Programowa ściema
Słyszeliście kiedyś, że z okazji wyborów trzeba patrzeć nie na kandydatów, a na programy? No ba. To taka ściema, która ma na celu odwrócić naszą uwagę od tego, co panie i panowie robili. Każe choć na parę minut przyjąć założenie, że w rzeczywistości ci nasi kandydaci są to ludzie ideowi, tylko im nie idzie, bo sami wiecie, rozumiecie…
Ostatnio programy polityczne analizowałem kończąc studia i miałem nadzieję, że jest to raz ostatni, bo znieść to trudno, a wiarę w ludzi stracić od tego łatwo. Ale postanowiłem jeszcze raz zajrzeć do takiego partyjnego niby-programu. Wszystko dla sprawy. Po to, żeby przypomnieć sobie i wam, że chodzi w nich tylko o to, by zrobić nas w trąbę i naciągnąć na poważne traktowanie tego, co poważne nie jest.
Nie wierzycie? No to cofnijmy się o cztery lata i sprawdźmy, co też zrealizowano.
Cofnąć się w czasie nie jest trudno. Wpisujemy odpowiednią frazę w google i już jesteśmy cztery lata wcześniej. Krakowska PO idzie do wyborów pod hasłem, że załatwi w Warszawie to, załatwi tamto, a jak ich nie wybierzemy to niczego nie będzie, bo premier PiSu nie lubi i nam nie da. Tu można zrobić przerwę i skoczyć na chwilę w czasy nieco bliższe. Pamiętacie główny platformersk0-miejski argument za igrzyskami? Mówili tak: „Teraz w Warszawie nic załatwić nie możemy, a Kraków jest tam traktowany bardzo źle. Musimy zrobić Igrzyska, żeby to… zmienić.” No to kiedy kłamali? Wtedy czy teraz? Bo mnie się to jakoś wyklucza. Chyba, że u “nich” dwa sprzeczna zdania mogą być na raz prawdziwe. Kto “ich” tam wie? Ale tyle dygresji. Wracamy do 2010 roku.
Kampania trwa. PO ma program. Program ma nazwę: „Lepsze życie w lepszym mieście. Program wyborczy PO RP w Krakowie. Wybory samorządowe 2010.” O tym, że cofnęliśmy się w czasie przekonuje już pierwsza strona, z której Łukasz Gibała – wówczas szef PO w Krakowie, a dziś kandydat niezależny – obiecuje:
Obietnice wypowiedziane z taką pewnością z pewnością się już spełniły. Zwłaszcza, że mieszkańcy Krakowa im zaufali i na PO zagłosowali. A poza tym skoro miał być sprawdzian, to sprawdzajmy.
Zaczyna się dumnie, bo od projektów strategicznych. Te, tak sobie myślę, były zapewne realizowane w pierwszej kolejności, więc już na pewno są.
Zatem – wracamy do 2014 roku – mamy już w Krakowie:
– gotowy i policzony projekt metra, wsparty przez rząd, który – tak to brzmi – dołożył się nawet do budowy. No chyba, że metra nie opłaca się budować, ale takiej opcji tam nie było. Wiadomo. Metro brzmi dumnie.
– zagospodarowano Wisłę, co widać po zrewitalizowanych bulwarach od Kazimierza po Dąbie i spacerujemy nimi z dziećmi w te weekendy, w czasie których smog nie zasłania nieba.
– zrewitalizowano tereny pohutnicze, a zainteresowanie Nową Hutą było tak wielkie, że Maciek Twaróg nie może przestać dziękować.
– są też kompleksowo przebudowane Grzegórzki oraz okolice Kopernika, a przy Centralnej (obok nowego magistratu) pachnącą świeżością dzielnicę finansowo-biznesowo-administracyjną. A to nie wszystko, bo cieszymy się też ze zrewitalizowanych bloków, co w naszej dzielnicy najlepiej widać np. na Azorach, gdzie wydano grant na to, żeby mieszkańcy zaprojektowali rewitalizację osiedla, której jednak nikt nie chce wykonać. Po co w takim razie zaprojektowali? – zapytacie. Otóż po to, że był do wydania grant, a każdy grant to parę etatów albo chociaż zleceń.
