Parafinał…
…serii niefortunnych zdarzeń.
To nie był mój dzień i pewnie nie tylko mój. Wszystko zaczęło się od informacji, że na ulicy Opolskiej wylała się parafina. Nikt nie spodziewał się jeszcze wtedy, że za kilka godzin, po serii niefortunnych zdarzeń, parafina owa sparaliżuje pół miasta. Ale po kolei…
Niebezpieczna substancja wylewa się z tira, który sunął Conrada, Opolską i Bora-Komorowskiego. Ciecz, którą zaserwował nam niezidentyfikowany pojazd jeżdżący, zmieniła się w śliską niczym wypastowany parkiet nawierzchnię. Kilka stłuczek i wszystko jasne. Służby techniczne natychmiast przystąpiły do akcji. Oczyszczanie jezdni oznaczało oczywiście zamykanie pasów, zwężenia i cały wachlarz utrudnień jakich w żadnych okolicznościach nie życzy sobie żaden z kierowców. Do tego na samej Opolskiej trwa remont wiaduktu, na Al. 29 Listopada też kopią, a początek października to także „wzmożony czynnik studencki” na drogach. Zbieg tych wszystkich wydarzeń spowodował paraliż komunikacyjny porównywalny do pierwszego śniegu – z tą różnicą, że parafina miała prawo zaskoczyć drogowców.
Samochody w północno-zachodnim Krakowie poruszały się dziś w tempie żółwia wodnego sunącego po lądzie. Z pętli na Azorach na ulicę Siewną jechałem od 16 do 17:30. Oznacza to, że ten niespełna 4 km odcinek pokonałem z zawrotną prędkością 2,5 km/h. Za mną i przede mną sznurek samochodów, a w nich kierowcy z których oczu można już było wyczytać tylko rezygnację lub furię. I warczały te silniki, raz na parę minut przyspieszając i przejeżdżając od 20 do 30 metrów, a był to taki piękny, słoneczny dzień.
Nie mam do nikogo pretensji. Nie wyklinam na urzędników, jak robił to taksówkarz, który był łaskaw przed chwilą odwieźć mnie do domu. Nie mam pretensji nawet do tirowca, który niczym zwierze pastewne – zabrudził i odjechał. Nie mam także pretensji do biednych studentów, którzy próbowali znaleźć ucieczkę z korków, w wąskich i ciasnych uliczkach Krowodrzy. Pretensje mam jedynie do siebie i tytuł „kretyna dnia” wręczam sam sobie. Dlaczego? Bo jeśli zachowałbym się tak, jak na porządnego mieszkańca Krakowa i eleganckiego człowieka przystało, to poszedłbym na spacer albo wziął rower. W jeden z ostatnich słonecznych dni tego roku jechałbym sobie lekko niczym na chmurce swoim jednośladem, słuchał muzyki i wdychał jesienne, krakowskie powietrze. Ale niestety zachowałem się jak ci, którzy samochodem jadą nawet po gazetę do kiosku i za swoje lenistwo zostałem ukarany. Nauka jest jedna – zostaw samochód, weź rower i nie dokładaj swoich spalin do krakowskiego smogu. Szczególnie w taki piękny dzień jak dziś.
–0 Komentarz–