Sklep zoologiczny “Nie tylko dla psa i kota”: Jak lokal na uboczu znalazł się nagle w świetle reflektorów
Utrzymanie małego sklepu zoologicznego przy Racławickiej 21 zawisło na włosku w trakcie lockdownu. Później nie było wiele lepiej, ledwo jeden klient w ciągu paru godzin. Gdy pan Ryszard myślał już powoli o zamknięciu, na pomoc przyszli internauci, w tym m.in. znany blog Make Life Harder.
Karolina Gawlik: W miejscach, które opisuję, często jestem pierwszą dziennikarką, ale o panu było już tak głośno, że takie wizyty to już pewnie standard…
Ryszard Tomczyk: Owszem, byli tu u mnie i z gazety, i z telewizji, ale internet ma jednak największą siłę. Te instagramy, facebooki…
Widzę, że Pan obeznany!
Ja nie jestem w tym mocny, ale mam obeznane klientki. Mówiłem jednej z nich, że przez pandemię sklep był zamknięty przez prawie cztery miesiące i zrobiło się nieciekawie. Kiedy już znowu go otworzyliśmy, przychodził jeden klient na cztery godziny. Zaproponowała wówczas, że jeśli wyrażę zgodę, wrzuci zdjęcie na swój Instagram i będziemy działać. Zgodziłem się, co miałem zrobić, i tak rozważałem zamknięcie. Pani Paulina opublikowała to zdjęcie i od tego momentu nastąpiła diametralna zmiana! Zaczęły się tu ustawiać kolejki. Potem przyszła do sklepu pani Pati Bukowska, aktorka i modelka!
Pati Bukowska? Miałam jednak rację, że Pan obeznany!
A to akurat od córki się dowiedziałem. Ona też sobie zrobiła ze mną zdjęcie i wieść o sklepie poszła jeszcze dalej. Teraz klientów jest coraz mniej, ale mam nadzieję, że jeszcze wrócą ci, co kiedyś tu przyszli. Nie potrzebuję milionów, ale żeby jako tako dało się spokojnie egzystować.
Miejscowi nie są w stanie zrobić wystarczającego obrotu?
Niestety nie, raczej robią oszczędne zakupy. Teraz przyjeżdżają do mnie klienci spoza dzielnicy, a nawet spoza Krakowa. Raz przejeżdżał przez Kraków pan z Rzeszowa, więc zatrzymał się specjalnie, żeby zrobić zakupy. Innym razem małżeństwo jechało przez Kraków na wesele, wpadli po worek karmy, zamiast kwiatów, dla państwa młodych. Tych przyjezdnych nie ma już aż tak wielu, jak na początku tego Instagrama, ale i tak jest mi miło z tego tytułu. Może to chwilowa “chwała”? Ale nie ma co zapeszać.
Z tym że ci dawni, stali klienci to mają pewnie swój specjalny urok.
Jest taka starsza psina, która mimo wieku, drałuje do mnie przez pół godziny, bo pamięta, że zawsze podczas zakupów dostawała ode mnie poczęstunek! Ostatnio szła nawet w deszczu – i dobrze, bo ma motywację do zdrowego spaceru. Problem w tym, że stali klienci też znikają, bo w trakcie pandemii zrobiła się jeszcze większa moda na zakupy w internecie. Przychodzą po sianko czy trociny, a to, co droższe, zamawiają już w sieci; mimo że kiedyś kupowali wszystko u nas.
Od kiedy pan tu pracuje?
Od kiedy żona przeszła na emeryturę, czyli od stycznia tego roku, ale działamy tutaj od 1999 roku. Wcześniej prowadziliśmy sklep z używanymi ubraniami, a od 2007 roku zoologiczny.
Skąd zmiana branży?
Absolutny przypadek. Sąsiadka zza ściany, która prowadziła zoologiczny, przechodziła na emeryturę. Dostała duży spadek, kupiła sobie dom, wyniosła się poza Kraków. Wszystko działo się z dnia na dzień. Spytała wtedy, czy chcemy przejąć sklep po niej. Zgodziliśmy się i tak już zostało.
Czyli nie jest pan handlowcem z krwi i kości?
