Ruchy miejskie to nie jest partia polityczna
Ogromnie się zdziwiłem, gdy zobaczyłem, że Gazeta Wyborcza zaprasza do debaty o wyborczym rezultacie ruchów miejskich. Moje zdziwienie wzięło się z tego, że „ruchy miejskie” wyniku mieć nie mogły, bo w wyborach nie startowały. Nie są bowiem fenomenem politycznym tylko społecznym.
Oczywiście startowali w wyborach ludzie, których ostatnio nazywa się zbiorczą etykietą „miejskich aktywistów”, a nawet nazywające się tak miejskie komitety. Niektórzy startowali z sukcesami, jak np. nowy prezydent Poznania, który wygrał będąc kandydatem PO. Większość bez sukcesów. Pojawiali się na różnych listach. Patrz: Poznań. W Krakowie byli u Sławomira Ptaszkiewicza. Byli, zresztą najliczniej, w Krakowie Przeciw Igrzyskom, który firmował się nawet szyldem „Porozumienia Ruchów Miejskich”. Ale byli też na listach PO, gdzie swoje miejsce znalazł na przykład „rowerzysta” Rafał Terkalski. Kto więc był w Krakowie „ruchami miejskimi”? Może PO? Chyba jednak nie. KPI też zresztą „ruchem miejskim” – w liczbie pojedynczej – było tylko dopóki chodziło o igrzyska. Jako komitet wyborczy zmieniło się raczej w namiastkę “zielonej” partii politycznej i zalążek krakowskiej lewicy, co stało się zresztą powodem wyborczej porażki i tego, że cała poreferendalna para poszła w gwizdek, a mogło z niej wyjść wiele dobrych rzeczy.
Jednak to nie dlatego nie da się mówić o tym, że „ruchy miejskie startowały w wyborach”, „ruchy miejskie poniosły porażkę”, itd… Nie da się dlatego, że zamykanie miejskiej rewolucji w ciasnym politycznym garniturze, przekłamuje i ogranicza to, co właśnie dzieje się w Polsce. „Ruchy miejskie” są bowiem fenomenem społecznym, a nie politycznym. To nie nowa partia polityczna powstaje na naszych oczach. Powstaje coś więcej i coś dużo ważniejszego – polskie społeczeństwo obywatelskie. Coś co encyklopedyczna definicja opisuje jako:
społeczeństwo charakteryzujące się aktywnością i zdolnością do samoorganizacji oraz określania i osiągania wyznaczonych celów bez impulsu ze strony władzy państwowej. (…) Podstawową cechą społeczeństwa obywatelskiego jest świadomość jego członków potrzeb wspólnoty oraz dążenie do ich zaspokajania, czyli zainteresowanie sprawami społeczeństwa (społeczności) oraz poczucie odpowiedzialności za jego dobro.
Do niedawna głównie się o tym mówiło, ale niewielu je widziało. Teraz, choć wciąż w ograniczonym zakresie, możemy oglądać je wszyscy. Nie trzeba nawet jechać do Londynu lub Berlina. Zapraszam do nas – na Krowodrzę.
Co dzień powstają kolejne inicjatywy, stowarzyszenia, zorganizowane akcje, które stawiają sobie za cel realizację określonych, zwykle partykularnych, ale dotykalnych i ważnych celów. Kolejne sprawy – od parków, przez igrzyska, po sprzątanie powyborczych śmieci i przejrzystość władzy – przyciągają ludzi chcących, by ich otoczenie jutro było lepsze niż wczoraj. Różnych ludzi. O różnym światopoglądzie. O różnych poglądach politycznych, bo do tego, żeby razem z Pogromcami Bazgrołów zamalowywać bluzgi zdobiące krakowskie mury albo z aDaSiAMi urządzać „sprzątanie świata”, nie trzeba się zgadzać i deklarować w kwestii podatków, związków partnerskich, reformy emerytalnej lub „zamachu” smoleńskiego. Tak samo nie trzeba tego robić, żeby działać w Kraków Miastem Rowerów, Przestrzeń-Ludzie-Miasto, Zielonych Bronowicach, Magistracie Nowohuckim, Przejrzystym Krakowie, Krakowskim Alarmie Smogowym, itd…., itp…
To jest właśnie różnica między ruchem miejskim i partią polityczną lub jej zalążkiem. Warto o tym pamiętać i rzeczy nazywać po imieniu.