– i wreszcie, to mamy, centrum wystawiennicze, które jednak nie powstało z inicjatywy radnych miasta Krakowa z PO. Z ich inicjatywy odkrywano wtedy Amerykę.
To oczywiście tylko propozycje najważniejsze. Jednak przez cztery lata zrobiono więcej. Wszystkich nie ma nawet sensu wymieniać, bo wymagałoby to napisania książki.
Ale można przyjrzeć się chociaż tym, które miały w tym czasie powstać po naszej stronie miasta.
Od kilku lat:
1) Bawimy się w Parku Mydlnickim, który powstał przy okazji realizowanego przez PO programu „Park w każdej dzielnicy”.
2) Aleje są piękne i jak nowe. Mają ścieżki rowerowe i w ogóle wszystko mają. A to za sprawą „kompleksowej rewaloryzacji” Alej Trzech Wieszczy.
3) Seniorzy już nie muszą stać w kolejkach do przychodni i mogą się cieszyć z rozwoju leczenia na odległość – telemedycyny, czym by ona nie była. To dlatego nie potrzebują już tylu przychodni, takich jak ta w Bronowicach, gdzie umów z NFZ praktycznie nie ma, i mogą korzystać z luksusowego i zawsze dostępnego ZOZ-u przy Galla.
Zrealizowano też kilka PRZYRZECZEŃ. Najważniejsze było to, w którym zapowiadano: „więcej ogólnodostępnej zieleni miejskiej, lepiej utrzymane parki i skwery”. Możemy się o tym przekonać spacerując po Forcie Bronowice, w którym regularnie spotykają się wszyscy, którzy coś znaczą w naszym mieście.
Równie miło jest patrzeć na GWARANCJE, które nie okazały się być bez pokrycia. Na przykład takie, że dzieci mają pewność znalezienia miejsc w przedszkolach, a o nasze bezpieczeństwo dba sprawnie działające straż miejska. O zdrowie natomiast możemy zadbać w – patrz wyżej – nowocześnie wyposażonych przychodniach. Tramwajem jeździmy (to zrobiono oprócz policzenia metra) już po nowych trasach do Mistrzejowic i Górki Narodowej.
I nie. To nie BAJKA. W programie napisano, że wszystko zostało policzone i pieniądze na to są. Wystarczy wrzucić głos na tych, a nie innych.
Tyle właśnie są warte te niby-poważne i potrzebne dyskusje niby-programowe.
Jak ktoś wam powie, że trzeba zerkać do programów partii politycznych, to doradzam pełen dystansu uśmiech. Jak zatem decydować? Cóż – nie wiem. Moje wymagania odnośnie samorządu spadły już tak bardzo, że jeżeli w ogóle pójdę głosować, a pewnie pójdę, to mam tylko dwa oczekiwania. Żeby taki człowiek był w miarę uczciwy i miał pomysł.
A jeżeli spełni pierwsze, to nawet nie musi to być pomysł taki jak mój.
PS. Sprawiedliwość wymaga, by wspomnieć, że coś się jednak ostatnio nieco zmienia, a programy partyjne to nie zestawy koncepcji dla miasta w ogóle. Te coraz częściej powstają w miejskich think tankach, które w Polsce prężnie się rozwijają i wyróżnia je to, że raczej wyznaczają kierunek i dostarczają idei, niż obiecują, że wszystkim będzie się żyło lepiej. Są tacy, którzy z nich korzystają. Zwykle są to ci, którzy wywodzą się z ruchów miejskich i rozumieją o co w tym wszystkim chodzi.
–1 Komentarz–
[…] a nawet czytania ulotek. Pominę kwestie programowe i wysyp obietnic, bo wystarczy zapoznać się z przyrzeczeniami(!) z poprzedniej kampanii wyborczej, aby uświadomić sobie, że te ulotkowe programy „iluzją […]