Od 20 lat pracuje w Sex Shopie na Długiej. “Trzeba być psychologiem bez dyplomu”
Praca w sex shopie to temat owiany tajemnicą, często obudowany stereotypami i domysłami. Jakie historie kryją się za drzwiami sklepu, którego klientami są zarówno osoby nieśmiałe, jak i te śmiało eksplorujące swoje potrzeby? O kulisach tej nietuzinkowej pracy opowiada Sebastian, sprzedawca z ponad dwudziestoletnim doświadczeniem w Sex Shopie na ulicy Długiej w Krakowie.
Pracujesz w sex shopie od dwóch dekad. Jak bardzo zmieniła się ta branża przez ten czas?
Sebastian: Praktycznie wszystko – od kultury handlu po sam asortyment. Kiedyś piątki i soboty były dniami, w które odnotowywaliśmy najwyższą sprzedaż. Dziś soboty ludzie spędzają w galeriach handlowych, bo niedziele są niehandlowe, co odbija się na ruchu w sklepach stacjonarnych. Internet też zrobił swoje – coraz więcej osób kupuje online, ale mimo wszystko wielu klientów woli zobaczyć produkt na własne oczy, dotknąć go, poradzić się sprzedawcy.
A co z preferencjami klientów?
Zmienia się moda, ale pewne rzeczy pozostają niezmienne. W latach 90. królowały gadżety wibrujące, a teraz coraz większą popularność zdobywają te bez wibracji – jak klasyczne dilda. Wielki boom na akcesoria BDSM przyniosły „50 twarzy Greya” – nagle pojawiła się fala ludzi, którzy chcieli eksperymentować z kajdankami, pejczami i linami do krępowania. Coraz więcej osób kupuje też gadżety polecane przez lekarzy, na przykład masażery prostaty czy kulki gejszy do treningu mięśni Kegla.
Czy zmienił się profil klienta?
Sebastian: O tak, i to znacznie. Kiedy zaczynałem, kobiety bały się wchodzić do sex shopu. Dziś to już norma – panie przychodzą same albo z przyjaciółkami i wiedzą dokładnie, czego chcą. Widać też, że klienci są bardziej dojrzali i otwarci. Przestali traktować takie zakupy jako powód do wstydu.
***
Pierwszy na świecie sex shop otworzyła Beate Uhse 22 grudnia 1962 roku w niemieckim Flensburgu. Oficjalnie funkcjonował jako „specjalistyczny sklep higieny małżeńskiej” i znajdował się między piekarnią a masarnią. W czasach, gdy wolna miłość jeszcze nie istniała, a w filmach odsłonięta pierś była szczytem odwagi obyczajowej, sklep Uhse wywołał ogromne kontrowersje. Aby zachować dyskrecję, klienci zamawiali produkty, podając ich numery na kartkach, a towary otrzymywali starannie zapakowane. Pomimo początkowych protestów, biznes odniósł sukces – do końca lat 60. sklep Uhse osiągał roczne dochody na poziomie 30 milionów marek.
Po upadku PRL-u i zniesieniu cenzury w 1989 roku, Polska doświadczyła gwałtownej rewolucji seksualnej. Pierwszy sex shop w kraju otworzył w lutym 1990 roku Paweł Sitkiewicz w Warszawie. Obawy, czy Polacy będą zainteresowani takimi produktami, okazały się niepotrzebne – już pierwszego dnia przed sklepem ustawił się tłum klientów. W latach 90. sex-shopy, peep-showy i wypożyczalnie kaset wideo zapełniły się treściami erotycznymi. Aura Zachodu i chęć nadrobienia „zaległości” sprawiły, że pornografia i erotyka stały się masową rozrywką Polaków, a tytuły prasowe takie jak „Cats” czy „PeepShow” osiągały niebotyczne nakłady.