Gazeta zapraszając do debaty pyta: – Czy ruchy miejskie potrafią wyjść poza schemat jednorazowych akcji? Czy mają coś więcej do zaproponowania krakowianom? Na pierwsze z nich można odpowiedzieć krótkim pytaniem: a po co? Nie każdy kto angażuje się w obronę zieleni lub jeździ na rowerze, robi to po to, by zająć polityczny stołek lub zbawiać świat. Może chce mieć gdzie wyjść z dzieckiem, czym oddychać i jak bezpiecznie dojechać do pracy? Albo – jak w przypadku igrzyskowej awantury – takiego kogoś po prostu irutyje marnotrawienie publicznych pieniędzy. Nie każda społeczna aktywność oznacza chęć bycia politykiem. Zresztą… kto by chciał politykiem być? Dziś to przecież największy wstyd. Miejską zmianą nie rządzi dążenie do budowy nowej partii politycznej – choć są tam ludzie z politycznymi ambicjami, ale to część, a nie całość, ani nawet nie większość. Nic dziwnego nie ma też w tym, że część z nich szuka swojej, różnej – podkreślmy, drogi do polityki lub samorządowych urzędów. Ale to nie one, mimo że niestety wokół nich po wyborach skupiła się rozmowa, są najważniejsze w tym co się dzieje.
Najważniejsze opisuje stara, podobno afrykańska, mądrość: „Jeśli wielu zwykłych ludzi w wielu małych miejscach czyni wiele małych rzeczy, to może to zmienić oblicze świata”.
A co „ruchy miejskie mają do zaproponowania krakowianom”? Dokładnie tyle ile krakowianie będą chcieli dla siebie zrobić i osiągnąć. Ruchy miejskie to są krakowianie. Jak dotąd, przez ostatnie lata, daliśmy sobie bardzo dużo: poczucie sprawstwa i odpowiedzialności za otoczenie oraz miasto, bo jeżeli możemy, to też jesteśmy odpowiedzialni.
Co więc stanie się dalej, bo i o to pyta Gazeta? Nic się nie stanie. Pogromcy Bazgrołów będą malować. Marcin Wójcik będzie oficerem rowerowym, który stawia stojaki i maluje kontrapasy tam gdzie trzeba, bo wyrósł ze środowiska („ruchu miejskiego”) które rozumie potrzeby rowerzystów. Przejrzysty Kraków będzie nagrywał radnych. Zielone Bronowice będą walczyć o fort, którego otoczenie w końcu zostanie zalane betonem, bo zrobienie parku jest w Krakowie uważane za niegospodarność. Przestrzeń-Ludzie-Miasto będzie się starać zmienić taki sposób myślenia urzędników. KAS, być może, wyjdzie w Polskę przypominać, że od smogu umierają nie tylko krakowianie. Seniorzy z Akademii Trzeciego Wieku posprawdzają, czy rozkłady na przystankach są wymieniane zgodnie z planem, który wymusili na ZIKiT, a ci na Azorach nie przestaną upominać się o zrobienie czegoś sensownego z Domem Handlowym przy Elsnera 3. OKRK będzie opracowywał plany dla Krakowa, które ktoś kiedyś w końcu zacznie brać na poważnie, czyli tak jak na to zasługują. Bo ruchy miejskie to po prostu… wielu zwykłych ludzi w wielu małych miejscach, którzy robią małe rzeczy i zmieniają świat na lepsze.
–2 komentarze–
[…] nie tylko o ten jeden konkretny sukces ruchów miejskich (te wreszcie zaczynają łapać oddech po wyborach samorządowych, w których przynajmniej część i…) i działających w nich obywateli tutaj chodzi. Ważniejsze jest to, że akcja Posprzątajmy […]
[…] nie tylko o ten jeden konkretny sukces ruchów miejskich (te wreszcie zaczynają łapać oddech po wyborach samorządowych, w których przynajmniej część i…) i działających w nich obywateli tutaj chodzi. Ważniejsze jest to, że akcja Posprzątajmy […]