Parkingowa gehenna na placu Inwalidów
Wiadomo, że krakowskie “planowanie” przestrzenne wygląda od wielu już lat tak, że najłatwiej przyrównać je do fantazji pijanego murarza. Ładu i pomysłu nie ma w tym za grosz. Za to betonu jest sporo i rozrzuca się go mniej więcej tak, jakby o miejscach decydowało to, gdzie majster się zatoczy i coś mu akurat na ziemię upadnie. Wychodzi z tego fantazyjna mozaika oderwanych od siebie inwestycji, które czasami mają sensu więcej, a czasami mniej.
Do rzeczy jednak, bo porównanie jest potrzebne, tylko dlatego że pozwala przypomnieć, iż sensownych pomysłów brakuje między innymi dlatego, że nie robi się badań i analiz, a nawet jak się je robi, to nie bierze się ich pod uwagę. Tak jak w wypadku planowanego Parkingu na Placu Inwalidów. Tam, przypominam, ZIKiT zrobił analizę, z której wynika, że 60 mln wydawać nie trzeba, bo obłożenie miejsc jest spore, ale daleko mu do 100 proc. Miasto tę analizę wyrzuciło do kosza i uznało, że wydanie 200 tys. złotych na budowę jednego podziemnego miejsca parkingowego w tym rejonie miasta to dla nas wszystkich inwestycyjny priorytet. Część z was mówiła, że badania ZIKiT są rzetelne. Część – trochę mniejsza – mówiła, że to bzdura, a ten parking to kwestia życia i śmierci, bo zajętych jest nie 100, a 120 proc. miejsc parkingowych. Zdania były rozbieżne, więc rzecz trzeba było sprawdzić i zrobić własne badanie. Najlepiej zapytać tam gdzie wiedzą to najlepiej – są innych parkingach w okolicy. Przystanek i trochę od placu Inwalidów jest np. komercyjny parking przy ul. Karmelickiej. Blisko. Tylko odrobinę drożej niż w strefie.
Dodatkowy atut ma ten parking taki, że świetnie widać go z okien Biblioteki przy Rajskiej i wygląda (zdjęcia były robione w piątek między 12 i 15) tak:
Co jest powodem tych pustek? Nie wiem, ale przypuszczam, że 50 groszy.
Parking na Karmelickiej kosztuje 3,50 (przy okazji zerknijcie na ślicznie zaparkowane BMW):
A 3,50 oznacza, że jest o 50 groszy drożej niż na ulicy w strefie:
Tymczasem wolne miejsca są nawet na Karmelickiej i na parking wjeżdżać nie trzeba – to już strefa B, bo spacer biegł przez “Mit Galicji”, który przy okazji gorąco polecam, ale w C było bardzo podobnie. Aut sporo, ale nie tyle, żeby się nie dało znaleźć miejsca:
Ergo: można zaoszcządzić 50 groszy. Ale może – pomyślałem – Karmelicka jest wyjątkowa, a wokół drugiej obwodnicy jest ciaśniej i jednak warto wydać 60 milionów, bo desperacja kierowców jest tak wielka, że 3,50 wysupłają. Krótki spacerek w chmurze spalin – to w końcu okolica Alej i tak przecież być musi, bo inaczej się nie da – i dotarłem pod Cracovię. Tam jest malutki płatny parking. Nawet niedrogi – godzina za 4 złote.
Wyglądał tak:
Ale też – pomyślałem znowu – nie ma się co dziwić. Skoro na Karmelickiej było pusto ze względu na 50 groszy, to tutaj musi być pusto, bo za parking naziemny (tyle, że strzeżony) trzeba zapłacić 4 złote, a zaraz obok jest parking podziemny za darmo. Za darmo bo nas wszystkich, społeczny. Raz dwa przeskoczyłem przez Focha, żeby sprawdzić, że pełne jest na pewno pełne i całe moje tłumaczenie trafił szlag, bo okazało się, że nie tylko za 3,50 ale i za darmo nie ma w tym miejscu 100 proc. “obłożenia”:
Powyższe zdjęcie da się odczytać i podpisać na trzy sposoby.
Ja powiedziałbym (sposób 1), że to być może jedyny w nowoczesnej Europie darmowy parking w obłożonej w 100 proc. strefie płatnego parkowania, w którym nie jest zajęte przynajmniej 90 proc. miejsc;
Ktoś (sposób 2) mógłby zwrócić uwagę, że 43 wolne miejsca po 100 tys. publicznych złotych, oznaczają, że właśnie marnuje się 4,3 mln złotówek i jest to doskonałe wytłumaczenie, dlaczego żaden prywatny inwestor nie chciał tego zrobić. A jakby ten ktoś był bardzo złośliwy, ja nie jestem, to pewnie dodałby jeszcze, że 107 zajętych miejsc to dodatkowa dziura w krakowskim budżecie, bo kierowcy unikają opłat za parkowanie, zostawiając auto na darmowym parkingu zbudowanym za 17 milionów złotych. To wersja, w której szklanka jest w połowie pusta.
