Mateusz Jaśko: Kto mieszka w Krakowie, ten w cyrku się nie śmieje
Mateusz Jaśko prowadzi na Facebooku stronę Co jest nie tak z Krakowem. To dziś jeden z najżywszych krakowskich fanpejdży. Kiedy postanowił wykupić billboardy, na których zareklamuje swoją petycję o odwołanie dyrektora zarządu transportu, potrzebne pieniądze zebrał w godzinę. A mimo to, a może raczej dlatego, nie ma go w lokalnych mediach. Przeczytajcie, jak opowiada, co jest nie tak z Krakowem.
Co jest nie tak z Krakowem?
Mateusz Jaśko, Co jest nie tak z Krakowem: Źle jest na tylu frontach, że trudno wymienić. Najgorsza jest chyba komunikacja z mieszkańcami.
Michał Malczyński: Przy tak prężnie działającym Wydziale Komunikacji Społecznej?
On chyba działa zbyt prężnie. Może jakby mniej działali, to daliby ludziom odetchnąć. To tak jak ostatnio, kiedy prezydent Jacek Majchrowski wypadł w sondażu najgorzej z prezydentów, a ci informowali o tym pisząc, jak to w Krakowie wspaniale się żyje i że prawie wszyscy są zadowoleni.
Ile dostajesz za filmik uderzający w krakowski „carat”?
Wiele komentarzy od prezydenckich trolli.
Ale nie zrozumieliśmy się. Ja pytam, ile na twoje konto przelewa agencja pijarowa.
U mnie to nie jest agencja pijarowa, tylko przyszły prezydent. Ja temu oczywiście nie zaprzeczam, bo to jest prawda. Tylko nie wyjaśniłem jeszcze prezydenckim trollom, że to ja jestem tym przyszłym prezydentem Krakowa. W końcu kto zna lepiej potrzeby cyrku niż klaun mieszkający w nim? I tak, pieniądze krążą z konta firmowego na prywatne i z powrotem.
A firmę pewnie przepisałeś na rodzinę?
Przepisałem na koty. One nikomu nie mówią, gdzie są narkotyki. Ufam też, że nikomu też nie powiedzą o wpływach od przyszłego prezydenta. I na pewno w razie przesłuchania nie targną się na swoje życie.
Punkt wrzenia
Zajmujesz się czymś innym i z polityką nie masz nic wspólnego. Musiał być jakiś punkt wrzenia, w którym nie wytrzymałeś i uznałeś, że trzeba ludziom powiedzieć, jak jest. Co to było?
Muszę sprostować, bo z polityką jestem związany. Polityków często nagrywam.
W restauracji?
Właściwie każdy ich event wygląda jak dobra restauracja, więc można tak powiedzieć. Może nie ma ośmiorniczek, ale jedzenie bywa niezłe. Przełomowym momentem było zamknięcie Kazimierza, kiedy wprowadzono tam Strefę Czystego Transportu. Wtedy poszedłem na radę miasta powiedzieć, co o tym myślę. Tam poznałem ludzi ze stowarzyszenia „Nic o nas bez nas” i przedsiębiorców z Kazimierza, ze Starego Podgórza. Ale to jeszcze nie był moment zapalny. Ten przyszedł, kiedy dwa miesiące później nagrywałem szkolenie policjantów z Polski. Wyjazdowe szkolenie. Trwało trzy dni i byłem jedynym operatorem. Był czas pogadać. Siedzieliśmy wieczorem w knajpie przy piwie i mówię im, że jestem z Krakowa. A oni: z Krakowa? Jak to jest, że wy sobie tak pozwalacie? W pierwszej chwili pomyślałem, że im chodzi o kibiców i mówię, że z kibicami to chyba u was w Warszawie jest jeszcze gorzej. I słyszę, że nie o kibiców chodzi, że mówią o samorządzie. Wyobrażam sobie, że służby gadają ze sobą o takich sprawach. A u nas niektóre układy ciągną się jeszcze od komuny. Przyjechałem do Krakowa, zacząłem sprawdzać, jak to wszystko wygląda i kiedy zobaczyłem, że wszystko się łączy w całość, to pomyślałem: Jezus Maria.