Nie, jestem projektantem konstrukcji stalowych i ciągów technologicznych, pracowałem w Biprostalu, ale potem wszystko się rozleciało. Brakuje mi trzy lata do emerytury, więc chciałbym je dokończyć w naszym sklepie pomalutku, jeśli zdrowie i warunki pozwolą. Sklep znajduje się trochę na uboczu, przez to jest mniej widoczny, ale teraz to co innego, bo ludzie przychodzą z internetu, a nie z ulicy. W tym momencie nie mogę złego słowa powiedzieć na tę pracę, bo wiem, jak to jest, gdy się siedzi po kilka godzin i żaden klient nie przychodzi. Strasznie się wtedy dłuży.
Jak się pan odnalazł w tej roli?
Bardzo dobrze. Jest łatwiej jak się ma trochę zwierząt, a ja zwykle z nimi obcowałem. Poza tym, żona była biologiem, więc się od niej uczyłem, często też pomagałem jej popołudniami. Najwięcej jednak nauczyli mnie sami klienci. Ludzie nam raportują, jak ich pupile reagują, jakie mają objawy, czego potrzebują. Z czasem taka wiedza się utrwala, zwłaszcza jak pojawia się dziesiąty taki sam przypadek.
Zawsze miał pan zwierzaka?
Zawsze, przeważnie psy. Psy są bardziej komunikatywne, a kot to wiadomo… w domu żyje kot i jego służący – człowiek. I wbrew pozorom potrafią być bardziej zazdrosne niż psy!
Co najbardziej lubi pan w tej pracy?
Rozmowy z ludźmi, bo zawsze się trafi na miłą osobę. Pani Bukowska co tydzień wpada i pyta, jak samopoczucie! Bardzo to miłe.
Ma pan jakieś produkty, które szczególnie poleca klientom?
To zależy od potrzeb klienta, ale bardzo cenię, że porządne karmy produkują także polskie firmy. Świetnie się u nas sprzedają, co pokazuje, że to dobre produkty. A wiadomo, że naszych trzeba wspierać, bo sieciowe markety i zagraniczne firmy często wyniszczają nasz rynek.
Tyle tu u pana różnych dobroci dla zwierzaków, ludzie je kupują. Czyżby świadomość na temat ochrony zwierząt była coraz większa wśród ludzi?
Wśród tych, co mają zwierzaki z powodu odpowiedzialnej, świadomej decyzji – owszem. Natomiast z opowieści ludzi z okolic Krakowa wiem, że ciągle przybywa psów przywiązanych do drzew, zwłaszcza jak przychodzą wakacje i święta. Jaki to dramat, że taki ktoś nie pojedzie nawet do azylu, tylko do lasu i zostawia psa?
Szkoda, że nie wszystkie psy mają takie szczęście jak pańska Roksa.
Roksa jest adoptowana, choć po śmierci poprzedniej suczki obiecywaliśmy sobie z żoną, że już nigdy więcej nie będziemy mieć psa. Koleżanki żony wysłały nam jednak bardzo podobną psinę do adopcji i zmieniliśmy zdanie. Ona jest przesympatyczna, zawsze leży obok mnie na łóżku, chociaż tak naprawdę woli mieć łóżko całe dla siebie. Ostatnio mi zjadła kanapki, które sobie przygotowałem do pracy, bo zostawiłem je na dłuższą chwilę na stole. Wracam ze sklepu, a tam wszystkie elegancko rozpakowane, bo dama nie jada już chleba, a jedynie to, co najlepsze ze środka! Jak wyszła z azylu w ogóle nie grymasiła. Dlatego mówię moim klientom – karmę proszę kłaść wysoko na półeczkę, bo inaczej będzie psia lub kocia samoobsługa.
***
Czytaj także o Lodovych Tutkach, które w Nowej Hucie serwują doskonałe lody. Rafaelle Esposto, który prowadzi U Włocha Food Truck oraz tym, jak wybrać siatkę na balkon dla kota.
Oraz o najlepszych burgerach w Krakowie.
–1 Komentarz–
[…] …sklep zoologiczny przy Racławickiej i… […]