Prof. Paulina Kramarz: Nie da się lubić “nowoczesnych” rewitalizacji
– Osoby, które projektują, zatwierdzają i zlecają do wykonania (betonowe “rewitalizacje”), kompletnie sobie nie zdają sprawy z tego, co się dzieje z klimatem i przyrodą. Nie wiedzą, jak jest źle, albo to do nich nie dociera. Rozumiem, że coś takiego nie dociera do zwykłej osoby w społeczeństwie, ale to są decydenci. Wymaga się od nich wiedzy. Jednocześnie ci ludzie nie dbają o zdrowie mieszkańców.- mówi prof. Paulina Kramarz z Instytutu Nauk o Środowisku Uniwersytetu Jagiellońskiego i serwisu Nauka dla Przyrody.
Lubisz nowoczesne rewitalizacje?
Prof. Paulina Kramarz: Nie. Nie da się ich lubić. Trudno też je nazwać nowoczesnymi.
Dlaczego?
Z miliona powodów. Przede wszystkim są brzydkie. Po drugie są kompletnie antynaukowe. Pokazują, że osoby, które je projektują, zatwierdzają i zlecają do wykonania, kompletnie sobie nie zdają sprawy z tego, co się dzieje z klimatem i przyrodą. Nie wiedzą, jak jest źle, albo to do nich nie dociera. Rozumiem, że coś takiego nie dociera do zwykłej osoby w społeczeństwie, ale to są decydenci. Wymaga się od nich wiedzy. Jednocześnie ci ludzie nie dbają o zdrowie mieszkańców.
Skąd taka teza?
Betonowe i asfaltowe powierzchnie szkodzą nam na różne sposoby. Tworząc wyspy ciepła, które podnoszą temperaturę i tutaj nie trzeba nawet czytać żadnych badań naukowych. W zupełności wystarczy zdrowy rozsądek. Jak wygląda Rynek Podgórski w Krakowie? Przecież to jest jakiś koszmar, zrewitalizowany niedawno. W środku miasta zrobiono betonowy plac otoczony budynkami mieszkalnymi. W lecie nie da się tam nawet usiąść. A coś takiego wpływa na cały mikroklimat miasta, bo każda taka powierzchnia zmniejsza możliwość zatrzymania wody, chłodzenia miasta, co szczególnie ważne, bo coraz więcej jest dni z ekstremalnie wysokimi temperaturami, właśnie przez globalne ocieplenie. Mamy też w Polsce problem z suszą, a betonowanie miast dodatkowo ją nasila. To są fakty naukowe. Zresztą takich przykładów zabetonowanych w ostatnich latach powierzchni w Krakowie niestety jest dużo. Czasem mam wrażenie, że decydenci nie konsultują się ze środowiskiem naukowym. Tymczasem jest to możliwe, co pokazują to choćby ruchy miejskie.
“Rozwój miasta mierzy się tylko tym, że ma przybywać budynków oraz samochodów”
W jaki sposób?
Prof. Paulina Kramarz: Zobacz na jedną z najbardziej znanych polskich performerek – Cecylię Malik. Ona każdy swój projekt konsultuje ze specjalistami, od lat broni zielonych rozwiązań dla Krakowa – które są konieczne! A jak działają urzędnicy? 44 lata temu zrobiono projekt Trasy Łagiewnickiej – to go realizują, zupełnie nie patrząc na to, że okoliczności się zmieniły, szczególnie związane z globalnym ociepleniem i rosnącymi zanieczyszczeniami w Krakowie. Że nowoczesne miasta projektuje się dziś inaczej, że samochody się z nich wycofuje, likwiduje się takie drogi, jak właśnie Trasa Łagiewnicka, itd… A u nas rozwój miasta mierzy się tylko tym, że ma przybywać budynków, nie tylko mieszkalnych oraz samochodów. Nic innego się nie liczy. Widzę ogromny kontrast między ruchami miejskimi, a tym, jak działają decydenci na wielu szczeblach.
Nie brakuje jednak dyrektorów i polityków, którym zmiany klimatu z ust nie schodzą.
I co z tego? Uchwalano Klimatyczny Stan Wyjątkowy dla Krakowa i co z tego wynika?
Słowa sobie, a czyny sobie?