Tomasz Borejza: A jak już wiesz, jak to wszystko wygląda, to nie da się tego zostawić. Prawda?
Prawda.
TB: To nie jesteśmy jedyni.
MM: A masz takie wrażenie, że czego w naszym samorządzie nie dotkniesz, gdzie paluszka nie wsadzisz, to później ten paluszek niezbyt ładnie pachnie?
To jest jak sklep z paprykarzem szczecińskim. Też wszędzie stoją puszki, tylko każda jest puszką Pandory.
MM: W jednym z filmików wypowiadasz takie piękne słowa do urzędników: „zostałem przez was zmuszony do zajmowania się polityką, co gorszego można człowiekowi zrobić”?
Trochę tak. Nam ludziom młodym polityka się kojarzy z wujkiem, ciotką, ojcem kłócącymi się przy stole. Fajniej jest żyć bez tego. Wiecie, jak jest z politykami. Mówi taki coś. Człowiek mu wierzy. A jak pójdzie do władzy, to i tak zaczyna robić coś innego. To są zjedzone nerwy. Stracony czas. Ja do tego podchodzę emocjonalnie, więc jest to trudne.
TB: To po co to robisz?
Całe życie mieszkałem na starej Krowodrzy. Tam jest pięknie, zielono. A przynajmniej było, bo wszyscy wiemy, co się stało z Wrocławską, teraz z Biernackiego. Później się na 10 lat przeprowadziłem w okolice wylotówki na Warszawę, gdzie przeżywałem gehennę. Odżywałem jadąc na Kazimierz, gdzie jadłem śniadanie, obiad i kolację. Pracę mam taką, że nie siedzę codziennie w biurze, więc sporo czasu spędzałem z kolegami na siłowni. Robiliśmy czasami po dwa, trzy treningi dziennie. Taki trening to na przykład dwie, dwie i pół godziny I teraz wyobraźcie sobie, że macie po tym wracać na os. Gotyk tramwajem i dwoma autobusami. Ja tak jeździłem dwa lata. To było nieopłacalne. Ja tam jechałem godzinę piętnaście. A jak dojeżdżałem na przystanek, to widziałem akurat jak odjeżdża mój autobus. W końcu postanowiłem że wrócę do auta.
Zobacz, jak Mateusz Jaśko z Co jest nie tak z Krakowem zgłasza do straży miejskiej wykroczenie w gabinecie Jacka Majchrowskiego.
Mateusz Jaśko: najbardziej uderza mnie chamstwo urzędników
MM: Skoro zacząłeś o tym mówić, to pewnie miałeś przekonanie, że da się to naprawić?
Oczywiście, że się da. Zaczęło się od sporu z dyrektorem Frankiem. Tym, co mnie najbardziej uderza jest chamstwo ze strony urzędników. Moja znajoma podeszła na konsultacjach w sprawie strefy do jednego z nich i powiedziała, że ma chorą babcię, którą się opiekuje matka w sile wieku i one musi je obie wozić do lekarza. Zapytała, jak ma przyjeżdżać i je wozić, skoro mieszkają w strefie? Urzędnik z uśmiechem na twarzy powiedział jej: „proszę sobie wsiąść na rower cargo”.
TB: Poważnie?
Tak. Działanie wielu osób zaczęło się od tego, co działo się na tych konsultacjach. Spotkałem się z jednym aktywistą, który w swoim mniemaniu jest jednym z pomysłodawców stref ograniczonego ruchu. On mi powiedział, że jego marzeniem – widział podobno coś takiego w Norwegii – jest, żeby starszych ludzi wyprowadzić z centrum do osiedli zbudowanych na peryferiach. A centrum ma być dla młodych, którym nie przeszkadzają knajpy, hałas i gwar.
Powiedziałbym, że projekt jest realizowany. Jeżeli przyjmiemy, że młodzi mają być z Anglii.
Kiedy wróciłem na starą Krowodrzę po 11 latach, to też już dużo turystów było słychać. A to jednak nie jest ścisłe centrum.
