnio ważne miejsce zajęło w niej porównanie z biletem warszawiaka, który można kupić w stolicy. Nasi drodzy urzędnicy zwracają więc uwagę na to, że w stolicy trzeba za miesięczny zapłacić 98 złotych, a u nas tylko 80 złotych.
Mówiąc o tym, zapominają jednak o jednej ważnej kwestii. Porównują różne bilety.
By naprowadzić ich na błąd, który robią, poprosiłem, by wskazali, ile u nas kosztuje bilet taki jaki warszawiaka.
Sebastian Kowal z Zarządu Transportu Publicznego nie odpowiedział na pytanie. Odpisał jedynie, że nie można tego porównywać. Po czym porównał dwa inne bilety, które wybrał tak, żeby było mu wygodnie i dołączył trochę srutututu obliczonego – jak sądzę – na zamęczenie pytającego, żeby ten dał sobie siana i więcej nie drążył.
Trudno się dziwić, bo pytanie jest trudne.
133 to mniej niż 98?
Wciskając legendę o najtańszych biletach w Polsce urząd porównuje bowiem niewłaściwe bilety.
Miesięczny bilet warszawiaka za 98 złotych jest nie tylko na tramwaje i autobusy, ale też na miejską kolejkę oraz metro (obowiązuje też w dwóch strefach). Pozwala też korzystać bez opłat z P&R, linii aglomeracyjnych, Kolei Mazowieckich i Warszawskiej Kolei Dojazdowej. Metra u nas oczywiście nie ma, bo przez 20 lat udało się zrobić jedynie analizy usprawiedliwiające to, że go nie zbudujemy, ale od pewnego czasu mamy łączone bilety na autobusy, tramwaje i kolejkę. Ta jest jeszcze dość uboga, kiedy chodzi o liczbę tras, ale zawsze jakaś.
I teraz tak.
Bilet kosztuje u nas 133 złote (a 142 zł na dwie strefy). I wymaga jeszcze dopłacenia kilkudziesięciu złotych za korzystanie z pociągów.
W Warszawie taki sam bilet (pozwalający dodatkowo jeździć metrem) to koszt 98 złotych.
Nie wiem jak dla was, ale dla mnie 98 to mniej niż 133 (plus dopłata za pociąg). W urzędzie obowiązuje jednak chyba jakaś inna matematyka.
Bywa jeszcze taniej
Różnica jest oczywiście taka, że u nas jest też sieciowy za osiem dych (a kupując go na pół roku nawet za 72 złote), a tam go nie ma. Jednak skoro nie ma znaczenia wielkość miasta i oferta, którą mamy w bilecie, to nietrudno znaleźć przykłady miejsc, gdzie jest taniej. Do tego bardziej nadających się do porównywania, bo nie oferują podróży metrem. A wygląda na to, że wielkość miasta i oferta znaczenia nie mają, skoro sam urząd porównuje rzeczy nieporównywalne. Albo może raczej ma je, ale tylko wtedy, gdy wspiera legendę napisaną w krakowskim urzędzie.
Są więc w Polsce miejsca, gdzie na okresowym można pomykać przez rok za jedyne 240 złotych (czyli 20 złotych miesięcznie).
Jak w Jaworznie:
Dużo? Żaden kłopot. Można jeszcze taniej.
I tyle chyba wystarczy, by hasło o najtańszych biletach w Polsce odesłać na właściwą półkę. Tę z bajkami dla dzieci.
Drożej niż w Warszawie
Nic więc dziwnego, że ludzie się z niej śmieją. A śmieją się głównie dlatego, że nie doceniają genialnego zamysłu projektantów taryfy. Ci założyli, że trzeba ją zrobić tak, że okresowe bilety będą tanie (stąd bilet sieciowy za 80 złotych). Ale za to jednorazowe będą drogie.
I jak założyli, tak zrobili.
Jednoprzejazdowy bilet kosztuje więc u nas 6 złotych.
A w Warszawie… 4,40 złotego. (Obowiązuje też dłużej, bo 75 minut, ale za to – jak zwraca uwagę Kowal – “tylko” na jedną strefę.)
20-minutowy? U nas 4 złote. W stolicy 3,40.
Tańszy w Warszawie jest także 90 minutowy.
Co jest o tyle dziwne, że – jeżeli wierzyć magistratowi – to w Krakowie są najtańsze bilety w Polsce.
System do weryfikacji
W teorii stał za taką taryfą sensowny pomysł. Krakusi zamiast biletów jednorazowych mieli kupować sieciowe, a w konsekwencji zrezygnować z samochodów i na dobre zadomowić się w MPK. A co najmniej miało to zrobić więcej osób niż robiło poprzednio. Minęło jednak kilka lat i najwyższy czas, by ocenić pomysł.
A efekty polityki magistratu są na razie takie, że samochodów w Krakowie przybywa bardzo szybko, miasto stoi w korkach, a ludzie psioczą na horrendalnie drogie bilety. Co sugeruje, że być może nie tędy droga.
I może na przykład bilety jednorazowe powinny być tańsze?
–2 komentarze–
Brawo! Warto dodać, że bilet na wszystkie linie kosztuje emerytów w Krakowie 40 zł miesięcznie, a w Warszawie 40 zł rocznie. I nie jest to prima aprilis 🙂
Całkiem dobrą opcją jest też aplikacja do zakupu biletów mPay. Dużo osób ją sobie zachwala i przede wszystkim też działa ona bez żadnych problemów