Letni remont Stachiewicza jesienią
Czasem, aż oczy bolą od patrzenia, jak przemęcza się dla naszej dzielnicy ZIKiT. Ciągle pracuje! Wszystkiego przypilnuje i jeszcze inni, niektórzy, wtykają mu szpilki – i nie będę owijał w bawełnę – wbiję także swoją. Ale po kolei…
Wróciłem po niemal 2 miesięcznym pobycie w Warszawie do Krakowa. Na moim kochanym osiedlu Azory trwa remont ulicy Stachiewicza. Ulica domagała się remontu od wielu, wielu lat. Przede wszystkim ze względu na chodniki – pamiętające jeszcze prawdopodobnie czasy Gomułki – po którym przejechanie z wózkiem dziecięcym graniczyło z cudem. Do wymiany nadawała się także nawierzchnia rozjeżdżana przez lata autobusami MPK w głębokie koleiny. Najważniejsza azorska arteria wręcz krzyczała: „wyremontujcie mnie!”. Krzyk Stachiewicza Piotra usłyszano aż na ulicy Centralnej i wpisano ją do listy remontów na 2013 rok. Jak informowali wówczas rzecznicy ZIKiTu – miał zacząć się w wakacje i zakończyć we wrześniu. Na portalu krakow.naszemiasto.pl poinformowano, że remont mojej ulicy „to kolejny remont z całej serii zaplanowanych na wakacje. Urzędnicy spieszą się z ich wykonaniem. Zapewniają, że większość prac skończą jeszcze w sierpniu zanim krakowianie wrócą z urlopów, ale część inwestycji przeciągnie się jednak na wrzesień.”
„Wspaniale” – pomyślałem i doceniłem planistów Zarządu Infrastruktury, którzy wyznaczyli termin prac bezkolizyjnie – w wakacje – kiedy ruch jest nie duży, a wielu z nas (w tym i ja) spędza czas poza Krakowem. „Niech kopią ile wlezie” – pomyślałem, ciesząc się, że we wrześniu zobaczę równą jak stół i szeroką jak ława ulicę Stachiewicza. Niestety – stwierdzenie, że remont zakończy się we wrześniu miało drugie dno. Nie chodziło wcale o to, że 1 września, kiedy Azory zaroją się od studentów, remont będzie zakończony. Chodziło prędzej o to, że zakończyć można go np. 30 września. I Bóg jeden wie czy tak się nie skończy, bo 11 września po ulicy Stachiewicza jeżdżą koparki, walce i inne maszyny budowlane, a idąc rano do kiosku po gazety, brodzę w gruzie. Naiwność mnie zgubiła – wakacyjny remont, przez większość czasu jest prowadzony już po wakacjach, a co najciekawsze – ZIKiT wcale nie kłamał – tylko nabrał mnie – wierzącego jak dziecko w to, że w tym kraju/mieście/dzielnicy coś się w końcu zmieniło.
„Jak nic nie robimy to źle, jak robimy to też źle” – przeklnie mnie zapewne w ten sposób nie jeden urzędnik ZIKiT-u, który myśli, że robi mi łaskę dysponując moimi podatkami. A ja wcale nie narzekam – wręcz jestem k****o zadowolony, że mimo tego, iż na Azorach nie ma wyższej szkoły założonej przez bliską rodzinę prezydenta, to udało się przywieść tu parunastu robotników, cztery walce i dwie koparki. Jestem niesamowicie wdzięczny, że 20 tys. mieszkańców Azorów płacąc do kasy miejskiej niemałe pieniądze w końcu coś dostało „od życia”. Jestem w końcu wdzięczny (i to wyjątkowo nie jest ironia) Radzie Dzielnicy, która wywalczyła ten remont, bo w tym roku mało krakowskich ulic ma takie szczęście. Jednak ciągle zastanawia mnie to, dlaczego nie udało się tego remontu zacząć dwa tygodnie wcześniej? Co takiego stało się, że robotnicy nie mogli przystąpić do pracy na początku, a nie w połowie sierpnia? Czy każdy remont w Krakowie musi się kończyć jakimś zgrzytem i mieszkańcy muszą się czuć oszukani? Tak – wiem, na stronie ZIKiT-u „piszę jak wół”, że remont skończy się w połowie września. Jednak co to zmienia? Że ktoś źle zaplanował i nie bał się o tym napisać? Tym bardziej, że każdy mieszkaniec Azorów był przekonany, że remont będzie zakończony w wakacje. Jako dowód – przytoczyłem już cytat z portalu krakow.naszemiasto.pl. Ponadto w rozmowie ze mną jeden z rzeczników ZIKiT-u również powiedział, że remont będzie „odbywał się latem”. Naiwny byłem – zapomniałem, że lato trwa do 23 września, a urzędnikom nigdzie się tak naprawdę nie spieszy.
–0 Komentarz–