MM: Ja bym wrócił do policjantów, bo to mnie zainteresowało. Jak to jest, że spotykasz ludzi z innych części Polski i oni mają „beret zryty” tym, co się dzieje w Krakowie, pytając, jak mogliśmy do tego dopuścić? A u nas cisza i spokój. Nie wiedzą ludzie, co się dzieje, bo media są u nas, jakie są? Syndrom sztokholmski mają? Dlaczego z perspektywy to lepiej widać?
Sporo moich znajomych wyjechało do Warszawy i oni mówią, że w Krakowie to zawsze jest tak, że on nie jest do roboty, że u nas jest zawsze „zrobi się”. I zawsze się zrobi, ale nigdy się nie robi. Z tym jest chyba tak samo. No przejebane jest. No zrobi się z tym coś. A kiedy? A nie wiem, kiedyś. Wydaje mi się też, że Kraków, który jest miastem dużym, ma coś z małej wioski. Każdy się zna. Łatwo jest więc ludzi skłócić.
TB: Władze naszego pięknego miasta są mistrzami, kiedy chodzi o stosowanie starej rzymskiej zasady dziel i rządź; nastawianie ludzi przeciwko sobie. Zawsze znajdzie się jakiś powód lub pojawi temat, który wyśle ludzi na różne strony barykady. Wystarczy go “grzać” i się cieszyć.
To jest tak, jakbyś do czarnych mrówek dosypał czerwonych i patrzył, co się dzieje. Wszyscy się żrą. Na przykład mnie prezydenckie trolle bardzo się starały zamknąć w bańce prosamochodowego aktywisty, chociaż samochodu używam, jak muszę, a kiedy mieszkam na Krowodrzy, to nie muszę.
Ale kiedy do pracy wożę sprzęt warty kilkaset tysięcy złotych, to czym mam jeździć?
Jako mieszkaniec Krakowa unikam Rynku jak mogę
Dlatego chcesz odwołać dyrektora Franka?
Przede wszystkim za jego chamstwo wobec mnie, czy chociażby radnych.
?
On pierwszy nazwał mnie chamem, a moja twórczość nazwał „kloaczną”. To bardzo uraziło moją artystyczną duszę. Ale na poważnie, to chcę go odwołać, bo uważam, że skrzywdził przedsiębiorców z Kazimierza. Pamiętamy, jak ta dzielnica wyglądała kilkanaście lat temu. Przecież tam się nie wchodziło. A kiedy dzielnica stała się reprezentacyjna właśnie dzięki nim i można na niej zarobić, to robi się enklawę dla turystów. Tam koniec końców stoliki trafią na ulice i dzielnica skończy jak Rynek.
Jako mieszkaniec Krakowa unikam Rynku jak mogę.
Kupujesz billboard, żeby opowiedzieć to krakusom.
Dwa. A może nawet trzy, bo dostaliśmy ogromny rabat na billboard na rondzie Grzegórzeckim. Wygląda, że pracownikom firmy, która się nimi zajmuje, też nie podoba się rewolucja pana Franka. Byłem zdziwiony odzewem. Na początku myślałem, że uzbieram na to najwyżej parę złotych, a resztę dołożę sam. Okazało się, że po godzinie miałem pieniądze potrzebne na pierwszy billboard.
Po co tworzyć dwie enklawy dla turystów?
Nie myślałeś, żeby reklamę wyświetlić na Arenie?
Myślałem. Napisałem do nich to samo co wy. I odpowiedzieli mi tak samo, jak wam.
A to jest dla mnie fascynujące, że radny może sobie na należącym do miasta budynku reklamować fundusz inwestycyjny, który nie jest funduszem inwestycyjnym, czym interesuje się KNF i prokurator, i jest ok. A innym odmawiają reklamy społecznej, bo ich nie lubią.