Na szczęście jest i sposób 3, nazwijmy go zikitowo-magistrackim.
Jest to sposób optymistyczny. Mówi on, że szklanka nie jest w połowie pusta, tylko w połowie pełna, a dolać do niej to nie sztuka. Metoda jest prosta. Wystarczy wprowadzić zakaz parkowania w okolicy parkingu. Zakaz, akurat w tym miejscu, tak bardzo idiotyczny i niepotrzebny, że nawet ZIKiT nie potrafił uzasadnić jego sensowności i pisał, że zakaz parkowania trzeba wprowadzić, by ułatwić parkowanie. A jak już ZIKiT nie jest w stanie znaleźć uzasadnienia dla głupiego pomysłu, to – musicie to przyznać – naprawdę coś znaczy, bo zwykle bardzo sympatyczni rzecznicy prasowi tej instytucji potrafią wytłumaczyć wszystko. Nawet, jak sami nie wierzą w to, co mówią, a są tacy, którzy twierdzą, że nie wierzą całkiem często.
ZIKiT dolał więc do tej szklanki i już w lutym może okazać się, że będzie nie tylko pełna, ale nawet będzie kilka kropel, które się z tej czary wyleją, choć pewnie bez większego efektu. Jest przecież i tak, że zakaz nie ma sensu tylko dla mieszkańców. Dla Magistratu, nowej spółki Miejska Infrastruktura, która przyjęła pod swoje opiekuńcze skrzydła między innymi potrzebującego pomocy radnego oraz ZIKiT-u ma go bardzo wiele. Po pierwsze Aleja 3-go Maja to miejsce dość bezpieczne do takich eksperymentów, bo w zasadzie nikt tam nie mieszka i protesty nie będą zbyt głośne. Jeżeli w ogóle będą. Gdzie indziej konieczność zamiany 10-cio złotowego abonamentu za strefę na 320-to złotowy abonament za parking podziemny, już z taką obojętnością się nie spotka. (A te 320 złotych to i tak raczej mało. Tyle kosztuje pod Muzeum Narodowym, gdzie zbudowanie miejsca kosztowało 100 tys. złotych. Pod placem Inwalidów, gdzie budowa ma kosztować 200 tys. za sztuka, jeżeli ktoś chciałby zachować pozory, że pieniędzmi się gospodarzy, a nie po prostu je wydaje, powinien w takim wypadku kosztować 640 złotych. Miejsce będzie w końcu 2 razy droższe.)
Najważniejsze jest jednak, że taki zakaz zapewni pełne obłożenie parkingu pod Muzeum, który kosztował 17 mln złotych (100 tys. za miejsce, jak nie liczyć kosztu “utwardzenia” placu granitem). Z kolei pełne obłożenie tego parkingu pozwoli uzasadnić konieczność budowy nowego – tym razem pod placem Inwalidów, który kosztować ma już jednak nie 17 mln (i 100 tys. za miejsce), a milionów 60 (i 200 tys. za miejsce). Już czekam na analizy, które za dwa lub trzy miesiące pokażą ponad 100 proc. obłożenie parkingu pod MN i potwierdzą konieczność poniesienia potężnego wydatku nieco dalej. Jestem przekonany, że się doczekam.
Jednocześnie zastanawiam się, co zrobi Miasto, jak okaże się, że parking pod placem Inwalidów świeci pustkami?
Zakaże parkowania na Lea i Urzędniczej? A mieszkańcy okolicznych ulic zamiast 10 złotych miesięcznie będą płacić 320 lub 640 i łatać w ten sposób budżet MI?
–6 komentarzy–
Lecz sam pomysł parkingów podziemnych jest bardzo dobry!
Mają sens. Pytanie tylko za ile, gdzie i czy najpierw nie lepiej zrobić tramwaj na Azory…
Im droższa inwestycja tym łatwiej ukraść.
chodzi o priorytety. najpierw za wszelką cenę trzeba wybudować Park&Ride przy każdej zewnętrznej pętli na granicach Krakowa. To jest absolutny priorytet. Wtedy się może okazać że żaden dodatkowy parking w centrum nie jest potrzebny… No ale kto przy tak klarownej polityce “dorobi” ? Nikt.
Jest jeden sposób, parkingi bezpłatne na obrzeżach Krakowa, przy każdej stacji kolejowej w Małopolsce bezpłatny parking, krakowscy żacy bez samochodów. No ale ZIKiT coś wymyśli by mieszkańcom było ciężej.
Polecam podziemny i piętrowy parking jakieś ponad 2000 samochodów