Kiedy mówimy o zieleni w miastach to mniej znaczy więcej. Jest wiele badań, artykułów naukowych, które to potwierdzają, można o tym przeczytać choćby w niedawno opublikowanej monografii PAN. Bardzo pięknie mówił o tym prof. Jerzy Szwagrzyk odnośnie krakowskiego parku Bednarskiego. Wskazywał, że potrzebujemy w Krakowie miejsca przypominającego las, enklawy dla dzikiej przyrody. Mają one również znaczenie nie tylko dla miejskiej przyrody, bo w dobie masowego wymierania gatunków, mogą być też enklawą dla owadów, również zapylaczy, ptaków, drobnych ssaków, jak choćby jeży i wiewiórek. Ten park spełniał to kryterium. Mówił to profesor leśnictwa. A później przychodzi osoba, która ma decydować, jak ten park będzie wyglądać i uznaje, że lepiej, żeby był tam amfiteatr, różne ścieżki, że lepiej to zmienić. Możemy więc stracić miejsce, którego potrzebujemy, a do tego płacimy za to więcej, bo tak jest dużo drożej, niż gdybyśmy posłuchali zaleceń naukowca i zostawili je w świętym spokoju. Robiąc jedynie małe poprawki. A co zrobiono z parkiem rzecznym Wilgi? Postawiono tam na przykład takie walce betonowe, a na pytanie po co, powiedziano, że tam będą montowane drewniane „stoły”, na których będzie prowadzona edukacja ekologiczna. Niszczy się kawałek przyrody w mieście, betonuje się ją i robi się to w imię edukacji ekologicznej. Osoby, które to za to decydują, chyba nie słyszą, jak to brzmi.
Po latach zaniedbywania zieleni rzucono nagle gigantyczne pieniądze na jej utrzymanie i wszyscy chwalą się tym, jak dużo wydano na nią pieniędzy. To poziom wydatków staje się miernikiem tego, jak dba się o zieleń. Jednym z efektów jest to, że rewitalizacje muszą być drogie i zmieniają miejsca nie do poznania. Parki i skwery stają się cukierkowe, ułożone, jak spod linijki. Pisałaś, że wolałabyś inne. Jakie?
Wiele osób zwraca uwagę na to, że ludzi przyzwyczaja się do uporządkowania, odzwyczaja się ich od dzikości. Ale nie tylko ja wolałabym, żeby te miejsca były bardziej dzikie. Pisze o tym choćby Kasper Jakubowski w książce „Czwarta Przyroda”. Chciałabym, żeby pieniądze szły nie na ujarzmianie przyrody, ale na jej zabezpieczanie, uczenie społeczności doceniania przyrody, również tuż za rogiem bloku. Ja rozumiem, że ludzie mogą woleć asfalt, kostkę betonową od błota, drzew i zielni. Ale efekt jest taki, że kiedy przychodzi słoneczny weekend, to w parkach i okolicznych terenach zielonych, ludzie są tak upchani, że się nie mieszczą. Samych terenów zielonych w mieście też jest zresztą bardzo mało, wbrew oficjalnemu przekazowi. Tymczasem, gdyby się zgodzić na to, że ma być bardziej dziko, dałoby się też zaoszczędzić mnóstwo pieniędzy, które moglibyśmy przeznaczyć na edukację, ochronę zdrowia, obniżenie cen biletów, żeby ludzie jeździli transportem publicznym, generalnie na pomoc mieszkańcom. Mamy co najmniej dwa uniwersytety (Jagielloński i Rolniczy), gdzie można znaleźć fachowców, którzy wiedzą, jak rewitalizować tereny zielone w taki sposób, żeby przy niewielkiej ingerencji udostępnić je mieszkańcom. Obecnie jednak dużo idzie tutaj w złym kierunku, jednym z najsmutniejszych przykładów jest Zakrzówek.
„Jeszcze jedna flaszka mi nie zaszkodzi, bo jest smaczna”
Ale może to jest kwestia gustu? Dlaczego twoja perspektywa patrzenia na te sprawy, ma być ważniejsza niż perspektywa decydentów, którzy chcą, żeby było ładnie?
rof. Paulina Kramarz: To jest tak, jakby osoba z chorobą alkoholową i zaawansowaną marskością wątroby, która o tym wie, mówiła: „jeszcze jedna flaszka mi nie zaszkodzi, bo jest smaczna”. Ładnie, o którym mówisz, bywa – tak, jak mówiłam – szkodliwe. W Krakowie planuje się teraz na przykład Całoroczne Centrum Sportów Zimowych, co w dobie ocieplającego się klimatu, brzmi jak ponury żart – kolejny budynek, zużywający prąd i wodę, a do tego z płatnym dostępem.. Planowany na kolejnych terenach zielonych – ogólnodostępnych dla wszystkich. Budowane są kolejne galerie handlowe, często w środku miasta – które może i mogą się podobać, ale znów zabierają tereny zielone, generują ciepło, nie tylko dlatego, że same są wyspą ciepła, ale również z powodu klimatyzacji, która chłodzi wnętrze, ale podnosi temperaturę otoczenia. Zużywając prąd produkowany w Polsce głównie z węgla.
Muszę przyznać, że niektóre budynki wprawiają w zdumienie nad „fantazją” ich twórców.
