Róbcie parki, nie wojnę!
Zajrzałem ostatnio na stronę AMW. Jak zwykle zajrzałem tam w sprawie Fortu „Bronowice”, który wraz z kilkoma hektarami zieleni wokół niego tak wspaniale nadawałyby się na park dla Azorów, Bronowic i Krowodrzy. Ale tym razem nie Fort przykuł moją uwagę, a to czym AMW się chwali.
No bo tyle było mówienia, że wojsko, że potrzeba, że sprzęt, że Afganistan i dlatego trzeba sprzedawać to, co wojsko ma do sprzedania, włączając w to świetne niekiedy działki, które z powodzeniem mogły by służyć całej społeczności. Takie jak ta przy Rydla, ale przecież nie tylko, bo Agencja Mienia Wojskowego w Krakowie parę już ciekawych miejsc sprzedała, a też nie tylko w Krakowie, bo przecież to samo dzieje się w wielu polskich miastach i nie tylko miastach. Tymczasem zdobyte kwoty więcej niż o potrzebach polskiej armii, mówią o priorytetach rządzących.
Otóż AMW chwali się kwotami zdobytymi i przekazanymi na Fundusz Modernizacji Sił Zbrojnych RP. Ponoć kwotami ogromnymi, które ogromne są jednak tylko, kiedy nie umieści się ich w odpowiednim kontekście. – W ciągu kilkunastu lat swojej działalności Agencja odprowadziła na nie już blisko 1,58 mld złotych. – czytamy na stronie Agencji Mienia Wojskowego.
Musicie przyznać, że 1,58 mld dla przeciętnego Kowalskiego, Nowaka lub Borejzy to kwota niewyobrażalna. Kiedy jednak umieścić ją w kontekście, to okaże się, że sprzedaż wszystkich nieruchomości i broni przyniosła mniej pieniędzy niż wydano w jednym tylko 2010 roku na misję w Afganistanie. A przy okazji, bo i o tym nie należy zapominać, AMW nie wspomina ile pieniędzy pochłonęła administracja konieczna, by te tereny sprzedać. A z pewnością nie było ich mało, bo źle się tam nie zarabia. Żeby się przekonać wystarczy zajrzeć do oświadczeń majątkowych pracowników, którzy mają jednocześnie szczęście (nieszczęście?) być politykami. A praca wre od kilkunastu lat
I jak tak popatrzeć na te kwoty, i porównać je ze sobą, to trochę szkoda, że tak wiele miejskiej przestrzeni, która była własnością państwa i już choćby dzięki temu dawała szansę zagospodarowania innego niż z pomocą kolejnego grodzonego osiedla, zawsze trafia pod młotek i zawsze do tego, kto da najwięcej, bo najwięcej będzie chciał z niej wycisnąć. A kilkanaście lat takiego sprzedawania przyniosło zaledwie tyle pieniędzy, ile wydano w niespełna rok trwania misji wojskowej, która trwa od lat kilkunastu i przeciw kontynuowaniu której już w 2007 roku było 79 proc. Polaków. (Nawiasem mówiąc to akurat wtedy władze postanowiły zwiększyć nasze zaangażowanie).
Fort “Bronowice” to doskonała ilustracja procesu, priorytetów polityków i wyobraźni lub raczej jej braku. “Siódemka” i niemal 10 ha wokół niej, w wyjątkowo gęsto zabudowanym Krakowie byłyby prawdziwą gratką i szansą, by raz zrobić coś dla ludzi i park stworzyć, a nie zabudować. Szansę sprzedano w imię wyższych celów, a te wyższe cele, to kropelka dołożona do tego, by polscy żołnierze mogli brać udział w operacjach potrzebnych (albo nawet nie) Amerykanom. Takich kropelek w całym kraju jest i było całe mnóstwo. Wiele z nich było ważnych dla miejskiej przestrzeni i lokalnych społeczności. Mimo to zdecydowano się je sprzedać, by kupić za to wojenny sprzęt. A w sumie przez kilkanaście lat nakapano mniej niż przyniosłaby rezygnacja z jednego roku obecności w Afganistanie.
Chwila zadumy nad priorytetami naszych władz powoduje, że – przynajmniej mi – robi się raczej smutno. Zdecydowanie wolałbym, gdyby przyświecało im hasło rób zieleń, nie wojnę. Albo bo ja wiem: parki nie czołgi. Zdrowsi byśmy byli też, a i rekruci nawet mieliby mniej kłopotów z oddychaniem. A kto wie bogatsi zapewne też byśmy byli, bo na kupowanym zagranicą sprzęcie to zagranica się bogaci, a nie my.
–0 Komentarz–