Dawniej było tak, że chociaż w niedzielę można było przejechać bez korków przez Kraków. Teraz tego nie ma. Ja tłumaczyłem panu Grydze na radzie miasta, żeby sobie zawiesił dwie butelki i w jednej zrobił jedną dziurkę, a w drugiej dwie. I z której woda szybciej ucieknie? Nie mam oczywiście wykształcenia w kierunku inżynierii ruchu drogowego, ale żeby wiedzieć, czy potrawa jest dobra, nie muszę być kucharzem. Ograniczenie ruchu wokół Rynku jest w porządku, ale po co tworzyć dwie enklawy dla turystów? Po wprowadzeniu Strefy Czystego Transportu niektórzy przedsiębiorcy z Kazimierza zarejestrowali spadki obrotów nawet o 60 proc. Byli tacy, którzy musieli zacząć dopłacać do biznesu. A teraz przecież mamy pandemię, i możliwy jedynie dowóz lub odbiór osobisty! Zorganizowaliśmy spotkanie z ministrem infrastruktury, na którym było 300 przedsiębiorców. Teraz powstała komisja, ale wiecie, jak jest z komisjami? Kiedyś jeden z radnych powiedział mi, że w polityce jest taka zasada, że jak chcesz, żeby czegoś nie wyjaśniono, to musisz zrobić komisję.
Powiedziałeś, że dyrektor Franek nazwał twoją twórczość „kloaczną”. Dlaczego i kiedy?
Przy pierwszym lub drugim materiale. Ktoś go wrzucił na FB, aktywiści zaczęli mnie atakować.
Nie spodobało się to, co powiedziałem
MM: Co ci zarzucali?
Chamstwo. Możliwe, że mój język nie zawsze jest taki, jaki powinien być. Jednak dopóki dyrektor nie nazwał mnie chamem, to ja nikogo tak nie nazwałem. Skoro jednak się zaczęło, to zszedłem nieco z poziomem, żeby mu dorównać. Myślę, że mu się nie spodobało to, co powiedziałem. Czyli, że przepisanie lub sprzedaż firmy – wraz z wspólnikiem – żonom, to nie do końca jest tak, jak to powinno wyglądać. Przecież Grzegorz Sapoń wyleciał z ZIKiT za stworzenie siatki koleżeńskiej. Zastąpił go wspólnik, który na przykład bezprzetargowo zleca pracę firmie IMS, z którą wcześniej współpracował w ramach konsorcjum. Moim zdaniem to nie jest w porządku. A siedziba zarządu na Wielopolu?
1 200 000 zł rocznie i biura wynajęte bez rozeznania rynku.
TB: Pamiętam, jak temat po tobie próbowali podjąć Arek Maciejowski i Piotr Tymczak. Bardzo mi się nie spodobało, w jaki sposób zostali zaatakowani za to, ze zadawali pytania.
To była sprawa tego, jak dyrektor Franek pojechał do Świnoujścia reprezentować firmę żony, dokładnie wtedy, kiedy wspólnie żartowali, że zapłaciła mu za to w naturze. Dla mnie to wszystko wygląda w tej chwili, jak robienie sobie portfolio dzięki eksperymentom na naszym mieście. I wtedy rzeczywiście Dziennik Polski starał się podjąć temat, powstał artykuł „Prywatna misja dyrektora Franka” i zrobiło się nieciekawie. A do mnie dotarło, że dziennikarze dostawali wtedy telefony z prośbami, żeby tematu nie tykać. Ale nie wiem, czy to była prawda.
Nie byłbym zaskoczony, bo w Krakowie nie jest to scenariusz nie do pomyślenia.
Pewnego razu trafiliśmy z ekipą przedsiębiorców i mieszkańców z Kazimierza na debatę. A tam są pan Franek, pan Balcewicz, pan Jaworski i pan Purchla, który wprowadził Kazimierz do UNESCO. I wiecie, jak to wygląda? Opowiadają o Kazimierzu bez jego mieszkańców. Przyszliśmy i się zaczęło. Prof. Purchla w pierwszej chwili myślał, że my jesteśmy zwolennikami, żeby zrobić z tego drugi rynek. A po wszystkim rozmawiał z nami i mówił, że stworzyliśmy świetną społeczność. Widzicie więc, jak to wygląda? Oni rozmawiają sobie „Co z tym Kazimierzem?”, robią wielką debatę, a później nie wiadomo, co z niej wyniknie. Dla mnie to wygląda tak, jakby rodzice siedzieli i nakazywali córce, za kogo ma wyjść. Jak można rozmawiać o mieszkańcach i ich domach bez nich? To jak na Żółkiewskiego, gdzie ludzie nie dowiedzieliby się, że ich domy są do wyburzenia, gdyby jeden z nich przypadkiem nie wszedł do urzędu i nie zobaczył, że jest makieta bez ich domu.