Jakie?
Zobacz choćby na nowy budynek na rogu Piłsudskiego i Straszewskiego. Jaki on ma kolor?
Czarny.
Właśnie. Bardzo dobry jak jest ciepło. Dzięki temu trzeba używać więcej klimatyzacji.
Ludzi trzeba edukować, wyjaśniać im, jakie zagrożenie stanowi dalsze pozbawianie miasta zieleni i drzew. Dlatego tak ważne jest podejście decydentów, a ci przychodzą i mówią, że takie rzeczy są w porządku. Niektórzy ludzie patrzą, widzą wysoko postawioną, urzędową osobę i myślą, że pewnie ma rację. Ale niestety nie ma. Jest to taki sam rodzaj działania, jak celebryci pouczający społeczeństwo, że szczepionki są szkodliwe. Kiedy na takie decyzje spojrzeć perspektywicznie, uwzględniając kryzys klimatyczno-ekologiczny, to są równie bezsensowne i antynaukowe. Tak, mam inne podejście do „ładnie”, bo jestem biolożką i patrzę na te sprawy z perspektywy dobra przyrody. Tylko w świetle faktów naukowych, moje podejście nie jest po prostu moją opinią, ale, jak inne osoby ze środowiska naukowego mówię, co jest konieczne w obecnych czasach.
“Z czym mamy iść na kompromis? Z przyrodą? Z globalnym ociepleniem? Ze zdrowiem mieszkańców?”
Rzecz nie w „ładnie”, ale w sprawach fundamentalnych?
Zwróć uwagę na KL Plaszow. Mieszkańcy od samego początku mówili, że chcą miejsce pamięci uczcić, ale zielonym parkiem pamięci, że takie rozwiązania są praktykowane na świecie. Jestem przekonana, że turyści byliby zachwyceni. A miasto na siłę przekonuje, że ludzie (i naukowcy ich wspierający) nie mają racji, że koniecznie trzeba tam budować parkingi, znów „ładnie” na betonowo zrewitalizować. Do tego sytuacja jest nieprzyjemna, często bardzo konfliktowa – ostatnio były nawet porównania do hitlerowców. To się w głowie nie mieści.
Były, bo ktoś zgrzeszył wstawiając tam ławki, na które miasto nie miało pieniędzy.
Osoby ze społeczności krakowskiej są w porównaniu do decydentów o lata świetlne do przodu. A urzędnicy ciągle mówią: chodźmy na kompromis. Ale z czym mamy iść na kompromis? Z przyrodą? Z globalnym ociepleniem? Ze zdrowiem mieszkańców?
Może to jest tak, że nie wyobrażamy sobie upamiętnienia innego niż pomnikiem z betonu?
Mieszkańcy sobie właśnie wyobrażają. Bardzo bym chciała być upamiętniona pięknym drzewem, nie nagrobkiem, to takie metafizyczne. Drzewa mi dawały życie, to ja teraz daję życie drzewu. O ile piękniejsze byłyby cmentarze.
Prof. Paulina Kramarz: “Musimy przestać być przede wszystkim konsumentami”
Zapewne nie jesteś jedyna. Na przykład konsultacje obywatelskie ws. parku Bednarskiego pokazały, że ludzie oczekują właśnie takiej formy utrzymania zieleni, o jakiej mówisz.
Jeżeli ludzie o tym wiedzą to bardzo dobrze. Szkoda, tylko, że decydenci nie wiedzą. Co jest ciekawe, to jest podejście anarchistyczne – społeczność się samoorganizuje i decyduje, jak jej życie powinno wyglądać. Mam czasem wrażenie, że gdyby nie było decydentów, szczególnie tych na samej górze, to by było lepiej. Jest to smutne, bo samorząd mógłby być fajny, tylko powinien być zbudowany inaczej – podstawą powinny być rady dzielnic, jako mające najbliższy kontakt z mieszkańcami.
Same ruchy miejskie sobie jednak z przekonywaniem nie poradzą. Musiałyby to robić osoby, które podejmują decyzje, na różnych szczeblach. Z wrażliwością na dobro mieszkańców, w tych coraz trudniejszych czasach.
Filozofia oparta o „mniej znaczy więcej” staje się coraz popularniejsza. Na przykład tegoroczna nagroda Pritzkera, nazywana architektonicznym Noblem, trafiła do ludzi, którzy odmówili rewitalizacji skweru w Bordeaux. Dla mnie to jest znak, że ludzie dostrzegają to o czym mówisz. Nie tylko w architekturze, ale też w kulturze. Co jeszcze musi się zmienić?