Beate Uhse, pionierka rynku erotycznego, osiągnęła ogromny sukces – w 1989 roku została odznaczona Orderem Zasługi Republiki Federalnej Niemiec, a jej firma dekadę później weszła na giełdę. Jednak w XXI wieku internetowa rewolucja seksualna podważyła dominację tradycyjnych sex-shopów. Po śmierci Uhse w 2001 roku jej firma zaczęła zmagać się z problemami finansowymi. Konkurencja w postaci darmowej erotyki online i sprzedaży internetowej osłabiła jej pozycję na rynku, pokazując, że nawet pionierzy muszą dostosować się do nowych czasów.
***
A co z technologią? Jak wpływa na sprzedaż?
Internet to mocna konkurencja. Ludzie kupują online, ale też się zawodzą – trafia do mnie mnóstwo osób, które zamówiły coś w sieci i nie dostały tego, czego się spodziewały. Poza tym technologia wchodzi do branży – wibratory sterowane przez aplikacje czy gadżety Bluetooth to już standard. Ale klasyka wciąż trzyma się mocno.
Masz jakieś anegdoty o klientach?
Oczywiście! Mógłbym napisać książkę. Przyszedł kiedyś pan, heteroseksualny mężczyzna, i poprosił o damską bieliznę w rozmiarze XXL. Dla siebie. Spojrzałem na niego, on na mnie, po czym powiedział: „Tak, tak, ja to będę nosił” – i nie było w tym ani grama wstydu. Pełen luz!
Jak reagujesz na zawstydzonych klientów?
Trzeba być psychologiem bez dyplomu. Klienci przychodzą nie tylko po gadżety, ale też z problemami – od zdrad po frustracje seksualne. Czasem szukają porady, jak uratować związek. Zawsze radzę zacząć od rozmowy z partnerem. To najlepszy początek.
Zdarzyło Ci się odmówić sprzedaży?
Tak, szczególnie gdy ktoś był pod wpływem alkoholu albo pytał o rzeczy związane z dewiacjami czy nielegalnymi fantazjami. To rzadkość, ale bywa. Wtedy trzeba być stanowczym.
Konkurencja z internetem jest trudna?
Bardzo. Sklepy internetowe często oferują niższe ceny, ale to, co wygrywa u nas, to obsługa klienta. Klient widzi, co kupuje, może dotknąć, zapytać. Poza tym Internet potrafi wprowadzać w błąd – często przychodzą do mnie osoby, które kupiły coś online i były rozczarowane. U nas klient ma pewność, że produkt jest nowy i nieużywany.
Jakie cechy są potrzebne, by pracować w sex shopie?
Dystans, otwartość i twardy łeb. Pracy nie można zabierać do domu. Jak moja żona za dużo gada o swojej pracy, to mówię: „Teraz ja opowiem o mojej” – wtedy dyskusja się kończy (śmiech).
A co z sytuacjami zabawnymi?
O, tego jest mnóstwo! Kiedyś przyszedł klient i chciał zareklamować wibrator, który przestał działać po dwóch latach. Inna historia – elegancko ubrany wykładowca uniwersytecki próbował negocjować cenę jak na bazarze. Status społeczny nie ma tu znaczenia – każdy ma swoje potrzeby i każdy jest obsłużony z takim samym szacunkiem.
Co przewidujesz na przyszłość? Jakie produkty będą hitami?
Klasyka zawsze się sprzeda – to, co proste, działa najlepiej. Nowinki technologiczne jak gadżety sterowane przez aplikacje są modne, ale nie każdy to kupi. Ludzie pędzą za nowościami, ale klasyczne zabawki są nie do pobicia.
Czytaj także:
- Od lat 80. w Nowej Hucie. “Przywiązanie do dzielnicy, ogródków i działek”
- Najstarszy fryzjer Nowej Huty strzyże od 60 lat. “Teraz nawet mężczyźni robią sobie trwałe”
- 90 procent pracowników to osoby z doświadczeniem choroby psychicznej lub niepełnosprawnością. Mają 4,7 w Google
- Nie jest saperem, ale mówi: w tym zawodzie nie ma miejsca na błędy
- Raffaele Esposto: Polacy i Włosi to najlepsi ludzie na świecie, a moja pizza jest jak narkotyk