Raz chodzi o miejsca parkingowe, raz o ekologię, raz o ciszę i spokój
Argumenty „za” strefą też są. Wśród nich jest ekologia. Mówiono też o byciu liderem w Polsce. Te argumenty cię nie przekonują?
Można inaczej zadbać o ekologię. Można przestać zagęszczać zabudowę. Można zrealizować też pomysł, przy którym starłem się z Gibałą. Jak zaczynałem „Co jest nie tak z Krakowem”, to napisałem do niego, żeby zrobić tak, że jeżeli właściciel kamienicy posadzi np. bluszcz, to otrzyma zwolnienie z podatku lub jakąś bonifikatę. Zbył mnie, a później sam zgłosił pomysł na radę miasta. Bardzo nieładnie się zachował. To jednak tylko przykład tego, że można inaczej zadbać o ekologię. Co da tak niewielka strefa w centrum miasta? To by trzeba było zakazać jazdy po całym Krakowie. A jak handel może wyglądać bez transportu? No nijak nie może. Ja rozumiem, że niektórzy jeżdżą na rowerze, ale nie każdy może. I to nie tylko dlatego, że jest stary, gruby, chudy, niedołężny. Ja na przykład nie mogę. Wiem, że operator ZTP jeździ na rowerze z kamerą i statywem, ale to nie jest dobre dla sprzętu. Szkodzą mu na przykład drgania. Rozumiem, że jak masz miejski sprzęt, to masz to wszystko w d…, ale jak masz swój sprzęt, wart kilkaset tysięcy, to cię to jednak obchodzi.
Jak będziesz z tym jeździł? Ale argumenty nie trafiają do mnie też dlatego, że one się zmieniają. Raz chodzi o miejsca parkingowe, raz o ekologię, raz o ciszę i spokój. Co chwilę jest co innego.
MM: A o co twoim zdanie tak naprawdę chodzi?
Według mnie chodzi o stworzenie kolejnej enklawy turystycznej. Może ktoś tam ma apartamenty, a może ma lub chce mieć tam hostel? Turystom jest łatwiej, kiedy sobie mogą chodzić po deptaku. Byłem parę razy w życiu turystą i też mi się podobało chodzenie z piwkiem po ulicy. Chodnik wymaga trochę kultury. Przy autach z piwkiem chodzi się trudniej, nie czuć tego luzu. Nie wiem do końca, czym się kierują.
Nie wydaje mi się jednak, żeby to do końca były czyste intencje, że to dla dobra mieszkańców. Skoro to jest dla dobra mieszkańców, to dlaczego moja koleżanka usłyszała, że ma 80-letnią babcię wozić na rowerze cargo?
MM: Urzędnikom zawsze chodzi o nasze dobra.
Poza tym jeżeli robić takie zmiany, to nie tak nagle. My proponowaliśmy inną strefę, strefę ograniczonego ruchu (SOR), spotykaliśmy się nawet z prezydentem, który witając nasz zespól z cygarem w ręku powiedział nam – nie dosłownie, ale tak brzmiało to, co mówił – spadajcie. I tak macie gadać z Frankiem. Było wypracowane porozumienie, że ten SOR faktycznie będzie, i samochodem nie wjedziesz od 22 do 8 rano, w czasie ciszy nocnej. Były tam też proponowane miejsca parkingowe tylko dla mieszkańców. Miasto twierdziło, że nie mogą tego zrobić. Zapytaliśmy ministra infrastruktury i dostaliśmy odpowiedź, że mogą. Wszystko wygląda tak, jakby po prostu nie chcieli tego zrobić. Wypracowaliśmy rozwiązanie zapewniające mieszkańcom ciszę i spokój. Dlaczego nie spróbujemy? Chociaż przez trzy miesiące, a jakby się nie sprawdziło, to wtedy można by robić to SCT. Teraz tracą biznesy, niektóre się zamknęły. Trudno się dziwić, bo do niektórych trzeba przecież dojechać.
Przykład?