Musimy przestać być przede wszystkim konsumentami. Między innymi dlatego, że tak się postrzegamy, tak łatwo jest nas namówić na kolejną galerię handlową. Jednak jak tak dalej pójdzie to te będą jedynymi miejscami, gdzie będziemy mogli pojechać swoim samochodem nowo wybudowaną drogą. Dlatego tak ważna jest rola osób, które decydują o kształcie miasta – powinny pokazywać mieszkańcom, przekonywać ich, że nie tylko konsumpcja jest najważniejsza, ale to, czy miasto jest miejscem przyjaznym do życia. Zielonym, z wygodną komunikacją miejską, z osiedlami tak zbudowanymi, że nie ważna jest odległość do centrum handlowego, ale do żłobka, przedszkola, szkoły, przychodni. Dziś, kiedy chodzi o planowanie miast, nowoczesność jest kompletnym zaprzeczeniem technologii. Tak, wiem, że ludzie są upojeni technologiami, myślą, że te rozwiążą wszystkie ich problemy. Nie rozwiążą, a bardzo często wręcz je nasilają, jak choćby nadmierny rozrost transportu osobowego. Nowoczesne jest dziś na przykład przywracanie drzew w miastach i ich szpalery sadzi się w miejsce parkingów.
Tutaj muszę bronić. Są ulice w Krakowie, które zmieniono w tym duchu. Będą kolejne.
Mówisz o Krakowskiej?
O Dietla.
Dietla zrobiono przed wojną.
Ale teraz pas dla aut zmieniono w pas dla rowerów.
Tak. Są to pierwsze przymiarki. Ale jednocześnie mamy tę Krakowską, którą niedawno zrewitalizowano w duchu betonowej kostki i drzewa, które kilka lat temu wycięto na Rynku.
Betonoza to nie tylko krakowski problem.
Ostatnio mistrzostwem świata był rynek w Kutnie.
Ciekawy jest plac Świętego Ducha. Tam są spory dotyczące odpowiedzialności za brak drzew, ale bardziej od nich interesuje mnie to, że w centrum miasta zrobiono kolejną patelnię.
Tak. Do tego, społeczność Krakowa chyba nie za bardzo sobie uświadamia, że na to wszystko idą nasze pieniądze. To nie są pieniądze, które pojawiają się w mieście w jakiś magiczny sposób. Również dzięki tej małej świadomości decydenci mogą je wydać na przykład na Trasę Łagiewnicką, planować Igrzyska Europejskie, tor wyścigów konnych na Błoniach. To był swoją drogą wyjątkowo kuriozalny pomysł. Nieliczne projekty na szczęście upadają, często dzięki sprzeciwom społecznym, ruchom miejskim, ale naprawdę trudno zrozumieć, że osoby odpowiedzialne za nasze miasto, za nas, w ogóle je miały.
Chciałabym bardzo, żeby moment, w którym jest Kraków – gdy z powodu pandemii drastycznie zmniejszył się ruch turystyczny, w tym choćby zapotrzebowanie na wynajem krótkoterminowy, został dobrze wykorzystany. Wydaje się, że pandemia się kończy, ale jej skutki, również ekonomiczne, nasze miasto będzie długo odczuwać. O tym, że taka pandemia może się zdarzyć, środowisko naukowe ostrzegało od lat, jak widać z marnym posłuchem. Może czas, by osoby decydujące o naszym mieście wysłuchały wieloletnich ostrzeżeń o znacznie większym, nasilającym się kryzysie klimatyczno-ekologicznym, który już trwa i będzie miał coraz większy wpływ na pogarszanie się naszego życia. I chłodna wiosna, jaką mamy w tym roku w Polsce, tego nie zmieni.
Prof. Paulina Kramarz – dr hab. nauk biologicznych, profesor nadzwyczajny Instytutu Nauk o Środowisku Wydziału Biologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jest autorką lub współautorką kilkudziesięciu prac naukowych. Angażuje się także w prace serwisu Nauka dla Przyrody.
- Czytaj także: Atrakcje w Krakowie, które polecają turyści!
–2 komentarze–
Proponuję zobaczyć, jak jesienią 2020 roku prezentowała się rewitalizacja pewnej wioski na południu Polski. Trochę drzew przy okazji wycięli, ale tylko te, które trzeba było, bo były suche lub uszkodzone. Ładnie poprowadzili alejki pomiędzy już istniejące drzewa. Zbudowali kilka atrakcji i parkingów, ale większość została zielona. Czego mi tam brakuje? Polnych kwiatów w trawie, tzw kwietne łąki. Jakieś kwiaty na pewno tam naturalnie rosną, ale trawa być może jest za często koszona i nie zdążą rozkwitnąć.
https://sromowce.pl/gallery,85
[…] Czytaj też: Prof. Paulina Kramarz: Nie da się lubić “nowoczesnych” rewitalizacji […]