Azory: Osiedlowy śmietnik obnaża nową ustawę
Nowa ustawa śmieciowa przyniosła nowe problemy. Pomimo tego, że jaśnie nam panujący zapowiedzieli, że kiedy tylko wejdzie ona w życie, odpady znikną z naszych ulic, to po 9 miesiącach, o odpady można się potknąć.
Najwięcej na nowym prawie skorzystały jak na razie szczury, które radośnie buszują po stercie śmieci, leżącej na jednej z uliczek na moim kochanym osiedlu Azory. Zastanawiam się tylko czy śmieć-ustawa została spieprzona przez polityków i samorządowców czy po prostu nie dorośli do niej obywatele.
Mam nadzieje, że problem ten zostanie rozwiązany, zanim na moim osiedlu będzie więcej szczurów niż mieszkańców.
To było chyba latem 2011 roku. Jeszcze jako reporter regionalnej rozgłośni radiowej, jechałem do Myślenic, gdzie wizytował ówczesny minister środowiska Andrzej Kraszewski. – Zapytaj go czy segreguje śmieci – wydał polecenie wydawca i ruszyłem szeroką „Zakopianką” do uroczego, podkrakowskiego miasteczka. Co tam wtedy robił minister środowiska… Otwierał salę gimnastyczną? Opowiadał o tym, jak dla środowiska ważna jest Raba? A może po prostu brał udział w jakiejś nudnej konferencji? Już nie pamiętam, ale pamiętam jak dziś naszą rozmowę o projekcie nowej ustawy śmieciowej, której minister Kraszewski jest autorem. Rozmawiając w cztery oczy z ojcem rewolucji śmieciowej dowiedziałem się o co naprawdę w niej chodzi.
Przesympatyczny, kompetentny i rzeczowy minister po prostu przekonał mnie, że nowa ustawa ma sens. Przytakując ministrowi z rządu Platformy Obywatelskiej czułem się niczym rasowy leming, ale muszę przyznać, że idea wyłożona przez ministra Kraszewskiego zdobyła moje uznanie. – I myśli pan minister, że ludzie nie będą wywozić już wersalek do lasu? – zapytałem podejrzliwie. – Oczywiście, że nie. Właścicielem śmieci stanie się gmina i to ona będzie miała obowiązek je wyrzucać. Po co ktoś ma się męczyć z wywożeniem wersalki do lasu, jeśli i tak za wywóz zapłaci w podatkach i wersalkę zutylizuje gmina? – zapytał mnie retorycznie minister. Odjeżdżając, spojrzałem na lasy otaczające zewsząd Myślenice… – Może w końcu odetchnięcie – pomyślałem.
Od tamtego spotkania minęły już dwa lata z hakiem. Ustawa śmieciowa jest wdrażana i po tych kilku miesiącach od jej wejścia w życie, możemy pokusić się o pierwsze spostrzeżenia. Pierwsze jest takie, że polskie miasta nie zmieniły się, niczym osławiony Neapol, w śmietniki. To dobra wiadomość, ale jest też zła – są takie miejsca w których porażkę nowej ustawy czuć, i to czuć bardzo wyraźnie.
[imagebrowser id=16]
Ulica Palacha na osiedlu Azory. To właśnie tutaj znajduje się najsłynniejszy chyba w Krakowie zbiorczy blokowy śmietnik.
Wokół niego sterty odpadów – niczym w Neapolu. Wiatr rozwiewa je po najbliższej okolicy, wokół nich buszuje szczur. Małe, dzikie wysypisko śmieci w środku osiedla – 7 km od Rynku Głównego. Ktoś po prostu przyszedł, zastał zamknięty altankę, pieprznął śmieci i sobie poszedł. Takich osób było z pewnością wiele, bo stert śmieci jest kilka.
Widok niczym z wspomnianego wyżej Neapolu. Sprawa azorskiego śmietnika była opisywana nawet w gazecie, bo niektórzy mieszkańcy, nie mając ochoty potykać się o odpady, stwierdzili, że „to nadaje się do prasy”. Okazało się jednak, że śmieci, mimo iż podobno gmina po wejściu ustawy miała stać się ich właścicielem, są jakby bezpańskie. Bo oto rzeczniczka Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania w gazetowym artykule, z rozbrajająca szczerością stwierdziła, że „właścicielem odpadów komunalnych staje się gmina, ale w chwili, gdy znajdą się one w samochodzie firmy odbierającej odpady na zlecenie gminy”. Szok.
Nie dorośliśmy jeszcze do nowej ustawy śmieciowej. Nie dorośli do niej przede wszystkim ludzie, którzy śmieci pod azorskim śmietnikiem beztrosko porzucili. Nie dorosły również władze skoro twierdzą, że dopóki śmieci z ulicy nie trafią do śmietnika, to dla nich one nie istnieją. Więc gniją sobie te niczyje śmieci na moich kochanych Azorach i nikt nie kiwnie palcem, żeby ten bajzel posprzątać. Najłatwiej jest umyć ręce i mieszkańców z brudnym problemem zostawić samych sobie. Mam nieodparte wrażenie, że gdyby minister Kraszewski zobaczył śmietnik przy ulicy Palacha i usłyszał stwierdzenie pani rzecznik, zrobiłby się czerwony ze złości i bezsilności.
Niestety panie ministrze – piękną idee zdeptała rzeczywistość – są miejsca w tym kraju, gdzie za śmieci nie chce odpowiadać nikt poza szczurami. I to one jak na razie najbardziej skorzystały z nowej ustawy.
–0 Komentarz–