Miałem jakiś czas temu kilka obrazów do oprawienia. W jednym z podwórek na Józefa jest oprawa obrazów. Pojechałem tam. W pracowni był bardzo miły starszy pan. Zostawiłem trzy obrazy, kiedy je odbierałem, to ledwo je doniosłem do auta. Jak bym miał je odebrać inaczej? Jest sklep metalowy, jest z farbami. Dlaczego tego nie skonsultowano z przedsiębiorcami? Dlaczego nie spróbowano wypracować kompromisu, a jak go w końcu wypracowano, to go nie wprowadzono? Po co były te wszystkie spotkania? Żeby zamydlić oczy?
TB: Jesteście istotną stroną w dyskusji o tym, co się tam działo i dzieje. Jak często zapraszano was do mediów lokalnych, żebyście mogli opowiedzieć swój punkt widzenia na te sprawy?
Nie przypominam sobie, żeby mnie zapraszano, ale ja robię za pajaca, więc to jest logiczne…
Gazety boją się, że miasto się w nich nie zareklamuje
Nie wiem, czy logiczne. Ilu masz fanów na fejsie?
Jakieś 7000 osób.
Jest to jeden z najżywszych fanpejdży w mieście teraz i widać, że jest tam społeczność ludzi, która wspiera to, co robisz. To pewnie z trzy razy więcej niż przewodniczący rady miasta, a on jest gdzieś codziennie. Byłeś?
Nie. A nie, przepraszam. Z dwa razy byłem w Radio Kraków, na początku. Ja wam powiem, jak to wygląda. Wy tak nie robicie, bo widzę, o czym piszecie. Ja nagrywałem – teraz już pewnie nie będę tego robić – imprezy miejskie. I wiecie – ci dziennikarze to są tchórze. Oni jak widzą polityka, to się trzęsą. A przecież to jest normalny człowiek. Często nawet gorszy od nas. Jak widzę, jak poniewierają ludźmi na niższych stanowiskach, a zwłaszcza jeden taki wiceprezydent… nie powiem jednak który i w którym mieście, ale Państwo chyba wiecie, o kim mówię. Dziennikarze przychodzą się nażreć za darmo i zabrać pamiątki. Widać też, że jak zadrą z politykami, to ci nie będą z nimi później rozmawiać.
Albo zadzwonią do szefa i powiedzą, że pytania nie były „si”.
Dziennikarze boją się stracić pracę. Gazety boją się, że miasto się w nich nie zareklamuje. Ja wiem, że tak się robi w całej Polsce, ale uważam, że to jest skandal, że miasto sobie może wykupywać takie materiały sponsorowane. Przecież ta akcja reklamowa w TVN z wywiadem z Majchrowskim przed wyborami za 150 tysięcy złotych to jest skandal. To wy wynaleźliście. To jest najprostsza droga do wykupywania i bałamucenia sobie opinii publicznej. Ja pamiętam, jak moi koledzy kibice cisnęli zawsze na Wyborczą, a ja im mówiłem, że przecież normalni ludzie tam pracują. Gazeta jak gazeta. Jednak kiedy ja teraz czytam Wyborczą, to to jest strasznie jednostronne. I taka promiejska się zrobiła. Nie wiem, co tam się stało i ile pieniędzy poszło, ale pewnie to można sprawdzić kierując zapytanie do urzędu. Dlatego mam piosenkę o jednym dziennikarzu pewnej gazety, którą wam później puszczę. A za jakiś czas pokażę ludziom w Krakowie.
MM: Mówisz o poważnych sprawach, ale nie mówisz o nich poważnie. Pomalowałeś się na klauna. Dlaczego tak?
Bo żyjemy w cyrku. To miasto jest cyrkiem. Jak są takie maszyny z kulami, gdzie wszystko się kręci w kółko, to tak jest z radnymi i dyrektorami w Krakowie. Wypadła na razie Koterba i Tajster.
Ale Tajster wróci.
TB: Wyszedł już.
To jak wyszedł, to wróci. Też uważam, że to skandal. Jak poważny człowiek może mianować na dyrektora człowieka z tak wieloma zarzutami?
Normalnie. Dobry fachowiec. Tylko charakter trudny.
Moim zdaniem to było największe ostrzeżenie dla krakowian, że to już czas na Majchrowskiego. Nic z tym jednak nie zrobiono, a teraz jest tak, że są ludzie, którym bardzo przeszkadza to, co robi dyrektor Piotr Kempf i są tacy, którym bardzo przeszkadza dyrektor Franek i nikt nie może z tym nic zrobić, bo jak wiadomo Majchrowski nie opuszcza swoich. A jest nas dużo. Petycję o jego odwołanie podpisało już 4000 osób, a jeszcze z powodu pandemii nie byłem z nią na ulicy.
Ale wyjdę. Przebiorę się za klauna i będę zbierał podpisy.
A czego ten klaun, by chciał?
Tego, co wszyscy mieszkańcy. Chciałbym normalnie korzystać z przestrzeni i żeby nikt nie ograniczał możliwości prowadzenia działalności gospodarczej z dnia na dzień. Żebyśmy się mogli normalnie przemieszczać, nie tylko na rowerze, bo nie każdy zabiera do pracy tylko laptopa. Żeby się lepiej żyło, i bardziej zielono. Nie tylko na zdjęciach satelitarnych. A lepiej nam się będzie żyło bez prezydenta Jacka Majchrowskiego i jego świty.
Rozmawiali Michał Malczyński i Tomasz Borejza.
Mateusz Jaśko – autor fanpejdża i kanału You Tube Co jest nie tak z Krakowem. Krakowianin od urodzenia. Zakochany w Starej Krowodrzy i mieszkaniach w kamienicach. Zawodowo operator, montażysta, scenarzysta, właściciel wypożyczalni sprzętu filmowego. W wolnych czasach uprawia sporty uderzane, pisze scenariusze i teksty piosenek.
–9 komentarzy–
[…] Na naszej stronie znajdziecie też wywiad z Mateuszem Jaśko: “Kto mieszka w Krakowie, ten w cyrku się nie śmieje”. […]
[…] Urząd odpowiedział, że w tym roku nie ma na ten cel pieniędzy. Mateusz Jaśko, autor strony “Co jest nie tak z Krakowem”, postanowił pomóc urzędnikom. Samodzielnie kupił i ustawił dwie ławki w […]
[…] tygodni temu przeprowadziliśmy wywiad z Mateuszem Jaśko, autorem strony “Co jest nie tak z Krakowem?”. Spotkało się to z niezadowoleniem dyrektora Łukasza Franka, któremu – jak wynikało z […]
[…] były skierowane do Mateusza Jaśko. Padły w dyskusji w […]
[…] zapewne udałoby się zakopać sprawę, gdyby nie Mateusz Jaśko, który nagłośnił skandaliczne zachowanie […]
[…] Na profilu “Co jest nie tak z Krakowem” (tego nie wolno śledzić, jeżeli nie chce się zezłościć jakiegoś magistrackiego dyrektora) pojawił się wczoraj wzruszający wpis o krowoderskim warzywniaku. – Kiosk przetrwał ponad trzydzieści lat w tym miejscu, niestety powolna zmiana charakteru dzielnicy na coraz bardziej turystyczno- studencki, a także konkurencja w postaci żabek czy biedronek skutecznie utrudnia mu funkcjonowanie. Nas to nic nie kosztuje, a możemy zrobić dobry uczynek, nie pozwólmy temu miejscu zginąć po 36 latach!!! – napisał Mateusz Jaśko. […]
[…] dlatego, że nie jest tak mądry jak oni. Otóż tydzień przed inwazją widząc, co się dzieje, Mateusz Jaśko zaapelował na Co jest nie tak z Krakowem, by się szykować. Nawet jak ostatecznie rzecz rozejdzie […]
[…] toalety. Byle na siebie zarobić – mówi Mateusz Jaśko. Krakowski bloger, znany ze strony “Co jest nie tak z Krakowem”, który wraz z przyjaciółmi, krakowskimi przedsiębiorcami i mieszkańcami miasta zorganizował […]
[…] Czytaj także: Mateusz Jaśko: Kto mieszka w Krakowie, ten w cyrku się nie śmieje […]